DLACZEGO
MOJE KSIĄŻKI SĄ TAKIE JAKIE SĄ?
1. [odkrywanie nowych terytoriów] Nie
wiem czy miałem wtedy sześć, siedem, a może pięć lat.
Może chodziłem już do szkoły, a może jeszcze nie. Tego
nie pamiętam. Pamiętam natomiast książkę, którą
dostałem w prezencie. Na okładce było koło sterowe z
wyciętym w nim trójkątnym okienkiem. Obracając koło
mogłem oglądać grubą, czerwoną albo niebieską kreskę
ukazującą trasę wyprawy Kolumba przez Atlantyk. Kiedy
otwierałem książkę, w środku podnosił się statek
Kolumba z załogą pracującą na pokładzie. Nie pamiętam,
czy w książce była jakaś opowieść – może zaledwie
kilka nazw wysp, mórz, lądów... Cóż, nic specjalnego –
mógłbym powiedzieć – zwykła, rozkładana książka dla
dzieci. Są setki takich książek. Dlaczego więc
zapamiętałem ją tak dobrze, a nie pamiętam tak wielu
innych książek, które napotkałem w dzieciństwie? Może
dlatego, że podpowiedziała mi ona, iż książka nie musi
być płaska, nie jest płaska tak, jak nie jest płaska
opowiadana przez nią historia, jak nie jest płaski
świat, dookoła którego podróżujemy... Książka ma wiele
wymiarów. Nie wiem ile, z całą pewnością więcej niż
cztery. Niektóre z nich są mało zbadane, inne zaś
wcale, są dziewicze. Zapraszają mnie. Zapraszają nas.
Ogromne, nieznane terytorium rozciąga się przede mną,
przed nami.
2. [granie muzyki] Dosyć
wcześnie rozpocząłem naukę gry na pianinie. Ćwiczenie
nigdy nie było dla mnie torturą. Ręce miałem sprawne,
a moje palce z łatwością tańczyły na klawiaturze. To
harmonia była dla mnie zawsze dużym problemem. Ani moi
rodzice, ani ja nie myśleliśmy o zawodowej karierze.
Całkiem niespodziewanie dla siebie samego zacząłem
bębnić, kiedy miałem dwadzieścia lat. Jeszcze bardziej
niespodziewane było to, że spędziłem potem ponad
dwadzieścia lat na scenie grając setki koncertów
prawie na całym kontynencie. Słyszałem wiele różnych
opinii o moim graniu, rozmawiałem po koncertach z
wieloma ludźmi. Najbardziej zdumiewające jest jednak
to, że nikt nigdy nie zapytał mnie: O
czym grałeś? O czym jest twoja muzyka?
Ciekawe, nieprawdaż? Kiedy jednak pokazuję komuś moją
książkę, pierwsze zadane mi pytanie brzmi: O
czym jest ta książka?
Bardzo ciekawe, nieprawdaż? No cóż... O czym jest
muzyka? – dziwne pytanie, nieprawdaż? Spróbujmy zatem
zadać inne: każdy wie, że dzieło sztuki składa się z
formy i treści, co więc jest treścią w muzyce?
Doprawdy, bardzo dziwne pytanie. Każdy wie bardzo
dobrze co jest w muzyce formą. Ale treścią? A
odpowiedź jest zadziwiająco prosta: forma jest
treścią. Zupełnie spodziewanie tak samo jest w
przypadku pisania, malowania i każdej innej sztuki.
3. [zainspirowanie] Kiedyś
podszedł do mnie po koncercie jakiś chłopak. Bardzo
miły, rozentuzjazmowany, ale podpity. Pytał
natarczywie: Powiedz mi o swych
inspiracjach. Powiedz mi, co cię inspiruje. Bo ja
słyszę w twoim graniu Latin America. Słyszałem Latin
America. No, powiedz... I
powiedziałem mu: Mylisz się. Powinieneś
usłyszeć wielką europejską
prozę ostatnich dwóch stuleci. Co
powinienem powiedzieć, gdyby ktoś zapytał mnie, co
inspiruje mnie w moim pisaniu? Próbuję zgadnąć, lecz
lista inspiracji może być okropnie długa.
4. [zapisywanie muzyki]
Gram
muzykę improwizowaną. Nie korzystam z nut. Nawet nie
mogę wyobrazić sobie mojego grania zapisanego. Mogę
natomiast wyobrazić sobie odkrycie biblioteki pełnej
nut i zapisów muzyki jakiejś zaginionej cywilizacji.
