I co w tym kiosku?
Papierosy? Przecież tu nikt nie pali. Bilety komunikacji miejskiej? Przecież komunikacja jest tu za darmo. A miasta nie ma. Chyba nie ma. Czy jest zatem nie-miasto? Żeby mogła być komunikacja niemiejska. Nie-miasto czyli wieś? Wsi też tu nie ma, więc nie ma też komunikacji wiejskiej. Zresztą wieś to na pewno nie nie-miasto (którego przecież tu nie ma, skoro nie ma miasta)... Zresztą to nieważne. Pamiątki? Pamiątek też nie ma. Po cóż pamiątki... Raczej nie-pamiątki. Bo i co mogłoby być pamiątką? Taką, którą można by kupić i zabrać do domu, postawić na stole lub półce, patrzeć na nią i wspominać? Co wspominać? Może lepiej zapomnieć? Czyli w tym kiosku powinny być sprzedawane raczej zapominajki... Ciekawe, jak by takie zapominajki wyglądały. I jak by brzmiały. Właśnie: nadużywamy wyglądu. Zdecydowanie nadużywamy. O brzmieniu zapominamy, że w ogóle istnieje... Gazety? Nie ma gazet. A powinny być. Powinny? Dlaczego powinny? O czym by te gazety pisały? O tym co się dzieje w Liberlandii? Lecz wszystko co się dzieje w Liberlandii jest już napisane. W Liberlandii dzieje się tylko to, co napisane – to co nienapisane się nie dzieje. Więc pisałyby o tym, co się w Liberlandii nie dzieje, czyli o tym co nienapisane. A że w Liberlandii wiele się nie dzieje (bo więcej nie napisano niż napisano) miałyby o czym pisać. Na przykład mogłyby pisać o tym, że w Liberlandii nie płynie rzeka – jest morze, jest nawet ocean (podobno najmniejszy, choć niektórzy twierdzą, że największy, na świecie), a nie ma rzeki. O właśnie – mogłyby pisać o tym, czego tu nie ma. Mogłyby snuć najbardziej fantastyczne rozważania, stawiać najbardziej niewiarygodne hipotezy bez obowiązku udowadniania ich. Czyste, najczystsze dziennikarstwo fantastyczne. Dziennikarstwo widmowe. Widmowe dzienniki i tygodniki. Widmowe, bo pozbawione mocy sprawczej. Nic co by w nich napisano, ani by się nie stało, ani by się nie działo. Po cóż więc takie pisanie? aiur iudh fjh lvhr liuyli uypp4vljxbf.nb bxljhgslufway;iu vx ,bvljh;iury; i;szdhriuyrpiv a;irhjhg kfouwerc jhs;eo rit;ioartvc xst;you soiuv'osityb hb,jhvmgc jtdqawerk vhgckgfqa wecqacaw ehycfgaweuru yrytrutre liuwluirgv siuserkuvgws liegruivliuert sdlrilutv aertvaert vaerva retv aekjtvliuer v v w 3uyktrkuywlrc qlui4g l v v v eo;iuy;oi v e ruiy ;viuy lauigja e r tliuheiurt v ae;irht;hae;rt v ae eroith; iahe rtb Jednak po namyśle dochodzę do wniosku, że takie pisanie niekoniecznie byłoby niepożądane i niepotrzebne. Wszak cała Liberlandia jest niepożądana i niepotrzebna, więc jedna gazeta tego stanu rzeczy by nie zmieniła. Aczkolwiek mogę się mylić – tak jak minus z minusem dają plus, czyżby niepotrzebność z niepotrzebnością dały potrzebność? Lub niepotrzebność do kwadratu. Zaiste, problem to intrygujący, godny rubryki poświęconej wielkim problemom logicznym i matematycznym. Nosiłaby ta gazeta tytuł „Wymysły”, bo przecież nie „Fakty”... czy jednak wymysł już poczyniony, dokonany, skończony, napisany, nie jest faktem? faktem jest to, że coś wymyślono, a czy to co wymyślono jest faktem? byłoby to faktem wymyślonym, a to przecież nie to samo, co fakt realny, niewymyślony – czy jednak wymyślanie nie jest częścią rzeczywistości? tym bardziej, że pojawiają się przypuszczenia, nawet podejrzenia, iż cała rzeczywistość jest wymyślona... jest czyimś wymysłem – lecz czyim? - naszym wspólnym? Redakcja tej gazety będzie miała swoją siedzibę w OM lub MO lub OW lub WO. Jak kto woli. Czyli w Banku Pomysłów – Przechowalni Pomysłów – Pomysłotece – jak kto woli... Gdzieżby indziej? Tymczasem KIOSK pozostanie kioskiem widmowym. A jeśli bym chciał dowiedzieć się, co dzieje się w świecie, czyli poza Liberlandią? Zakładając, że coś poza Liberlandia istnieje – założenie, że Liberlandia wypełnia sobą cały świat, że to ona jest właśnie światem, niekoniecznie musi być fałszywe... Jeśli mnie Liberlandia znudziła, jeśli zacząłem ją podejrzewać o to, że jest kurtyną zasłaniającą okno? To pozostają radio i telewizja. Pisanie i czytanie jest żółwiem – słuchanie i oglądanie jest zającem. <<< |