CZY DA SIĘ ŻYĆ NIE ZAJMUJĄC W OGÓLE MIEJSCA?

Nie da się. To oczywiste. Życie polega na zajmowaniu miejsca. Na tym też polega istnienie. Coś co nie istnieje, nie zajmuje miejsca. Coś co istnieje, zajmuje miejsce. Coś co zajmuje miejsce, istnieje. Coś co nie zajmuje miejsca, nie istnieje. Zatem, gdybyśmy żyli nie zajmując miejsca, nie istnielibyśmy. Czyli żylibyśmy nie istniejąc. To bardzo interesujące. Można istnieć nie żyjąc, nie ma bowiem znaku równości między życiem a istnieniem. Nie da się żyć nie istniejąc.

Wygląda na to, że tu nie mamy pola manewru.

Zatem poszukajmy go gdzie indziej.

Nie istnieje problem wypełnienia czasu. Czasu nie da się zapchać. Wszystkie byty i niebyty bez problemu, czyli bez przepychanek, mieszczą się w czasie, w dowolnej jego jednostce, nawet w dowolnie małej, czego nie da się powiedzieć o przestrzeni – w metrze sześciennym na pewno wszystkie byty się nie zmieszczą. Zawsze też w czasie znajdzie się miejsce na kolejne byty i wcale nie wynika to z prostego faktu, że kiedy te następne się pojawiają, to te poprzednie znikają. Zaskakująca ilość miejsca w czasie nie jest pochodną jego rozciągliwości – wbrew pozorom czas zupełnie nie jest rozciągliwy, czas jest sztywny. Przemijanie czasu też nie jest powodem takiego stanu rzeczy, aczkolwiek wydaje się, że tak właśnie musi być. Tak się wydaje, jest natomiast inaczej. A jest tak, że to fakt nieistnienia czasu decyduje o jego oszałamiającej, nieskończonej objętości.

Dlaczego czas jest tak różny od przestrzeni, skoro są od siebie tak bardzo zależne i tak ze sobą splecione, że aż mówi się o czasoprzestrzeni? Zupełnie jakby były tylko dwoma odmiennymi aspektami tego samego. Czego?

Oczywiście, możemy przyjąć, że różnice między czasem a przestrzenią są pozorne, że tak nam się wydaje, albo że to coś czego są aspektami mami nas, skrywa się za ich zasłoną nie chcąc ujawnić swojego prawdziwego oblicza lub jego braku, różnie to przecież z obliczami bywa.

Zatem, jeśli różnice między czasem a przestrzenią są tylko pozorne, to można by oczekiwać, że czas czasami staje się przestrzenią, a przestrzeń czasem. Lub że niekiedy przestrzeń przyswaja sobie cechy czasu. Gdyby przestrzeń miała tę właściwość co czas, czyli gdyby nie istniała tak, jak nie istnieje czas, wtedy dałoby się żyć nie zajmując miejsca; wtedy w jednostce przestrzeni, niezależnie od jej wielkości zmieściłyby się wszystkie byty i niebyty. Jednak z nie wiadomo jakich przyczyn przestrzeń nie współposiada z czasem tej właściwości. Co gorsza nie mamy żadnego wpływu na przestrzeń. Nie potrafimy jej zmienić, nie potrafimy zmienić jej właściwości, nie potrafimy jej nakłonić, żeby się zmieniła. Jesteśmy wobec niej bezsilni, choć znacznie mniej niż wobec czasu, przynajmniej potrafimy ją zagracić, zapełnić – z czasem nie potrafimy zrobić nawet tego, a to przecież nic trudnego, trudno o coś łatwiejszego.

Jeśli nie potrafimy nic zrobić z przestrzenią, to może potrafimy zrobić coś ze sobą. Wymieniając obok bytów niebyty, nie mieliśmy na myśli czegoś, co jest odwrotnością bytów, czyli czegoś co nie istnieje, zakładając, że byty są czymś co istnieje. Raczej myśleliśmy o nieistnieniu takim z jakim mamy do czynienia w przypadku czasu. Za takie niebyty można uznać pojęcia w całym ich bogactwie i różnorodności, więc nie tylko słowa. Czyż to nie fascynujące, że w głowie, będącej ściśle określoną ilością przestrzeni, ba! w głowie, którą spokojnie dałoby uznać się za jednostkę miary przestrzeni, mieści się ściśle nieokreślona, czyli nieskończona liczba pojęć? Tak, to fascynujące. Jeszcze bardziej fascynujące jest to, że gdyby udało nam się przeistoczyć siebie w pojęcia (co takie trudne nie jest, gdyż jako pojęcia funkcjonujemy w innych umysłach, zasiedlamy inne głowy, swoje zresztą też), wtedy nie zajmowalibyśmy miejsca. Tak, to niesamowicie fascynujące, a byłoby jeszcze bardziej niż niesamowicie fascynujące, gdyby udało nam się, już jako pojęcia, opuścić głowy i istnieć poza nimi. Cóż nam bowiem po tym, że będąc pojęciami nie zajmowalibyśmy miejsca, skoro zajmowałyby je głowy, w których byśmy istnieli, a bez których byśmy nie istnieli… Tu zapewne odezwą się ci, którzy uważają, że to całkiem możliwe i że tak właśnie jest, jako że pojęcie jest niczym innym jak falą elektromagnetyczną, a fale są wszędzie, także poza głową, a jeśli tak, to i pojęcia istniałyby poza głową. Tu otwiera się pole do dyskusji i straszliwej przepychanki: przecież nie każda fala jest myślą, choć każda myśl jest falą... czy każda? . . .

Omijając szerokim łukiem tę groźną mieliznę należałoby ustalić, czy fala elektromagnetyczna zajmuje miejsce czy nie, bo jeśli nie zajmuje miejsca, czego byśmy od niej oczekiwali, to nie istnieje, a jeśli istnieje, to zajmuje miejsce, co sprawia, że nasze poważne rozważania w mgnieniu oka i ucha zamieniają się w bajkopisarstwo.


Nie zalecamy ćwiczeń mających na celu wyprowadzenie umysłu poza głowę. Ale też ich nie zabraniamy.



<<<