Czy mógłbym sobie wyobrazić jaką muzykę oni grali? . .
. . . . . W Afryce można zapisać recytowane poematy
bębnieniem. Bębnienie jest niczym nuty i zapisuje się
nim tylko suprasegmentalne składniki mowy, a jednak
wystarcza to, by słuchacz zrekonstruował przekaz.
Tymczasem w Japonii do zapisu muzyki używa się języka
– tymi samymi znakami zapisuje się podobne dźwięki
wydobywane z instrumentu podczas grania oraz z ust i
gardła podczas mówienia . . . . . . Jakiego rodzaju
zapisu używała zaginiona cywilizacja? To nieistotne
czy to jest istotne czy też nie. Zapis zdecydowanie
nie jest muzyką. Zapis może być jedynie drobną częścią
muzyki. Pisanie zdecydowanie nie jest książką. Pisanie
może być tylko częścią książki. Choćby i
najważniejszą, lecz zawsze tylko jej częścią.
5.
[myślenie nie jest mówieniem] Ogromna większość
ludzi
myśli, że myślenie to po prostu mówienie po cichu w
głowie. Jak
zwykle ogromna większość nie ma racji. Gdyby miała
rację, czym
wtedy byłoby komponowanie symfonii (słyszenie w głowie
dźwięków,
akordów, skal, melodii) albo wyobrażanie sobie nowego
samolotu
(widzenie w głowie jego części, może skrzydeł, może
silnika)
albo opracowywanie matematycznej teorii ( . . . . . .
. . w głowie
jej elementów)? Mówienie po cichu w głowie jest tylko
drobną
częścią myślenia. Nic na to nie poradzę, że tak
właśnie jest.
6. [mówienie nie jest językiem]
To
nie żaden nonsense,
tylko yessense.
Ponieważ mówienie jest tylko częścią języka. Jakie są
zatem
inne części? Gestykulowanie, robienie min, dotykanie,
poruszanie
się, patrzenie, drżenie...
Język jest systemem komunikowania się. Przekaz może
następować
różnymi kanałami. Słowa są jednym z takich kanałów.
Świadomie
i podświadomie używamy wszystkich. I jesteśmy
mistrzami w ich
używaniu. Jesteśmy także mistrzami w zapominaniu o
tym.
7.
[nazywanie nie jest rozumieniem]
Jesteśmy
Cywilizacją Słów.
Nazw. Etykietek. Oczekujemy, że słowa wyjaśnią
wszystko. Myślimy,
że rzeczy nie mogą istnieć bez nazw. Wierzymy w potęgę
słów.
Wyobrażamy sobie, że wystarczy nadać czemuś nazwę,
przyczepić
etykietkę i już to rozumiemy. W istocie nie wystarczy.
Nazywanie
jest tylko częścią rozumienia. Może bardzo pomóc, ale
może być
także wielką przeszkodą w rozumieniu, gdyż tak łatwo
zastępujemy
opisywane opisem. Tak jak życie zastępujemy rytuałem i
rutyną, a
czas kalendarzami. Rozumienie jest zawsze poza
słowami. Albo przed.
Albo pod. Albo nad. Albo obok. Albo pomiędzy.
8. [tłumaczenie mitu]
Czy
tłumaczyłeś kiedyś
jakiś mit? Albo mitologię? Ja tłumaczyłem. Jeśli nie
tłumaczyłeś, to spróbuj. Pamiętaj jednak, że mit
prawie nigdy
nie jest zapisywany – prawie zawsze jest mówiony lub
opowiadany. A
właściwie to przedstawiany, a „przedstawiany” oznacza,
że
słowa są tylko częścią mitu. Są jeszcze tancerze, są
maski, są
przebrania, są symbole, jest muzyka, jest śpiewanie,
są krzyki i
szepty, jest noc i płoną ogniska, jest przestrzeń...
Nasza
cywilizacja jest jednak cywilizacją pisma. Pisma
alfabetycznego.
Jesteśmy głęboko przekonani o tym, że wszystko można
ogarnąć
pisanymi słowami, uwięzić w literach. Nie wiemy co
było na
początku, ale lubimy wierzyć, że było to Słowo.
