Drrrrrrrr !!!!!!!
DrrrrrrrrrRRRRrrrr !!!!!!!!!!
BRRRrRRRRRRrrrrRRrrrr! Co za sen!
Cóż za okropieństwo. Pewnie przez ten upał.
Nie ma czym oddychać. Zupełnie nie ma czym oddychać. Cały jestem mokry. Wykąpać by się trzeba. Wziąć jakiś prysznic. To by dobrze zrobiło. Ciepły czy zimny czy gorący? Na zmianę? Nie nie. Może letni. Wszak mamy lato. No tak, mamy lato ..... No i co - spłukam ten pot i za chwilę znowu cały będę mokry. To już lepiej obsypałbym się mąką ..... Ale by było. Myśleliby, że duch. E tam – duch. Kluch a nie duch. Zwykły kluch ........ 
Po co prysznic. Lepiej zatrzymam się po drodze i wskoczę do jeziorka .... Popływać – popływać przez chwilę – czy tam da się popływać? Ono mogło już wyschnąć. Nie zaglądałem tam przez kilka dni – pewnie już się zrobiło bajoro ...... No to zażyję kąpieli błotnej. Niczym hipopotam ........ A zamiast prysznica herbata. Gorąca herbata z odrobiną mięty ......... Świat zamieniony w bułkę i pożarty przez potwora. Przez głodnego giganta. Co za pomysły! POMYSŁ! BUŁKA NA KONIEC ŚWIATA! Bułka emerycka! Kup bułkę na koniec świata! Kup ją teraz! Gdzie kupisz ją potem? Zrób sobie kanapką na koniec. Na zapas. Może zgłodniejesz potem i co wtedy? ........ To jest pomysł! Tylko trzeba by zdążyć je dowieźć na szczyt zanim oni dotaszczą tam Emeryka. Jeszcze ciepłe, wręcz gorące emeryczki. Bułki
emeryczki.  Emeryczki! Dzwonię do szefa ........... Dzwonię.












Co to mi się śniło?
Że jestem kluchem? KLUCH.
Że jestem ciastem i mnie wałkują na stolnicy? Gniotą i gniotą.
Zagniatają, dolewają wody, dosypują mąki i znowu gniotą i gniotą, gniotą,
klepią, plaskają, wyrabiają, aż się odrywam od rąk tak jak należy. A potem robią ze mnie bułę? I mnie pieką? ...... Nie, to jakoś inaczej było. To nie ja byłem bułą – a może i byłem tylko w jakiś tajemniczy sposób przestałem być bułą. To świat stał się bułą. Tak! Tak! I to myśmy go upiekli? My w naszej małej piekarence? Taka ogromną bułę? Jak to możliwe? Wszystko jest możliwe w taki upał. Wszystko ..... Ja coś dosypałem do mąki. Co to było? Zaczarowane drożdże? .......
W snach nie ma zaczarowanych drożdży. To mogły być tylko jakieś koszmarne drożdże. A potem upiekliśmy bułę, która była całym światem. Ale ta buła wcale nie była większa od kuli ziemskiej – zmieściła się do pieca, który wcale nie był jakimś gigantycznym piecem. To był nasz normalny piec. Lecz z całą pewnością ta bułka była całym światem – bo przecież cały czas kiedy ona tam siedziała w tym piecu i się piekła, my roztrząsaliśmy problem jak to możliwe, że my jesteśmy więksi od świata, na którym żyjemy i że ten świat nagle mógł stać się bułą i że trzeba go piec i to właśnie w naszej piekarni. Szef zaraz zaczął myśleć o jakimś nowym haśle „Kup bułkę – zjedz świat” .... nie, to jakoś było inaczej – jak? jak to było? ....... Myślał i coraz to powtarzał na głos to co wymyślił, a ta buła-świat się piekła. Urosła w piecu. Nie mogliśmy jej wyciągnąć. Szarpaliśmy się z drzwiczkami, ktoś powiedział, żeby rozwalić piec, bo inaczej nie wyciągniemy tej buły, ale piec sam pękł. Pękł bezgłośnie, zupełnie jakby się zsunął z tej buły. Zastanawialismy się kto taką bułę kupi i zje. I jak ją przewieźć, żeby się nie zapadła w sobie, wydawała się bowiem nader delikatna i nadzwyczaj puszysta, jakby tylko miała tę rumianą skórkę, a w środku była całkiem pusta ....... Kiedy się tak zastanawialiśmy ktoś się pojawił i zeżarł tę bułkę. Tak ją żarł, tak łapczywie, że tylko trzeszczało, okruchy leciały na wszystkie strony ..... Potwór jakiś. Sąsiad. Ten grubas, co się zawsze awanturuje, że nasze bułki nie są dosyć chrupkie. No to czego je kupuje? Chyba po to, żeby móc się potem na nas wydzierać .... Strasznie chrupał. Ja chrapałem - on chrupał.


















Dobre sobie: zaczarowane drożdże!

Mogłaby być taka bajka: Zaczarowane drożdże:
Był sobie młody, biedny piekarz. Bardzo był biedny, bo nie mógł piec tyle bułek ile chciał, a nie mógł ich piec tyle ile by ludzie zjedli, bo nie miał tyle drożdży. Nie dość, że miał bardzo mało drożdży, to jeszcze te drożdże były jakieś oporne i nie chciały rosnąć tak jak należy. Albo były leniwe. Bardzo leniwe. Młody piekarz nie mógł się z nimi dogadać. Próbował je przekonać, żeby rosły szybciej, ale one nie chciały. Twierdziły, że są już zmęczone tym ciągłym rośnięciem i że chciałyby pojechać na wczasy tam, gdzie nikt drożdży nie używa, najchętniej na jakąś piękną, gorącą wyspę, gdzie ludzie żywią się tylko słodkimi soczystymi owocami i bułki nie są im potrzebne ..... I co dalej? Dalej oczywiście musiałby spotkać jaką czarownicę albo wróżkę, która dałaby mu odrobinę zaczarowanych drożdży. Potem ta czarownica okazałaby się pracownicą tajnego laboratorium genetycznego, w którym udało się skrzyżować drożdże winne z chlebowymi. Młody piekarz oczywiście nie wiedział (choć może czegoś się domyślał – nie był przecież takim kompletnym matołem), że został wybrany na królika doświadczalnego .... W każdym razie nowe drożdże były niebiańsko pracowite. Piekarz nie mógł nadążyć z produkcją. a okoliczna ludność nie mogła nadążyć z konsumpcją. Sława winnych bułeczek zaczęła zataczać coraz to szersze kręgi ...... Jakby to się mogło kończyć? Zaczarowane bułeczki mogłyby jeszcze zacząć leczyć skutecznie jakąś wredną chorobę gnębiącą konsumentów od lat, z którą medycyna niekonwencjonalna nijak nie mogła dać sobie rady, co w niczym nie przeszkadzało w jej spokojnej i nader bujnej egzystencji ..... dlaczego we śnie niczego nie można zapisywać? że też nikt do tej pory nie wymyślił jakiejś nagrywarki do snów .... EEG wymyślili – straszne mi mecyje: eegie: wykresy i wykresy – czy mnie się śnią wykresy?