U miejętność szybkiego czytania nie jest bynajmniej cnotą, ani też tytułem do chwały. Raczej należałoby się jej wstydzić, a nawet jeśli nie, to zapewne dobrze byłoby ograniczyć jej stosowanie, tak jak nie należy szybko jeść, bo można się łatwo udławić, lub doprowadzić do rozstroju żołądka. Umysł też się może zadławić, a mózg ulec kompletnemu rozstrojeniu. Czy w takim przypadku należałoby winić szybkie czytanie? Raczej: czy w takim przypadku należałoby winić tylko i wyłącznie szybkie czytanie? Raczej nie. Tylko i wyłącznie nie. Nigdy nie ma tylko jednej jedynej przyczyny – zawsze są sploty okoliczności, mniej lub bardziej dziwne, zespoły przyczyn powiązanych wzajemnymi zależnościami różnego stopnia. Niemniej szybkie czytanie na pewno do takiego zespołu przyczyn należy, może nawet jest jego jądrem, chociaż niekoniecznie musi tak być, że ów zespół przyczyn ma strukturę hierarchiczną, koncentryczną – może przecież być chmurą, magmą, wielojądrową plazmą nieustannie zmieniającą swój kształt, pełznącą, przemieszczającą się, nieokreśloną, nieuchwytną..... Na przykład: szybkie czytanie powoduje brak refleksji. Refleksja bowiem wymaga czasu, a czasu nie ma, gdyż zużywamy go na coraz to nowe zdania, akapity i strony. Rozmyślanie nad tym co przeczytaliśmy i co czytamy jest niejako prostopadłe do kierunku czytania. To tak jakbyśmy zeszli na chwilę z drogi, którą podążamy – skręcamy w bok, idziemy wąską, krętą ścieżką, wchodzimy między drzewa, kryjemy się w cieniu, żeby na jakiś czas stracić drogę z oczu... albo wspinamy się na zbocze niewielkiego pagórka, by z jego szczytu zobaczyć naszą drogę z góry, z zewnątrz, objąć wzrokiem teren, który ona przecina, sprawdzić jak jest w tym terenie usytuowana, czy jest główną linią kompozycji, czy tylko jedną z mniej istotnych kresek..... Lecz żeby skręcić w bok, żeby zejść z drogi, musimy nią iść, a nie pędzić. Jeśli będziemy pędzić superszybkim pociągiem, albo nawet tylko szybkim, to nasz zachwyt z pokonania ogromnej odległości w bardzo krótkim czasie powinien być zrównoważony smutkiem płynącym z niepoznania, niezobaczenia, krainy przez którą właśnie przemknęliśmy.

A szkoda. Bo właśnie minęliśmy stare drzewo o nadzwyczaj ciekawym pokroju i konarach powykręcanych w sposób zgoła niepojęty.... tam zaś mogła być piękna kompozycja dachów, pól, łąk i ogrodów.... tu wyraz nieznany, zaskakujący nigdzie indziej nie spotykanym sąsiedztwem tłoczących się spółgłosek, a jednak brzmiący jakby swojsko, wcale nie taki niezrozumiały, aczkolwiek jego znaczenie może okazać się zupełnie inne niż to, którego domyślamy się przez analogie i konteksty – tkwi on niczym omszały głaz w pędzącym strumieniu-zdaniu, huczącym i gwałtownie zakręcającym, by za chwilę wyhamować i rozlać się w szeroki staw.... I nie są to tylko wrażenia smakowe, estetyczne. Nie ma bowiem czystej estetyki, nie ma bowiem formy, która nie niosłaby ze sobą jakiegoś znaczenia, lub która nie ukrywałaby w sobie innego znaczenia oprócz tego eksponowanego na zewnątrz jakby w celu ochronienia tych innych, które niekoniecznie muszą być w opozycji, mogą bowiem subtelnie rozszerzać je, podpierać, być niczym stelaż, na którym rozpina się płachtę namiotu.