Oczywiście
Pisane Słowo. Wierzymy, że czarne, płaskie, nieruchome
litery mogą
powiedzieć nam wszystko o kolorowym, wielowymiarowym,
poruszającym
się świecie. Że nawet mogłoby zastąpić go. Zawsze
woleliśmy
mitologię od rzeczywistości. Zawsze woleliśmy mapy
przestrzeni od
niej samej. Mapy są dużo bezpieczniejsze.
9. [studiowanie architektury]
Studiowałem
architekturę.
Uczyłem się czytać przestrzeń. Uczyłem się pisać
przestrzeń.
Chociaż nigdy potem nie pracowałem jako architekt,
nigdy jednak nie
zapomniałem o przestrzeni. Wiem, że nic płaskiego nie
zastąpi
przestrzeni. Nikt, nic, nigdy... Może dlatego zawsze
myślałem o
książce jak o domu, o budowli, o strukturze do której
możesz
wejść i chodzić po niej zwiedzając pokoje, komnaty,
sale,
korytarze, schodzić i wchodzić po schodach. Może
dlatego marzę o
książce, w której litery byłyby wielkie jak domy, a
przestrzeń
pomiędzy nimi niczym ulice, aleje, podwórza.
10. [zwiedzanie Egiptu]
Kiedyś
byłem w takiej
książce. W książce wielkiej jak świątynia. W książce
głębokiej jak grobowiec . . . . . . Wejść do grobowca
faraona to
było tak, jakby wejść do księgi, pomiędzy strony,
pomiędzy
znaki, litery. Śmieszne uczucie – być w żywej księdze
zmarłych
. . . . . Było też inne śmieszne uczucie, od którego
nie mogłem
się uwolnić – spacerując pośród hieroglifów
pokrywających
rozliczne papirusy, trumny, stele, sarkofagi w jakiś
sposób
pojmowałem je, choć nie znam przecież języka
starożytnego Egiptu
nie mogłem (i nie mogę) zatem ich przeczytać. Inny
kanał
przekazywania informacji? Taśmociąg przekazów
poza-czytaniem? Nie
było w tym jednak nic mistycznego. Miała miejsce
jedynie bardzo
wysokokontekstowa komunikacja. Czy było (jest) to
nieczytanie?
11. [podróżowanie dookoła pisma]
Bardzo
często (czy mógłbym
powiedzieć „zwykle”?) redaktorzy i wydawcy w Polsce,
którym
pokazywałem moje książki wskazywali na niektóre
eksperymenty
dadaistyczne (może myśleli także o Apollinairze,
Cendrarsie,
futurystach... może) jako na źródło moich pomysłów.
Nigdy nie
wspomnieli o egipskich hieroglifach, o chińskim
piśmie-malarstwie,
o japońskich zwojach i drzeworytach, o arabskiej
kaligrafii, o
iluminowanych księgach Indii, Azji Środkowej i Europy,
o kodeksach
Majów i Azteków, o tabliczkach rongo-rongo i znakach
nsibidi, o
piktogramach na skałach i w jaskiniach, o pisaniu na
liściach na
bambusie na skórze na glinie na jedwabiu z góry do
dołu z dołu do
góry z lewej do prawej z prawej do lewej i
bustrofedonem . . . . .
nigdy nie wspomnieli o mnóstwie innych rzeczy. Co za
zdumiewająco
wąskie horyzonty!
12. [pisanie odręczne]
Fascynujące
jest pisanie
odręczne. Prawdopodobnie najbardziej fascynująca jest
łatwość z
jaką pisanie może przechodzić w rysowanie, a rysowanie
w pisanie,
jak płynnie litery mogą zmieniać swoje kształty i
wielkości, jak
szybko i żywo moja ręka reaguje na moje nastroje.
Niezwykłe
możliwości ekspresji. Zadziwiająca giętkość. Prawie
jak w
przypadku głosu. No i ogromny problem czytelności... Niemniej
niektóre teksty wyglądają lepiej (i są lepsze)
wydrukowane.
Podczas gdy inne – napisane ręcznie. Dziwne to,
prawda? To wielkie
wyzwanie: przenieść do druku wszystkie możliwości i
korzyści
odręcznego zapisu.
13. [uczenie się stenografii]
Kiedyś
zacząłem uczyć się
stenografii. Chciałem móc notować okropnie szybko.
Chciałem móc
zapisywać obrazy przepływające przed moimi oczami.
