Umowa o dzieło  nr...... numer jest zupełnie nieistotny i nie będziemy sobie nim zawracać głowy

Jestem umową standardową, co znaczy, że wyglądam jak umowa standardowa, bo na takim druku zostałam sporządzona (druków umów niestandardowych nie dostarczono do urzędu i można by powątpiewać w to, czy w ogóle takowe zostały opracowane). To znaczy jestem, bo tak wyglądam (i na dodatek jestem ciemnoróżowa w czym nie należy doszukiwać się żadnych podtekstów, chociaż generalnie rzecz biorąc można by mnie określić jako umowę podtekstową), ale nie czuję się taka, bo przecież dotyczę dzieła niestandardowego. Ale jak wiadomo jakieś standardy muszą obowiązywać. Ostatecznie ci, którzy nas sporządzają, też są sporządzani według jakiś standardów i zgodnie z jakimiś normami, co zakłada istnienie takich norm. (Oczywiście każdy chciałby być sporządzany indywidualnie, czyli bez przestrzegania jakichkolwiek norm, ale tak się nie da, a zresztą bycie prototypem, a nawet modelem prototypu, wcale nie jest zabawne.) A moje poczucie? Ach! Czy ktoś w ogóle mógłby odważyć się pomyśleć, że ja mam jakieś poczucie odczucie uczucie i czucie? Z założenia i według wszystkich obowiązujących norm i standardów mam być całkowicie i absolutnie beznamiętna. Skąd zatem te odczucie i poczucia? Spomiędzy linijek tekstu? Spomiędzy nadrukowanych liter? Spomiędzy celulozowych włókienek? Spomiędzy cząsteczek ciemnoróżowej farby?

Zawarta w dniu 8 kwietnia 2009 pomiędzy Zamawiającym a Wykonawcą.

To oczywiście przypadek. To wcale nie miał być prezent. A jeśli miał być, to raczej antyprezent, bowiem Wykonawca imienin nie obchodzi. Dziwak. Posądzanie nas o takie wyrachowanie jest nieuzasadnione. Wszystkie liczby i cyfry pojawiające się w nas, w umowach, nie oznaczają niczego nieilościowego, czyli nie mają żadnych znaczeń pobocznych. Niczego nie sugerują i nie są żadnymi aluzjami. Natomiast podejrzewanie nas o konszachty z numerologią byłoby już prawdziwą niegodziwością.

 

§1

Zamawiający zamawia wykonanie, a Wykonawca zobowiązuje się wykonać dzieło polegające na: ...... Jakie dzieło? Co to ma być za dzieło? On nic nie będzie robił. On nie będzie działał. Odnoszę wrażenie, że Zamawiający nie wie co zamówił, a Wykonawca nie wie do czego się zobowiązał, ale to może być tylko wrażenie, a jak wiadomo wrażenie bywają różne. No więc on będzie się tylko przyglądał. Będzie nadzorował. Albo nie będzie. Może siedzieć w domu. Nie ma takiego obowiązku. Wiem najlepiej. Ale może być obowiązkowy z natury. To nie jest istotne. Co miał zrobić, to już zrobił i to już dawno – wymyślił. Tu bowiem chodzi o dzieło intelektualne. Tak się to nazywa i wzbudza, ciągle jeszcze, niezdrowe (lub zdrowe – ciągle nie wiadomo) emocje i kontrowersje. Czyli o pomysł. Czyli powinnam zmienić imię/nazwisko na Umowa o pomysł. A ci, którzy będą ten pomysł realizować zapewne podpiszę umowę-zlecenie. jeśli w ogóle coś podpiszą. Przeniesienie Emeryka na szczyt góry to żadne dzieło. To zwykła robota. Chyba, że będą go przenosić z figurami. Tańcząc i śpiewając. Odgrywając scenki. Improwizując choreografię. Zataczając nieprzewidziane kręgi i pętle. Na to się raczej nie zanosi. Raczej będą to chcieli zrobić jak najprędzej, bo strasznie gorąco. A Emeryk? Z Emerykiem należałoby podpisać umowę o antydzieło. Ta umowa byłaby niestandardowa, precedensowa, nie podlegająca żadnym normom i mogłaby być wzorem dla następnych umów tego typu. Czyli niejako wytyczyć kierunek naszej ewolucji. Pod warunkiem, że nie okaże się absolutnie ślepym zaułkiem, jednostkowym dziwolągiem, wybrykiem natury.

