Znowu choruję. Żółknę i blednę. Liście mi żółkną i bledną. Brak im soczystości. A przecież takie powinny teraz być. Powinny płonąć zielenią. To powinna być zieleń jaskrawa, gorąca - więc powinna mieć w sobie słoneczną żółtość, emanującą ciepłem, przebijającą przez warstwę zieloności. A tu jakby owej zieloności brak. I ta żółtość zamiast świecić i lśnić z wewnątrz, od środka, wylazła na wierzch i razi matowością, jest szarawa i nie błyszczy. Jeno szczy. Tak - jakby mnie kto oszczał. Tak się czuję. Teraz mogę być krewniakiem szczotlichy. To znaczy mogę być bliskim krewniakiem. Znacznie bliższym niż jestem. Bo jakimś tam bardzo bardzo odległym jestem. Każdy jest bliższym lub dalszym krewniakiem szczotlichy. |
||
Mogliby mnie teraz nazywać SZCZOCHLIWA. Dzisiaj kilka nowych plam. Kilka nowych zblednięć. A może zaczynam usychać? To nie taki głupi pomysł: uschnąć. Powoli, powolutku usychać. |
||
Zwijać się. |
||
Sztywnieć. Tracić giętkość. Łamać się. . |
||
Nadłamywać. |
||
Kruszeć. | ||
Opadać. Zwisać. Skręcać się. | ||
Coś się na mnie rzuciło. |
||
Zadusiłom ją. |
||
|
||
Potem śnieg się na mnie rzucił. |
||
Zmiażdżył. |
||
Do korzenia
mnie obcięli. Ale to nic. Wiedzieli, że to nic. I ja wiedziałom, że to nic. |
||
Znowu się rzucam. |
||
Rzucam się i rzucam. |
||
Wzmacnia. |
||
A te żółte
plamy osłabiają. |
||
Przecież
kiedyś też tak było. Też o tej porze. Też miałom tyle liści bladych, żółtawych, szarzejących, nie błyszczących, nie lśniących, sztywniejących, szeleszczących, usychających. A potem plamy poszły precz. |
||
Liście wyrosły ogromne, grube, ciężkie, ciemnozielone. | ||
Więc może teraz
też takie wyrosną. |
||
Przypuszczenia. |
||
Lecz nie
pragnienia. A może i pragnienia. |
||
Może i
zmęczenie. |
||
Bo żeby tak
dosięgnąć Dzikie. Ja Szlachetne zmieszałobym się z Dzikim.
Sczepilibyśmy się. Splątali. Skłębili. Nie do rozplątania. Dom byśmy opasali winną obręczą. Jak beczkę. |
||
Piękne
marzenia. |
||
Coś rzuciło urok. Tyle po mnie łazi. |
||
I
pode mną. Tyle nade mną lata. |
||
Much. |
||
A może woda
niedobra? |
||
Może
ziemię zadusiłom. |
||
Nie. |
||
To przejdzie. |
||
I
pełzać. |
||
Prosto do
góry zacznę rosnąć. |
||
Bo przyjdzie rosnąć w dół. |
||
Prosto w dół. |
||
Jakże delikatny wieje wiatr. |
||
. |
Za delikatny | |
Za słaby,
. |
||