Potem
stwierdziłem, że to śmieszne próbować przekształcić
rękę w
aparat fotograficzny albo w kamerę. Byłbym tak szybki,
że nie
miałbym czasu na podziwianie krajobrazów. Krajobrazy
pisane są
krajobrazami wirtualnymi. Poza tym stenografia jest
pismem
fonetycznym, a ja szukałem czegoś innego.
14. [uczenie się chińskiego]
Znam
kilka języków.
Wszystkie należą do rodziny indoeuropejskiej. Chciałem
spróbować
nauczyć się jakiegoś zupełnie innego języka. Po prostu
by
rozszerzyć moją wyobraźnię językową. Po prostu by
zobaczyć
jakie są inne światy wszak
język to okulary, przez które oglądamy świat.
Wybrałem suahili – język aglutynacyjny i chiński –
język
izolujący. Obecnie nie potrafię nic
powiedzieć
w żadnym z nich,
ale nie uważam,
że zmarnowałem czas. To było ekscytujące
doświadczenie.
Wiedziałem, że to niemożliwe nauczyć się mówić po
chińsku bez
nauczyciela, skoncentrowałem się zatem na pisaniu. Sam
mogłem
nauczyć się tylko pisać. Niestety, nie miałem
wystarczająco dużo
czasu i nadal jestem chińskim analfabetą. Odkryłem
jednak, że to
co napisałem chińskimi znakami, da
się
przeczytać w jakimkolwiek języku. Podobnie
jak cyfry. Czyż to nie absolutnie zachwycające?
15. [nie uczenie się kaligrafii]
Nie
chciałem i nie chcę
uczyć się kaligrafii. Ani chińskiej, ani japońskiej,
ani
arabskiej, ani europejskiej. Żadnej. Chociaż podziwiam
ją.
Szczególnie chińską. Ponieważ ja nie chcę pisać
pięknie – ja
chcę pisać coraz bardziej
znacząco.
16. [tłumaczenie haiku]
Haiku
jest wierszem. Można go
czytać i zachwycać się metaforami, skojarzeniami,
brzmieniami,
aluzjami, itd. Tłumaczenie wiersza, niezależnie od
tego czy ma on
siedemnaście sylab czy sześćdziesiąt cztery tysiące
jest zawsze
trudne, ale jakoś tam możliwe. Haiku jest także
obrazem (mam na
myśli japońskie haiku zapisane-namalowane
japońsko-chińskimi
znakami). Można powiesić go na ścianie i kontemplować
jak to się
dzieje w przypadku martwej natury, pejzażu czy każdego
innego
obrazu. Jak jednak przetłumaczyć obraz? A haiku-wiersz
to tylko
połowa haiku, to tylko pół-haiku. Ha. H i Q.
17. [wieszanie sonetu]
Sonet
jest wierszem. Można go
czytać i zachwycać się metaforami, skojarzeniami,
brzmieniami,
aluzjami, itd. Ale sonet nie jest obrazem. Nie można
powiesić go na
ścianie i kontemplować jak to się dzieje w przypadku
martwej
natury, pejzażu czy każdego innego obrazu. Oczywiście,
można go
powiesić na ścianie, nawet w ramce, ale nie będzie to
obraz,
ponieważ nie może on być niczym więcej jak tylko
kartką papieru
z napisanym na niej tekstem. Częściowo dlatego, że
prawie nikt
(obawiam się, że nawet Szekspir) nie pomyślał o nim
jak o
obrazie. Częściowo dlatego, że skomponowany jest on z
liter, które
dawno temu zapomniały, że kiedyś same były obrazami.
18. [mówienie i znaczenie i pisanie]
Wiemy
o tym, wiemy o tym
doskonale . . . . . O nie, nie wiemy o tym, nie wiemy
o tym
doskonale, że znaczenie słowa zależy (przynajmniej
częściowo) od
sposobu w jaki jest ono wymówione, od brzmienia
naszego głosu, od
gestu jaki w tym czasie wykonujemy, od sąsiadujących z
nim słów,
od kontekstu wypowiedzi, od sytuacji, itd. Nie wiemy o
tym, ale po
mistrzowsku stosujemy te sztuczki i stosujemy je
setki, tysiące razy
w ciągu dnia. Powinienem raczej napisać: nie chcemy o
tym wiedzieć,
wolimy wiedzieć, że znaczenie słowa nie zmienia się w
żadnych
okolicznościach. A co z pisaniem? O, tu jesteśmy nawet
bardziej
pewni i przekonani, że znaczenie napisanego słowa nie
zależy od
jego pisanej formy. W rzeczywistości jednak zależy i
czasami
używamy kursywy lub wytłuszczeń, kiedy chcemy
podpowiedzieć
czytelnikowi, że jakieś słowo ma (nieco lub
całkowicie) odmienne
znaczenie niż zwykle. A co z kolorami, wielkościami,
kształtami
..... ?