Ot, weźmy na przykład taką interpunkcję. Wydaje się, że wszystko tu oczywiste. A jednak nie. Oto tak zwany wielokropek. Dobrze, że tak zwany. Bo skoro wielokropek, to tych kropek winien mieć wiele, a ma ich tylko trzy. Co prawda trzy kropki to więcej niż jedna, ale z pewnością mniej niż pięć lub sześć, nie mówiąc o czternastu – więc trzy to raczej niewiele, zatem ... powinno się określać mianem niewielokropka. A najlepiej używać nazwy precyzyjnej, czyli: trzykropek (albo trójkropek). Wtedy unikniemy gorszących kłótni o to, od jakiej liczby można używać określenia wiele. W każdym razie trzykropek wskazuje, że należy zatrzymać się. Choćby na chwilę. Że oto pojawiła się jakieś niedopowiedzenie, że nie wszystko zostało napisane. Z różnych powodów. Czterokropek sugerowałby, że wymagane jest odrobinę dłuższe zastanowienie. Przerwa na podniesienie głowy, spojrzenie w bok ..... A pięciokropek, na dodatek poprzedzony spacją, że może trzeba rozglądnąć się .......... A prawdziwy wielokropek, że można dobrze byłoby napić się herbaty i rozważyć sprawę myślników, półpauz i całych pauz: - ..... . . . . . . rozmaitych ich kombinacji przyspieszających i zwalniających, ścieśniających i rozciągających - - - - A wielospacje? A dwudwukropki (zwane także kwadratokropkiem)? A wielodwukropki? A wieloprzecinki? Dlaczego nie ma wieloprzecinków? Dlaczego przecinki są dyskryminowane? Czy mają w sobie jakąś ułomność? Jakąś niezręczność? , , , , , , , , , , Tak, mają. Przede wszystkim jakąś dziwaczność.


No i proszę ile nowych możliwości. Lecz tam chodzi o to, by upraszczać, by nic nam nie przeszkadzało w czytaniu, by wzrok mógł się przesuwać po linijkach tekstu bez najmniejszych przeszkód, BY SIĘ PO NICH ŚLIZGAŁ JAK NAJSZYBCIEJ. Zaś tu chodzi o to, by komplikować. TU ścieżek nie prostujemy – tu ścieżki gmatwamy i plączemy, by naszą uważność nieustannie ostrzyć, nie zaś ją tępić.

Czy to aby dobre przykłady? Przecie to wygląda jak plan reformy ortografii... A miało być miłe, nienapuszone powitanie kuracjuszy.... Więc witamy, przepraszamy za nudziarstwo i przystępujemy już do tego, co naprawdę istotne, mianowicie do wyboru zabiegów.

Czy to aby naprawdę takie istotne? Wybór wcale nie jest obowiązkowy. Nawet branie zabiegów nie jest obowiązkowe. Można przecież udać się na spacer do parku albo do lasu, zabłądzić w nim i już tu nie wracać... Lecz jeśli ktoś by chciał wybrać, to może wybrać, choć oferta o zawrót głowy nie przyprawia:

przekręcanie wyrazów >>>

czytanie wspak >>>


czytanie równoległe >>>


teksty w tekstach >>>

spacery leksykalne >>>


leżakowanie >>>


widoki prozaiczne >>>


No i pozostaje jeszcze kwestia zakwaterowania, aczkolwiek problem ten dotyczy tylko tych, którzy zdecydują się zostać tu trochę dłużej. Można przecież dojeżdżać na zabiegi. Można też nie dojeżdżać i ćwiczyć w domu – co własny fotel to własny, nic go nie zastąpi. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że własny fotel, choć wydaje się najbezpieczniejszym miejscem na świecie, może się okazać całkiem niebezpieczny, właśnie dlatego, że taki bezpieczny – co wcale nie znaczy, że od razu musimy zamieniać go na tratwę miotaną po rozszalałym morzu. Niemniej jednak warto się nad tym zastanowić. A gdyby tak zostawić to rozszalałe morze, tylko tę tratwę zamienić na wygodny, i nasz ulubiony, fotel?

Zatem leniwi niech siedzą w domu.
Nieleniwi mają do wyboru:

szałasy piętrowe typu A
ziemianki typu n
ziemianki typu u lub v
apartament typu S


<<<