No
właśnie, jak
należałoby zapisać ową wypowiedź Kasjerki poczynioną
tego dnia o
godzinie 10:09, żeby nie dodawać już potem tego
„mruknęła pogardliwie”,
a żeby wszyscy wiedzieli, ze Kasjerka właśnie to
zrobiła? Czy
ogłaszanie konkursu ma sens? Może i ma. Ale dla kogo
miałby być ten
konkurs? Dla czytelników? Dla jakich czytelników?! Kto to czyta ??!! |
Zupełnie
typowa przedstawicielka zbiorowości (rasy? typu?
plemienia? gatunku? –
jak to nazwać?) małomiasteczkowo-środkowopolskich
kasjerek. A jednak
owa zupełnie typowa powierzchowność fizyczno-społeczna
kryła w sobie
nietypowe wnętrze, o czym być może zdołaliśmy się już
przekonać. Nie
będziemy jednak rozpisywać konkursu na obraz wnętrza
Kasjerki (obraz!!!
– nie opis). Stanowczo nie będziemy. Nie chcemy
dostawać wizerunków
kłębowiska fantasmagorycznych potworów
przypominających zwielokrotnioną
grupę Laokona.
|
A może zgasiła zamykając? Nowe technologie potrafią być nieprzewidywalne. |
|
Stwierdzenie to dotyczyło prawdopodobnie ostatniej, dwunastej albo siedemnastej części opowieści o Garncarzu, a właściwie to chyba przede wszystkim faktu, iż przez tyle części Garncarz nie zdołał opanować sztuki latania bez miotły, która tutaj jest czymś absolutnie normalnym, wręcz danym od urodzenia i nie wymaga uczęszczania na żadne kursy, a tym bardziej ukończenia specjalnej akademii. Zabezpieczyliśmy się jednak różnymi określeniami typu „prawdopodobnie chyba”, gdyż granice takich stwierdzeń bywają nieostre (choć po osobie zawodowo liczącej pieniądze można by się spodziewać czegoś innego) i często rozciągają się zaskakująco, obejmując nadspodziewanie rozległe obszary. Mogła zatem ta uwaga dotyczyć sposobu zapisu historii Garncarza. Kasjerka niezawodowo zajmowała się pochłanianiem literatury fantastyczno-ezoteryczno-baśniowo-gnostycko-teleologiczno-nielogicznej i ostatnio natrafiła na pewien fragment, który utkwił jej w pamięci niczym cierń (cóż za dziwaczne porównanie; niczym odłamek pocisku – jeszcze dziwaczniejsze) i zadziwił swą przenikliwością: Jakkolwiek
całą uwagę zwracam na słowa naszego naczelnika, nie
mogę przecie
schwytać w nich najmniejszego związku. W istocie,
nie wiem, kto mówi, a
kto słucha. Tu margrabia de Val Florida opowiada
córce swoje przygody,
która opowiada je naczelnikowi, który nam znowu je
opowiada. To istny
labirynt. Zawsze zdawało mi się, że romanse i inne
dzieła podobnego
rodzaju winny być pisane w kilku kolumnach, na
kształt tablic
chronologicznych.
Jeszcze
bardziej zadziwiał ją fakt, że nikt sobie nic z owej
przenikliwości nie
robił przez 200 lat i dalej nic nie robi. (Nas
natomiast zupełnie nie
zadziwia fakt, iż Kasjerka nie wiedziała nic o tym, że
12 kilometrów od
miejsca jej zamieszkania żyje ktoś, kto ów postulat
skwapliwie
realizuje od wielu lat, choć przecież nie od dwustu
(może dlatego, że
pisał on książki piekielnie logiczne); nie zadziwia
nas też to, że nic
nie wiedziała o działalności Instytutu Liberatury
założonego przez
Zenona z Krzeszowic, albowiem o wnikliwym przebadaniu
teoretycznym i
praktycznym przez tenże Instytut zjawiska tekstów
równoległych, jak
również asymptotycznych i przecinających się pod
najróżniejszymi
kątami, zarówno prasa lokalna jak i nielokalna
skrzętnie nie donosiły).
Nie dotyczyła ta uwaga chyba języka opowieści, chociaż
ten mógł budzić
rozmaite podejrzenia. Czujność Kasjerki była jednak
uśpiona zarówno
przez fakt przeczytania zbyt dużej ilości dziwnych
tekstów, co
doprowadziło do zatracenia zdolności odróżniania
zniekształceń
zamierzonych od niezamierzonych. Ponadto
usprawiedliwia ją fakt
doskonałej nieznajomości języków obcych i wynikającego
stąd
bezgranicznego wręcz zaufania do tłumaczeń
komputerowych. (Lokalna
Gazeta Elektroniczna posługiwała się dosyć starą
wersją takiego
„tłumacza” i to w dalszym ciągu niewiadomego
pochodzenia.
A oto próbka jego możliwości: Na Halloween ranku oni
budzili się do wybornego powonienia
pieczenie dyni niosącej przez korytarze. Nawet
lepiej, Profesor
Flitwick zawiadamianego w Urokach których on
myślał oni byli gotowi
zaczynać robieniom przedmioty lecą, coś oni kazali
być wszystko
umierając próbować odkąd oni widzieli jego robić
Neville ropucha wznosi
się warkocze dookoła klasy. Profesor Flitwick
kładzie klasę do par
ćwiczyć się. Harry partner był Seamus Finnigan
(który był ulga,
ponieważ Neville próbował łapać jego oko). Ron,
jednak, miał pracować z
Hermione Granger. To było twarde opowiadać czy Ron
albo Hermione było
bardziej złe o tym. Ona nie mówiła do też o nich
odkąd dzień Harry kij
do miotły przybywał.
Uwaga
ta nie dotyczyła też chyba LGE. Był to bowiem pierwszy
jej numer i należała mu się jakaś wyrozumiałość.
|
Amatorszczyzna -
mruknęła pogardliwie Kasjerka, po czym zamknęła pierwszy numer lokalnej gazety elektronicznej, zamknęła kasę i poleciała zobaczyć, co dzieje się na placu przy Emeryku. |
|
|
To na ten plac poleciała
Kasjerka.
Tam stoi Emeryk. Tu zaczynają gromadzić się ludzie – tłum rośnie i gęstnieje. Gdzie stoi Kasjerka? Czy już zginęła w tłumie czy jeszcze tu nie doleciała?
|
I nie zostawiła specjalnie przygotowanej
kartki z
napisem ZARAZ WRACAM, bowiem wcale nie miała zamiaru
wracać – to była
uczciwa kasjerka. Chciała zająć dobre miejsce, żeby jak
najlepiej
zobaczyć to, co się będzie działo. Różne rzeczy już się
tutaj działy,
ale takiego widowiska jeszcze nie było. I podobno nie będzie. Szkoda byłoby stracić taką okazję. Kasjerka nie przepadała za telewizją, choć z powodów i ze względów społecznych oglądała różne seriale, a korespondencji Mikrusa Balonko wręcz nie znosiła. |
A nie powinna tego robić. Wprawdzie
dzień był
niecodzienny i zgodnie z uchwałą rady gminy urzędy miały
pracować
krócej, ale nie aż tak krótko. Kasjerka wyszła jednak ze
słusznie
niesłusznego lub odwrotnego założenia, że w taki dzień
ludziom co
innego w głowach, a zresztą po co komu teraz gotówka?
|