19. [robienie pierwszej książki]
Czy
to była książka? Jakieś
dwadzieścia, trzydzieści kartek kredowego papieru, nie
oprawione a
tylko zszyte u góry. Tekst napisany na maszynie, nie
wyjustowany,
płynący jak dzika rzeka, której brzegi miały być
porośnięte
krzakami rysunków mojego brata... Ale mój brat nie
narysował
niczego. Chciał coś narysować, ale nie mógł. On po
prostu nie
potrafi narysować i namalować niczego na zamówienie.
Doceniam to,
więc nie nalegałem i dlatego też tekst pozostał bez
rysunków.
Potem nie prosiłem już nikogo, by zrobił cokolwiek do
moich
książek. Wszystko robię sam . . . . . Nie do końca.
Ostatnio
zabrałem trochę rysunków i obrazków mojej małej córce.
Ale nie
zamawiałem ich u niej, ani jej o to nie prosiłem.
Jestem okropnym
ojcem.
20. [czytanie dziennika mojego brata]
Mniej
więcej w tym samym
czasie mój brat zaczął rysować dziennik. Zaprojektował
proste
piktogramy i przy ich pomocy przedstawiał proste
zdarzenia i uczucia
ze swego codziennego życia. Rysował je czarnym tuszem
na białym
tle – może dlatego, że zaczął prowadzić ten dziennik w
śnieżny, zimowy dzień. Myślał o przygotowaniu
zielonych,
żółtych, szarych, czarnych i innych podkładów na
następne pory.
Z całą pewnością zaprojektowałby więcej znaków. Jednak
wkrótce
zarzucił projekt. Obawiał się, że taki dziennik zbyt
poważnie
będzie konkurował z malarstwem, a on chciał malować.
Zapisał
chyba trzy deski swego pamiętnika (używał desek, nie
zaś papieru
czy płótna). Tylko jedna została – ta pierwsza. Wisi
na ścianie
w mojej pracowni. Można ją czytać w każdym języku.
Chyba nie
jest do tego potrzebny słownik ...... Czy powinienem
kiedyś
zaprojektować moje własne piktogramy i narysopisać
nimi książkę?
21. [czytanie Marco Polo]
Trochę
wcześniej mój brat
czytał OPISANIE ŚWIATA Marco Polo. Czasami czytał je
głośno.
Potem i ja przeczytałem tę książkę. Le
Divisament
Dou Monde.
Potem czytałem inne książki opisujące świat. Ibn
Battuty i
innych autorów.
22. [nieopisywanie świata]
Czy
ja mógłbym opisać
świat? Nie, nie mógłbym. Ponieważ świat jest
nieopisanie piękny
lub brzydki lub dobry lub zły lub wspaniały lub
okropny lub .....
Znaczy to, że mógłbym go tylko nieopisać. Opisania
używają
płaskiego i linearnego pisma. Nieopisania mogłyby
używać
wielowarstwowego i nielinearnego niepisma będącego
rezultatem
połączenia różnych systemów (piktogramów, hieroglifów,
alfabetów, rysunków i innych) i wykorzystania
wszystkich ich wad i
zalet. Tak oto zacząłem tworzyć Nieopisania.
Części minus trzy,
minus dwa
i minus jeden
wyrzuciłem. (Oczywiście miały one inne tytuły i po
prostu nie
były wystarczająco dobre lub były ledwie opisaniami.)
Ogon
słonia –
opowieść o mojej podróży do Egiptu – mogłaby być i w
zasadzie
jest częścią zerową.
To zbiór pisanych obrazków: każdy wydrukowany inną
czcionką na
żółtym i żółtawym papierze... i tylko wydają się nie
powiązane ze sobą rozsypując się i przesypując w
pamięci jak
ziarenka piasku . . . . . . Potem była część
pierwsza:
książka-mozaika złożona z różnych tekstów napisanych i
nienapisanych podczas moich licznych peregrynacji
koncertowych po
Europie; książka gdzie po raz pierwszy pojawiły się
kolory,
książka wielu udanych i nieudanych eksperymentów . . .