§2

Do wykonania działa Zamawiający wyda Wykonawcy na jego żądanie wszelkie niezbędne materiały i narzędzia. Wykonawca zobowiązuje się, po zakończeniu dzieła, rozliczyć z otrzymanych materiałów i narzędzi oraz zwrócić te, których nie zużył do wykonania dzieła, najpóźniej w dniu wydania dzieła.

To można by ominąć. Wykonawca niczego nie żądał w związku z czym Zamawiający niczego nie musiał Wykonawcy wydawać. Lecz skoro już jest ten punkt, to można by się zastanowić jakie materiały i narzędzia potrzebne są do wykonania pomysłu. I czy takie materiały i narzędzia można zamówić i dostarczyć. A potem je oddać. Po wykonaniu dzieła czyli po wymyśleniu pomysłu. Bardzo to interesujące ...... To nawet jest jeszcze bardziej interesujące. Bowiem jeśliby istniały takie materiały, to gdzieś je się pewnie wydobywa, w jakiś kopalniach albo kamieniołomach, to znaczy myślołomach; albo uprawia i potem zrywa lub wykopuje lub zbiera, a może kosi? A takie narzędzie do wykonywania pomysłów też ktoś i gdzieś musiałby produkować, a potem sprzedawać, dzierżawić lub wypożyczać ..... I tak dalej. Ciekawe to, bardzo to ciekawe.

§3

Termin rozpoczęcia dzieła strony ustaliły na dzień: ..... a termin ukończenia dzieła na dzień: ..... A to zupełnie nieciekawe i nieistotne, albowiem kiedy Zamawiający dogadał się z Wykonawcą pomysł był już od dawna gotowy, od tak dawna, że nawet sam Wykonawca miałby kłopoty z określeniem daty wymyslenia pomysłu. Czy też raczej wpadnięcie na pomysł. Co skądinąd jest już ciekawe – to że na pomysł się wpada (co sugerowałoby zdarzenie pokrewne wypadkowi, może nawet śmiertelnemu, lecz niekoniecznie) lub że to on wpada lub przychodzi do czyjejś głowy. Wszystko to aż nadto sugeruje przypadkowość zdarzenia i poddaje w wątpliwość uznawanie takiego wydarzenia za owoc ciężkiej pracy. Chyba, że za taką uznamy nieustanne kręcenie głową, by ustawić ją we właściwej pozycji, czyli przecinającej trajektorię lotu pomysłu i nieustanne otwieranie, aby pomysł do niej wpadł, a nie odbił się od twardej czaszki i poleciał w inną stronę.

§4

Odbiór dzieła nastąpi w siedzibie Zamawiającego.

Uwaga! To niebezpieczne. Ktoś mógłby się doczepić, zważywszy, że nie wiadomo na czym miałby ów odbiór dzieła polegać. Jeśli na tym, że Wykonawca kiedyś tam Zamawiającemu o swoim pomyśle opowiedział, a ten wykrzyknął „Świetny pomysł! Robimy!”, lub że Zamawiającemu kiedyś wpadł w ręce jeden z nielicznych egzemplarzy tej dziwnej, trójkątnej książki pod tytułem HASA RAPASA, w której ów pomysł został opisany i on go przeczytał (raczej nie należy sądzić, że przeczytał całą książkę, raczej przeglądając ją z niedowierzeniem i czającym się gdzieś tam w zakamarku umysłu przerażeniem wzrok jego spoczął właśnie na tym fragmencie; jakieś, nie wiadomo dokładnie jakie i które trybiki w umyśle Zamawiającego poruszyły się, zazgrzytały i zaskoczyły; i zakręciły się wprawiając w ruch całą skomplikowaną machinę; ku ogromnemu zaskoczeniu Zamawiającego; nic już nie mógł na to poradzić), to świadczyłoby to, że „odbiór dzieła” nastąpił znacznie wcześniej niż „zamówienie dzieła”. Efekt jak najbardziej kwantowy.

