Czy dla
nieleniwych? No, to raczej wątpliwe. To raczej dla
niepracowitych. Niepracowici różnią się od nieleniwych na
pewno znacznie bardziej niż cis od des. Oczywiście w stroju
nietemperowanym. I oczywiście dla ucha co najmniej
niegłuchego. Uszywiście.
Ziemianka....
Nora....
Barłóg.... Macica.... Włazimy i zwijamy się w kłębek. Śpimy.
Zapadamy w zimowy sen. Zagrzebujemy w skóry. Przysypujemy
się suchymi liśćmi....
Nie.
Nie o norę tu chodzi. Raczej o spiżarnię-niby-piwnicę,
usytuowaną obok domu, na zewnątrz, wolnostojącą, a może
wolnokucającą, do połowy zanurzoną w ziemi i przykrytą
ziemią.... jakby trawnik wzdął się, napęczniał, wypucył.....
jakby ktoś ileś tam liter n ustawił jedna za drugą, wkopał
je do połowy, a wybraną spod nich ziemię narzucił na nie i
obsiał to trawą i kwiatami, z przodu wymurował ścianę i
wstawił małe drzwi.... Tak, kiedyś było tu takich bąbli co
niemiara. Jakby ziemia dostała jakiejś wysypki, jakby się
jej pod skórą zalągł jakiś pasożyt. Nie łudźmy się jednak.
Nie były to spiżarnie myśli. Nie trzymano w nich książek, by
chronić je przed kataklizmami, by było im chłodno w upały i
ciepło w trzaskające mrozy.
No
dobrze, wynajmujesz taką norę i co: śpisz? jesz? i tak na
zmianę? Otóż nie. Uczysz się czytać po ciemku. Powiadają, że
kiedyś, dawno, dawno temu żył pewien mnich, który cały czas,
w niesłabnącym zachwycie i uniesieniu, pisał i przepisywał
księgi – kiedy wypalał się kaganek, kiedy umierał płomień
świecy, on nie przestawał pisać, pisał dalej oświetlając
stronę swą lewą dłonią.....
Ta
opowieść zdumiewa. Najpierw. A potem już nie. A przynajmniej
znacznie mniej. Nawet w absolutnych ciemnościach można
przecież pisać. Lecz czytać? Czytać w ciemnościach
oświetlając tekst światłem własnych oczu.... Ot co.