. . Potem
była część
druga:
książka-droga; podróżowałem na południe; robiło się
coraz
jaśniej, zatem zacząłem pisać czarnym atramentem,
później
używałem niebieskiego, a kiedy dotarłem do pustyni
litery stały
się brudnożółte, przez to tekst na białej kartce
papieru drga
delikatnie niczym gorące powietrze wiszące nad
kamieniami i żwirem
. . . . . . A potem część
trzecia.
23. [uksiążkowianie lasu] Wyobraź sobie
niewidoczny
prostopadłościan. Postaw go w lesie tak, by częściowo
zagłębił
się w ziemi. Poddaj go procesowi tomografii
literackiej. W wyniku
tych zabiegów otrzymasz 365 kartek i 1/4 sklejonych w
harmonijkę.
Jeśli będziesz odwracał je w lewo, będziesz poruszał
się w
przestrzeni, z góry na dół, od najwyższej
kartki-warstwy [] do najniższej. Jeśli
będziesz odwracał je w prawo, będziesz
poruszał się w czasie – od teraźniejszości (a może
niewyraźnych wizji przyszłości) do przeszłości, aż do
Wielkiego
Wybuchu (zakładając, że taki był). Podróż w
przestrzeni – to
część dzienna, drukowana w kolorze. Podróż w czasie –
to część
nocna, senna, czarno-biała ..... A zatem wyruszasz w
podróż. Lecz
jest to inny rodzaj podróżowania. Może nawet jest to
niepodróż.
Nie
jest to też książka-droga. To jest książka-miejsce. Ta
książka
jest modelem pewnego miejsca w lesie. Właściwie to
chciałem, żeby
była ona tym miejscem w lesie. Wiem, że to niemożliwe,
ale dlatego
warto spróbować.
25.
[redagowanie] Części zerowa, pierwsza i druga są inne, ponieważ były one bardziej wyimprowizowane niż skomponowane, tak jak podróż autostopem. Część trzecia jest bardziej skomponowana niż wyimprowizowana. Jest ona skomponowana bardzo precyzyjnie, ponieważ marzyłem o książce, której wszystkie części, wszystkie elementy byłyby znaczące, coś przekazujące. Aż wreszcie wyobraziłem sobie trzecią część NIEOPISANIA ŚWIATA. Jakiś miesiąc później kupiłem reprint średniowiecznego staroruskiego iluminowanego manuskryptu Opowieść o Borysie i Glebie z bardzo interesującym naukowym komentarzem. Znalazłem w nim wzmiankę o jefimowskiej reformie ksiąg, w myśl której należało pokazać jak najściślejszy związek między zewnętrzną formą słowa, a jego znaczeniem (...), sens każdych, najdrobniejszych nawet osobliwości ortografii i grafiki, wychodzić z założenia, że każda litera w słowie ma swoje znaczenie i może zmienić sens wypowiedzi . . . . . A potem okazało się, że wszystkie elementy tej księgi są powiązane ze sobą, żaden nie pojawia się przypadkowo. Twarz – to znak duszy. Litera, znak, tekst – to twarz książki (...) Czytać tekst to patrzeć w oczy, czytać w oczach ukrytego rozmówcy. Dlatego wysokość litery jest taka, jak odległość od ust do brwi postaci w miniaturach, zaś głowy tych postaci mają wysokość około dwóch linijek. Tak oto powstaje plastyczna więź między różnymi poziomami strukturalnymi... Skala przestrzeni otaczającego świata przechodzi w skalę wewnętrznej przestrzeni książki . . . . . Czy byłem rozczarowany, że nie jestem pierwszy? Nie, nie byłem. Byłem okropnie zadowolony, dowiadując się, że nie jestem sam, chociaż trochę inną drogą podążam niż Jefim. Ani Jefim nie był pierwszy, ani ja nie jestem ostatni.
Zrobienie
Wielkiej Książki
zajęło mi dwanaście lat. Bez wątpienia dwanaście lat
temu byłem
kimś innym. Teraz wiem więcej i potrafię więcej.
