Pan kazał mi tutaj przyjechać. Pan jest dobry i na pewno nie chce mi wyrządzić krzywdy. Pan dba o mnie. Pan zawsze o mnie dbał. Nie mogę tego samego powiedzieć o sobie – ja nie zawsze dbałem o Pana ....... Teraz staram się o niego dbać. Dbam ile mogę. Ale nie zawsze mogę. Staram się. Jeśli Pan kazał mi tu przyjechać, to przyjechałem. Choć nie wiem po co. Pan wie. Pan wie wszystko, więc wie dlaczego mnie tu wysłał. Pan kieruje moimi krokami, Pan porusza moimi nogami, Pan porusza moimi rękami, Pan przesuwa przez moją głowę słowa, obrazy, dźwięki ........ Ja tylko mogę próbować odgadywać jego zamiary, spodziewać się, domyslać. Jeśli to nie jest zbytnia bezczelność, jeśli tylko nie jest to zbytnie zadufanie. Pycha. O, to mogłaby być pycha. Ta straszliwa, podstępna pycha. Chcieć coś Panu podpowiadać, coś sugerować. A może jeszcze próbować nakłaniać go do czegoś – żeby mnie posłał tu, albo tam ....... HAsa HAsa HAsa HAsa HAsa HAsa HAsa ...... O, ale się uśmiałem. Ale się rozbawiłem. Nikt mnie tak nie rozbawia jak ja sam, nic mnie tak nie rozśmiesza jak moje myśli. MOJE myśli.  HAsa HAsa HAsa HAsa HAsa HAsa HAsa  MOJE! UUUUUUU Umrzeć można ze śmiechuUUUUUUU ..... MOJE – nic przecież nie jest moje. To tylko tak mi się wydaje. Iluzje. Iluzje. Iluzje. Iluzje nad iluzjami. Nic tylko iluzje ..... Nie ma mnie. Ja nie istnieję. Ja jestem myślą Pana mego. Gdzie On pomyśli, że jestem, że mam być, tam jestem. Cóż ja? Jaki ja? Gdzie ja? Kiedy ja? HAsa HAsa HAsa HAsa HAsa HAsa HAsa ...... No dobra, starczy tego śmiechu chu chu hhuhuhuhuhuuuuuuu. Przecież nie po to jestem, żeby się zaśmiewać. A może po to? Jeśli się śmieję, to przecież dlatego, że Pan kazał mi się śmiać. Ja śmieć jakże bym śmiał się śmiać. Jakże bym odważył śmiać się z własnej woli ..... Jednak po coś tu jestem. Pan nie wysłał mnie na wczasy. Myślałem, że chodzi o to bym odszukał go, spotkał się z nim.
Dawno się nie widzieliśmy. Bardzo dawno. A kiedyś widywaliśmy się bardzo często. Ale nasze drogi się rozeszły. Tak się mówi. Czy jednak kiedykolwiek nasze drogi były jedną i tą samą drogą? One chyba tylko stykały się. To chyba tak właśnie było. Nigdy się nawet nie przecięły. Nigdy. Biegły obok siebie. I to bardzo krótko. Bardzo krótko. I potem jego droga skręciła tam gdzie nie ma Pana ....... Oh, nie. Pan jest przecież wszędzie. Więc tam też był. I jest ...... Ciekawe dlaczego Pan nie chce, żeby on Go poznał. Wszystkie drogi prowadzą do Pana, więc ta jego droga też. Chociaż wydaje się, że zdąża w zupełnie przeciwnym kierunku. Ale to tylko pozory. Pan wie co robi. Pan mam jakiś plan. Ciekawe jaką on pełni w tym rolę. Jakie zadanie zostało mu powierzone. Nie będę pytał. Nie. Nie będę się narzucał.

 

To będzie jakiś znak. Jakiś impuls. Coś czego nikt inny poza mną nie dostrzeże. Nikt inny przecież nie może wiedzieć co ja mam zrobić, po co tu przybyłem. Nawet ja. Oh, to jak w filmie. Bo wszystko jest jak w filmie. W najwspanialszym filmie cudownego reżysera. To będzie coś co odczuję – jak ukąszenie komara, jak dreszcz wywołany nagłą falą chłodnego powietrza płynącego zza krzaków, zupełnie jakby ktoś dmuchnął, albo tylko westchnął ..... Może ja mam w czymś przeszkodzić? ......... W czym? W czym ja miałbym przeszkodzić? A po co oni tutaj się zebrali? Dlaczego oni ciągle przychodzą? Coraz ich więcej. Przychodzą i przychodzą. Czy dlatego i ja tu przyszedłem, że oni przychodzą? Czy oni tu przychodzą dlatego, że ja tu przyszedłem? Oni mnie nie znają. Oni mnie nie zauważają. Oni mnie nie widzą. Dla nich jestem powietrzem. Cieniem. Drzewem. Kamieniem. Skałą.
Brrrrrrrrrrrrr ............. Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrreszcz .......... Ten ciąg: cień => kamień => skała => figura .................... FIGURA? Ta figura tam? Taka niepozorna? Kamień podobny do figury. Figura podobna do kamienia ....... Ach, to o niej mówią, że klęczy, że posuwa się o jedno ziarenko piasku rocznie, że to jakiś święty, że to jakiś pokutnik .... Ale nie wiadomo kto ją wykonał. Nie wiadomo skąd się tu wzięła. Czy spadła z nieba, czy wychynęła spod ziemi? Cielec? Bałwan?
Ja już prawie nie pamiętam jak wygląda bałwan. Ileż to lat temu lepiłem bałwana? U mnie nie ma śniegu. Nawet w zimie. Bo i co to za zimy? Takie tam zimy jak tu jesień. Albo wiosna. Czy tu są jeszcze zimy? Podobno już ich nie ma. Nie wyobrażam sobie. Muszą być zimy. Jak to muszą? Po co zimy? Żeby ludzie lepili bałwany? Ludzie zawsze będą robić bałwany. Jak nie ze śniegu to z kamienia. Albo z piasku. Albo z papieru. Ludzie są bezczelni. Ludzie są pyszni ...... Jak smakował śnieg? Pamiętam? Śnieg smakował? Jak mógł smakować śnieg? Nie pamiętam. Pamiętam, że mówiłem „oh, jaki pyszny śnieg”, ale nie pamiętam jego smaku. Może on nie miał smaku, ale ja w to nie chciałem wierzyć. Ja chciałem wierzyć, że on ma jakiś smak, wspaniały smak, a nie chciałem wiedzieć, że on nie ma smaku. Czy coś może nie mieć smaku? Wszystko musi mieć jakiś smak .... Ciekawe jak smakuje kamień?

 

 

 

 

 

Ja miałbym go zniszczyć? JA???? Jak? Niczego nie mam. Nie jestem okręcony dynamitem, nie mam kieszeni wypchanych granatami - mam gołe ręce – czy to o to chodzi? czy to o to chodzi? Muszę pomyśleć. Muszę się ukryć i przemyśleć to spokojnie. Spokojnie. Spokojnie. Oni dopiero się zbierają. Jeszcze nic się nie dzieje. Muszę się dowiedzieć co tu ma się dziać. Przecież nie wiem. Po co innego przyjechałem. Nie z tą kamienną figurą miałem się zmagać.
Tam.
Tam pójdę.
Tam posłucham.
Dowiem się co mówi do mnie Pan.
TAM.