Nie jestem biały! Co za matoły! Ohydne, przebrzydłe, perfidne matoły! Prymitywni prostowacze cudownie krętych ścieżek. Jasny – na to może jeszcze bym się zgodził, bo przecież nie jestem ciemny. Czasami jestem bardziej jasny, a czasami jestem mniej jasny – nigdy chyba nie jestem na tyle mało jasny, żeby powiedzieć o mnie, że jestem ciemny ..... Chociaż zdarza się, że mówią o mnie czarny, ale podobno robią to metaforycznie. Czarny jestem wtedy, kiedy dzieją się różne okropne rzeczy. Na przykład takim czarnym dniem w historii Europy był dzień przyjęcia do Unii Europejskiej Polski w wyniku czego Europa Zachodnia przestała być Zachodnia, a teraz dziadzieje i schodzi na psy nie wiem dlaczego schodzi się na psy a nie na koty lub myszy lub inne zwierzęta nie mówiąc już o roślinach – jakaż otwiera się wspaniała perspektywa! ileż można by oddać odcieni i niuansów upadku i staczania się: schodzić na mrówki, na buraki, na jaja, na dzikie świnie, na grzyby, na łasice, na pajączki ..... tyle możliwości! a tu tylko psy! straszny prymityw! straszny!! i za prezydenta ma chyba jakiegoś bardzo kwadratowego jeśli chodzi o proporcje ciała i nie tylko człowieka nazywającego się Le Per albo Le Pere czy też Le Peur – to chyba jakiś Francuz albo Belg albo Szwajcar albo Luksemburczyk - jakiś frankofon albo frankofil albo frankofob – jakiś mieszaniec – jakaś hybryda – jakiś pół-na-pół: Szwedofrancuz albo Belgopolak – jakiś ćwierć-na-ćwierć-na-ćwierć-na-ćwierć: Anglohiszpanofrancuzoduńczyk - jakiś Europejczyk .......  Bywają też dni najczarniejsze. Co jest oczywiście kolejną bzdurą, ponieważ najczarniejszy może być tylko jeden dzień. To jakże zaszczytne miano mógłby otrzymać tylko taki dzień, w którym działyby się same straszne rzeczy. Straszne dla wszystkich i wszędzie. Żadnych relatywności. Żadnych względności. Żadnych wątpliwości. Wszyscy, ale to naprawdę wszyscy i wszystko, wszystkie istoty istniejące, wszystkie byty bytujące, wszyscy twierdzą, że było strasznie i okropnie ..... Czy mogłoby się tak zdarzyć, że to ja otrzymałbym tak zaszczytny tytuł? Taki sobie niczym nie wyróżniający się dzień, zwykły dzień i nagle TRACH! wszystko się wali, wszystkim się wszystko rozpada, wszystko zwala się w potworną, przerażającą otchłań, dosłowną i metaforyczną ...... Czy to możliwe, że ja mógłbym być najczarniejszym dniem w historii świata? Ja, taki zwykły biały dzień?
Nie biały! Jaki biały! Miliony kolorów a oni że biały! A jak oni to i ja. Jak jakieś głupie bezmyślne ptaszysko zwane papugą. Nie ma białych dni tak jak nie ma czarnych nocy. Przecież nie mówi się: i stało się to w czarną noc. Słyszał kto, żeby tak się mówiło? A skoro się nie mówi, to znaczy, że nie ma czarnych nocy. Są za to białe noce. Mówi się, że gdzieś tam są białe noce i one rzeczywiście tam są ..... co jest oczywistą bzdurą, ponieważ one wcale nie są białe – one są tylko jasne i niezwykle kolorowe – one są jak dzień, a przecież wiadomo, że nie ma białych dni, mogą być tylko jasne dni ...... Zaraz zaraz, skoro są czarne dni w historii, to może są też i białe. A jeśli są białe, to któryś z nich musi być najbielszy ...... No no no ..... Czyli taki biały dzień, to byłby taki, w którym wydarzyło się coś dobrego. Oczywiście coś dobrego dla tych, którzy przyjęli za obowiązującą zasadę, że białe jest dobre, a czarne jest złe i twierdzą i upierają się i nie dopuszczają do siebie myśli, że może być odwrotnie, albo co gorsza, że mogłoby być jakoś zupełnie inaczej, co oczywiście zupełnie nie przeszkadza co i rusz łamać tę zasadę nie poddając jej wszakże w wątpliwość. Jakiś porządek musi przecież być i czegoś się trzeba trzymać, żeby nie pogrążyć się w otchłań moralnego i jakiegoś tam jeszcze chaosu. Ach, jakoś przecież trzeba żyć! No tak. No tak. Z czego wynikałoby, że taki najbielszy dzień, to byłby taki dzień, w którym dzieją się same dobre rzeczy, dobre bezwyjątkowo i bezwarunkowo. Wszyscy, dosłownie i naprawdę i bez wyjątku wszyscy są zadowoleni, są wręcz zachwyceni. Ach! Być takim dniem! Ach! To niemożliwe. Żaden dzień nie może być takim dniem. Żaden to znaczy, wbrew powszechnie panującej opinii, nawet jeden. Czyli nie mam szans. Mogę tylko pomarzyć. A tak się pięknie rozżarzam. Do białości się rozpalam. Już dawno przekroczyłem stadia czerwoności, różowości, różowych szarości, żółtości .... No więc jeśli nie mogę być najbielszym dniem w historii świata, najbielszym dosłownie i metaforycznie, to może mógłbym być najżółciejszym? A co trzeba zrobić, żeby zdobyć takie zaszczytne miano? Może ono wcale nie jest zaszczytne? Nic nigdy nie wiadomo z tymi nowymi kategoriami. Równie dobrze mógłbym starać się o miano najbardziej seledynowego dnia. Albo dostać je wcale się o nie nie starając. Ktoś by mi je przyznał nie pytając czy chcę brać udział w takim plebiscycie, nawet nie próbując zapoznać mnie z regulaminem, nawet nie próbując takiego regulaminu stworzyć, nawet nie zaśmiecając sobie głowy jeśli myśli głową taką myślą, ani nawet myślą o takiej myśli ......
Lecz przecież są odcienie bieli. Biel bieli nie równa. Zatem mogłoby chodzić tylko o to, by być bielszym od innych białych dni. Najbielszym z białych, a nie o to by być najbielszym absolutnie czyli tak białym, że już bielszym być nie można.
A jeszcze faktury.
Ach! Bzdury!
Bzdury te kolory. Czerwienie, zielenie, fiolety, brązy. Wszystko to bzdury.
Ale gdyby tak być pierwszym dniem. 
PIERWSZY DZIEŃ. Albo ostatnim dniem.
OSTATNI DZIEŃ.
To byłoby coś.
Czy to byłoby coś czy też byłoby to nic?