Dwanaście lat
temu miałem starą maszynę do pisania, pióra i ołówki,
mnóstwo
problemów z dostaniem papieru i ze skopiowaniem
czegokolwiek. Teraz
mam komputery, drukarki, skanery i z łatwością mogę
dostać
papier każdego rodzaju. Redagowanie tekstów napisanych
i
nienapisanych wcześniej (w poprzedniej epoce) niesie
ze sobą pokusę
zmieniania ich, ulepszania, udoskonalania. Czy mam
takie prawo? Czy
mam prawo przerabiać dokumenty? Może lepiej zostawić
stare rzeczy
takimi jakie są; może lepiej robić nowe książki
zamiast ulepszać
(bez końca) stare. I pracując nad Wielką Książką
zrobiłem
sześć nowych książek. Nie mogłem jednak powstrzymać
się
(reguły potrzebują wyjątków) i niedawno przygotowałem
kodeksową
wersję Wielkiej Książki. Jest to dwuksiąg – dwa
kodeksy
złączone plecami i w rezultacie dające książkę
klepsydrę,
książkę bez okładek, bez początku i końca, jedynie ze
środkiem... Zmieniwszy konstrukcję książki sprawiłem,
że stała
się bardziej poręczna. Poza tym nie zmieniłem niczego
innego.
Redagując i drukując poprzednie części Nieopisania,
których oryginalne wersje były napisane na maszynie
15-18 lat temu,
dokonałem tak mało zmian jak to tylko było możliwe.
26. [robienie nowych książek]
Czy
powinienem napisać coś o
nowych książkach? Prawdopodobnie powinienem, ale nie
zrobię tego
tutaj i teraz. Są one następnymi częściami Nieopisania,
choć mają inne tytuły, jak również inną i dosyć
skomplikowaną
architekturę. Zamiast tego napiszę kilka linijek o
procesie jakże
istotnym dla powstawania moich nowych książek (a także
dla
trzeciej części Nieopisania
świata).
27. [wyobrażanie sobie książki]
Kiedy
studiowałem
architekturę projektowałem w dziwny sposób. Cokolwiek
miałem
zaprojektować, pojedynczy dom czy całą dzielnicę,
musiałem to
najpierw mieć w mojej głowie. Jeśli to miał być
budynek, to
musiał w niej stanąć gotowy by do niego wejść i w nim
zamieszkać. Dopiero wtedy mogłem zacząć rysować.
Dopiero wtedy.
Jakąkolwiek książkę mam zrobić (napisać-zredagować-oprawić-wydrukować) muszę ją najpierw móc wziąć do rąk, odwrócić wszystkie strony, usłyszeć jak szepczą i szeleszczą. Muszę wiedzieć jak będzie się otwierać i zamykać. Muszę wiedzieć co będą czuły moje palce dotykając papieru. Muszę znać wszystkie krzywizny i łuki laseczek, brzuszków, linijek i kropek. Muszę przemierzyć semantyczne pola, fonetyczne łąki, syntaktyczne lasy. Muszę zobaczyć wszystko, co taka książka przedstawia przed moimi oczami i w moich dłoniach, a potem odstawić ją na półkę w bibliotece mojej głowy. Dopiero wtedy mogę zacząć pisać i niepisać. 28. [integrowanie książki]
Pisanie,
redagowanie,
projektowanie, rysowanie, oprawianie, tłumaczenie...
czy to nie za
dużo jak na jedną osobę? Za dużo. Ale wydaje się, że
to jedyny
sposób, by naprawdę zintegrować wszystkie elementy
książki, by
naprawdę do siebie pasowały i były nierozdzielne. Zaś
zmiana
koloru akapitu byłaby niczym wykreślenie kilku zdań.
