Nie leżę dużo. Leżę tylko wtedy, kiedy śpię.
I kiedy jestem chory. Na szczęście choruję rzadko.
Kiedyś, w młodości, leżałem znacznie więcej. Częściej
chorowałem. W lecie opalałem się. Teraz już od dawna nie
opalam się. Od dawna nie choruję. Zapewne przyjdzie
czas, kiedy będę leżał więcej. Zapewne zachoruję. Może
zacznę się opalać? Kto wie? Chyba że wszystko potoczy
się inaczej. Potoczy. Poturla...
Leżenie nie jest tu cenione. Leżenie uważane
jest za tracenie czasu. Założywszy na chwilę, że czas da
się tracić. Niewiele da się robić leżąc. Leżąc na
plecach na łące da się obserwować niebo i latające w nim
ptaki, motyle i gwiazdy. Leżąc na brzuchu na łące da się
obserwować pędzące mrówki i chrząszcze mozolnie
wspinające się na źdźbła, lecz tego co się dzieje w
ziemi już się nie da podglądać. Leżąc na brzuchu na
wodzie dałoby się obserwować tajemnicze życie ryb, gdyby
woda była przejrzysta, lub gdybym miał zdolność widzenia
w zamulonych odmętach tego świata.
Nie leżę, bo gdybym leżał, bo zapewne bym
zasnął, a gdybym zasnął, to zaraz zacząłbym śnić, a
światy moich snów są zbyt bujne i nieokiełznane, wolę
zatem bujność i nieokiełznanie jawy, bo tu przynajmniej
mogę żywić złudzenia co do panowania nad światem
własnych marzeń. Trzeba jednak przyznać, że to tam
potrafię się zbudzić i rozgonić koszmary, słodkie lub do
cna przepełnione goryczą, zaś nie potrafię tego dokonać
tu.
Lubię zasypiać i lubię się budzić. Nie lubię spać. Nie lubię być śpiący. Chciałbym spać jak najszybciej. |-------| |