Que bella giornata!

QUE? Che?

He! He! He! Zapomniałam.

Zapomniałam czy też nagle sobie przypomniałam?

Sobie? Se? Me?
Me! Me! Me! Me! Meeeeeeeeeeeee!
Nie jestem kozą! Cosą? Kosą? Coza! Coza! O cosa mia!
Ale będzie dzień! Taki gorący.

Znowu!
Oggi! Di nuove!
Znowu i znowu. Tak ciepło. Tylko ciepło. Tylko gorąco.
Soltanto? Tanto di sole?
Pomieszanie. Pomieszanie.
Mogliby nas przesadzić. Dziś. Oggi. Wreszcie mogliby nas przesadzić. Mnie i moje due sorelle. Czego się boją? Że w zimie może być mróz? Kilka dni tęgiego mrozu. Nagle i niespodziewanie. Bez ostrzeżenia. I nas zamrozi. Zważy. Zniszczy. Zetnie. Spali.
Spali? Mróz spali???
Jednak mogliby zaryzykować. Klimat ocieplił się wystarczająco. Morza tylko brak. Morze by się przydało. Stopiłyby się wreszcie te lodowce i by nas zalało. Ach, jakby było cudownie gdyby tu było morze. Nie, nas by nie zalało. My przecież na tarasie. A taras na górce. Na wzniesieniu. A przed wzniesieniem dolina. Zbocze opada tak łagodnie. Wydaje się prawie płaskie, lecz płaskie nie jest ...... Za doliną znowu wzniesienie. Czyli taka niecka. Dołek. obniżenie terenu. Mare by tam wpłynęło. Mare. ciepłe i bardzo niebieskie. Błyszczące i rozpromienione. Nic byłoby już Czarnej Wody. Aqua Nigra sarebbe Aqua Azzura. Azzurrra. Azzzzzurrrrra. Lazzzzzurrrrra. Pięknie by było. Bellisssssime. Che bello. Jeszcze skały by były potrzebne. Skały staczające się do zatoczki. A wtedy my na tych skałach. My rosnące pomiędzy skalnymi blokami. Wciskające się między nie. Zwieszające się nad Granatową Wodą. Nad Amarantową Wodą. Nad Atramentową Wodą .....
Marzenia...
Cytrynę też by mogli przesadzić. Za małe te doniczki. Te donice. Jakie przed nami perspektywy? Skarlenie.
Boją się. Pamiętają o sekwoi. Ja też to pamiętam. Pamiętam, że sekwoja rosła wspaniale przez pierwsze lato. Zazdrościliśmy jej. Podziwialiśmy ją. Stała tu, w tym samym miejscu na tarasie. (A my byłyśmy tam na murku koło garażu, w takich malutkich, białych doniczkach.) Drugiej zimy nie przeżyła. Uschła. Jakby spłonęła. Płonęła bezpłomiennie i powoli. Czerniała. Szarzała. Skręcało jej igły. Wyginało. A przecież stała na parapecie w domu. Nie mogło jej być zimno ........ Gdyby ją przesadzili, gdyby ją wyciągnęli z tej doniczki, to może by teraz rosła ..... I gdyby przeżyła te paroksyzmy zim sprzed kilku lat, zim mego wczesnego nieszumielęctwa. Bo teraz już nie ma takich zim. Za to od kilku lat są jaszczurki. Zadomowiły się. I motyle jakby bardziej kolorowe i większe ...... Tylko ja ciągle nie szumię. Ale gdyby dzisiaj powiał wiatr, gdyby ruszył po duszne powietrze - na tyle jest gęste, że poruszyłoby moimi długimi igłami, a one uderzyłyby o siebie, zaczęłyby się ocierać, gałęzie by się ugięły, gałęzie już wystarczająco długie ...... Więc może dzisiaj zaszumiałabym po raz pierwszy? Tak naprawdę zaszumiałabym.
Głośno i zdecydowanie.

A gdyby jeszcze dzisiaj mnie przesadzili .....
Co to byłby za dzień!
Oggi! OGGI!
Hej! Ty tam! Oggi! Słyszysz?!
Odżi! Odżdżiii!
Jeszszszszcze za krótka gałąź.
Odrobinę za krótka.
Bo bym GO złapała.
Zatrzymała.
Znowu gdzieś idzie.
Znowu nie dzisssiaj?
Oggi non posso.