§5

Wykonawcy za wykonanie dzieła przysługuje wynagrodzenie w wysokości: o nie! tego nie zrobię! świnią nie jestem – zwrócę natomiast uwagę na fakt, że jestem jedną z pierwszych umów zawartych nie w euro lecz w mondo (waluta ta otrzymała symbol M co według jednych oznacza, że ma mocną podstawę, a według drugich, że wisi nad ziemią w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości) z którego Zamawiający dokona stosownych potrąceń, zgodnie z przepisami ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. I duchowych. Tak powinno być, ale nie jest. Już mówiłam, że to stary druk nie uwzględniający najnowszych postanowień Ministerstwa Finansów. Nie należy mylić osób duchowych z osobami duchownymi, te bowiem ze swej natury są jak najbardziej osobami fizycznymi. Ministerstwo nie określiło jasno i wyraźnie (przynajmniej do tej pory) kogo lub co należy uważać za osobę duchową. Być może właśnie o to chodzi, o takie niedookreślenie dające ogromne pole do popisu i manewru. Wydaje się, że taką osobą mógłby być Emeryk mimo całej jego niepodważalnej (oczywiście do czasu) fizyczności.

§6

Wynagrodzenie płatne będzie w siedzibie Zamawiającego, po wykonaniu dzieła, w terminie .... płatne w dniu realizacji zdarzenia opisanego przez Wykonawcę .... dni od złożenia rachunku przez Wykonawcę. Że też Wykonawca zgodził się na taki zapis! Ale to już jego sprawa. I tak nie jest najgorzej. Mógłby przecież zgodzić się na wypłatę po wykonaniu dzieła – to że się nie zgodził, świadczy o tym, że nie stracił rozsądku całkowicie. Trochę mu zostało. Jakieś nędzne resztki.

§7

Postanowienia szczegółowe: ............................ Brak. I bardzo dobrze. Zawsze trzeba zostawić sobie jakąś furtkę. Żeby w każdej chwili można było powiedzieć: wie Pan co, a może byśmy tak zrobili tu jeszcze ....

§8

Jakiekolwiek zmiany w umowie mogą być dokonane tylko za pisemną zgodą stron. Strony nie mogą powoływać się na ustalenie pozaumowne.

I tak wszyscy wiedzą, że mogą. W granicach rozsądku, oczywiście. Niech żyje elastyczność! Nie można krępować sobie i innym rąk i nóg i na dodatek kneblować usta. Wszystko jednak w stosownych granicach. Z wyczuciem. Z umiarem. Ot co!

§9

W sprawach nie objętych tekstem niniejszej umowy mają zastosowanie odpowiednie przepisy Kodeksu Cywilnego.

Jak chcą to niech mają. Jak chcesz zobaczyć co chcą i co mają, to zobacz! Nikt ci tego nie będzie bronił. Nie miej potem do nas pretensji, że się zgubiłeś. I nie proś nas, byśmy cię odnaleźli.

§10

Umowę sporządzono w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach, po jednym dla każdej ze stron.

Mam nadzieję, że Wykonawca ma więcej takich umów sporządzonych w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach. Byłby idiotą, gdyby nie miał. Chociaż na idiotę nie wygląda, to jednak może nim być. Różnie to bywa. No bo kto jak nie on mógłby podpisać umowę o prawach do transmisji z tego wydarzenia? Ktokolwiek. Różnie to bywa.