Gwoli wyjaśnienia:
Pogotowie Ratunkowe Robotów Rolniczych działało bardzo niesprawnie. Nie ma się temu co dziwić – gdyby bowiem działało sprawnie, czyli tak jak można by tego oczekiwać po pogotowiu ratunkowym, wtedy, o paradoksie, nie mogłoby działać wcale. Musi przecież być zachowana jakaś logiczna zależność: jeśli roboty rolnicze są wysoce niesprawne, to sprawne usuwanie ich niesprawności przyczyniałoby się tylko do zwiększania ich niesprawności, bowiem naprawiony (czy też usprawniony) robot mógłby się znowu zepsuć (czyli zachorować – powoli zaczęto stosować nomenklaturę stosowaną u ludzi w miarę jak ludzie stawali się coraz bardziej sprawni i coraz mniej chorowali – zniknięcie całego słownictwa i frazeologii związanej z chorowaniem doprowadziłoby do znacznego zubożenia języka, na co nigdy nie zgodziłoby się Centralne Biuro Słów) i należałoby go znowu naprawiać (czyli leczyć), co w rezultacie mogłoby doprowadzić do całkowitego paraliżu Pogotowia, jego zupełnej niewydolności, a w dalszej konsekwencji śmierci gwałtownej, aczkolwiek naturalnej.
Tak wysoka niesprawność i zawodność robotów rolniczych brała się ze słusznych skądinąd założeń i dążeń – przede wszystkim z tych dążeń – żeby robot był jak najbardziej uniwersalny i potrafił zrobić jak najwięcej, czyli żeby łączył w sobie możliwości niemożliwe do połączenia. Konstruktorzy, projektanci i programiści bynajmniej nie mieli zamiaru zbaczać z raz obranego kursu i z uporem brnęli w to szaleństwo (co oczywiście było jak najbardziej słuszną strategią – lub mogło się taką okazać w bliżej nieokreślonej przyszłości). Dlatego też kolejne modele były po prostu oznaczane kolejnymi cyframi poprzedzonymi niezmiennie dużą (niektórzy uważali, że nawet bardzo dużą, a inni że wręcz za dużą) literą C. Oczywiście, nie należy tego kojarzyć w żaden sposób z firmą Citroen, która podobnie oznaczała swoje samochody pod koniec swego istnienia; ta bowiem została definitywnie wykończona po ostatecznym udowodnieniu konszachtów i machlojek z najgroźniejszym przestępcą lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, niejakim Fantomasem (co pośrednio było także dowodem na istnienie Fantomasa – czyż szanująca się firma mogłaby zadawać się z kimś kto nie istniał?) - bardzo długie, żmudne i zawiłe śledztwo zakończyło się pełnym sukcesem... Ta duża litera C pochodzi od słowa cyborg chociaż nikt właściwie nie wie dlaczego. Robot rolniczy wcale nie miał być rodzajem mechanicznego parobka o kształtach i umysłowości tegoż. Być może lepsza byłaby nazwa rolborg albo rolbot. Prawdę powiedziawszy to nie wiadomo czy ta litera C pochodzi od cyborga. Równie dobrze mogłaby pochodzić od Calineczki albo Cezeusza (a któż to taki ten Cezeusz? jakiego potwora on uśmiercił? jakąś zmutowaną stonkę wielkości słonia?). W każdym razie ostatnio na rynku dominowały trzy modele: C16, C17 i C18. C17 różnił się od C16 tym, że nabył umiejętności i możliwości delikatnego spulchniania gleby, czyli poniekąd był skrzyżowaniem kreta z dżdżownicą, potrafił też pogłębić kanał i zmeliorować łąkę, albo z powrotem zabagnić to co nadmiernie wyschło. Niestety, powodowało to ustawiczne zamulanie, zapychanie się i rdzewienie, a przez to ociężałość nie do przezwyciężenia, co bardzo przeszkadzało w wykonywaniu innych zadań, jak na przykład pilniowaniu (w powietrzu oczywiście) frywających beztrosko i całkowicie nieprodyktywnie stadek gołębi. Zaś C18 zyskał umiejętność zapylania kwiatów, znacznie poprawiono też jego umiejętności różdżkarskie, wzrosła też jego siła, a organ orzący wyposażono w laserowe czułki o dużej precyzji działania. Niestety, godzenie tak rozmaitych zainteresowań, a co za tym idzie i zachowań, doprowadzało programistów do rozpaczy; ich frustracja niezmiennie przenosiła się na roboty, który dostawały sfrustrowane oprogramowanie, które nieustannie zawieszało się powodując jeszcze większą frustrację robotów – niektóre z nich popadały w depresję, a nawet w szaleństwo. Równie wiele problemów nastręczał napęd. Z założenia miały one same zdobywać energię potrzebną do wykonywania zadanych prac, a na tę energię miały zamieniać co się da. Co prawda teoretycznie wszystko się da, to jednak praktycznie nie wszystko się da. Więc nader często zdarzało się, że zamiast energii wytwarzały produkty uboczne i padały....
Tajemnicą poliszynela jest dlaczego roboty rolnicze cieszyły się takim wzięciem.