29. [bycie mistrzem]
Czy to nie zbyt wiele wymagać mistrzostwa na każdym poziomie procesu robienia książki? Nie. Czy mogę być mistrzem w pisaniu, redagowaniu, projektowaniu, rysowaniu, drukowaniu, oprawianiu, tłumaczeniu...? Nie, nie mogę. A zatem jestem w pułapce. Jakież to wyzwanie wydostać się z niej! 30. [uczenie się słów] Ciągle uczę się słów. Mam nadzieję, że brzmi to lepiej, bardziej prawidłowo, niż ciągle uczę się języków. Pamiętaj: język to świat. Czy mogę stać się tubylcem w świecie angielskim? Nie, mogę w nim być jedynie podróżnikiem, może rezydentem, przybyszem. Lecz dopóki mój wielki zbiór uniwersalnych piktogramów nie będzie gotowy, będę musiał używać słów. Dźwięki i obrazy mają szansę być uniwersalne. Słowa nie mają takiej szansy. Nawet słowa esperanckie. Praca ze słowami oznacza ciągłe błędy i nieporozumienia. Próbuję polować na błędy. Naprawdę próbuję. Zawsze jednak coś się wali, czegoś brakuje. Błędy mogą być piękne i błogosławione. Błędy mogą być okropne i niszczące. Perfekcja zaś jest nudna i uśmierca. Pisząc po esperancku robię więcej błędów niż pisząc po polsku. Po angielsku robię więcej błędów niż po esperancku. Po francusku robiłbym znacznie więcej błędów niż po angielsku...
Pracując ze słowami
prawdopodobnie nie da się pójść dalej niż zrobił to
Joyce w
Finnegans Wake.
Ale można wyjść poza . . . . . . Pamiętaj, że Joyce
ciągle miał
w głowie cudowny, kolorowy dywan stron Księgi
z
Kells. Księga
z
Kells ma jedną
wielką wadę: jej główne elementy mogę być
rozdzielone. Wydaje
się, że Joyce zmierzał ku wyeliminowaniu tej
niedogodności i
chciał zrobić (nienapisać?) księgę-świat.
Prawdopodobnie była
to tylko kwestia czasu. Niestety, nie miał go
wystarczająco dużo.
32. [szukanie miejsca dla siebie]
Lata
temu, wydawcy byli
zdziwieni i przestraszeni. Chcieli tylko słów, nie
chcieli widzieć
niczego innego – tylko słowa. Dzięki nim, jak również
dzięki
ograniczeniom w dostawie papieru zacząłem wystukiwać
swoje książki
na starej maszynie do pisania po obu stronach kartki i
tak oto
odkryłem, że mogę sam zrobić książkę. (Dało mi to
możliwości
pracy nad każdym detalem, każdym elementem książki.
Sprawiło, że
stałem się odpowiedzialny za każdy detal, każdy
element książki.
Być odpowiedzialnym za to co robisz, znaczy być
wolnym. Ale wolność
ma swoją cenę. Tą ceną jest wysokość
nakładu: kilkanaście-kilkadziesiąt
egzemplarzy zamiast kilkuset
lub kilku tysięcy.)
Wiele lat minęło, a oni nadal boją się i są zdziwieni
i chcą
tylko słów. Myślą, że poważna książka dla poważnych
dorosłych może mieć w środku tylko poważne czarne
litery na
poważnym białym papierze. (Czy
Księga z Kells
była wariacką książką dla świrów?) . . . . . . Czy
moje
książki są pięknie drukowane? Nie, nie używam przecież
ręcznej
prasy. Czy są to tak zwane książki artystyczne? Nie,
jest w nich
zbyt dużo do czytania, zbyt dużo opowieści, zbyt
długie historie,
zbyt bliskie są one literatury. Czy są to normalne
książki? Nie,
zbyt daleko są od literatury. Czy są to książki dla
dzieci? Nie,
są stanowczo zbyt poważne. Czy są to książki dla
dorosłych?
Nie, są zbyt zwariowane. Czy są to nieksiążki? . . . .
. Zawsze
są pomiędzy poza nad pod za obok...
33. [wymyślanie liberatury] LIBERATURA – to słowo wymyślił jeden z moich przyjaciół. Twierdzi, że to jest właśnie to, co robię. 34. [wspinanie się po spirali] Kiedyś, nasz sławny poeta napisał: Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa. Prawdą jest jednak to, że najgiętszy nawet język nie może powiedzieć tego, co pomyśli głowa. Przyczyna: głowa myśli o tysiącach rzeczy naraz, podczas gdy słowa płyną mozolnie jedno za drugim. Nie da się wypowiedzieć jednocześnie dwóch różnych słów; czasami, gdy inna myśl wdziera się do właśnie wypowiadanego zdania, załamuje się składnia, język błądzi, prefiksy i sufiksy nie pasują do siebie, popełniamy błąd... Sto pięćdziesiąt lat później chodzi mi (i nie tylko mnie) o to samo. Różnica polega na tym, że teraz wiemy więcej o tym, co dzieje się wewnątrz i na zewnątrz naszych głów, niż wiedział on. Przyszłe pokolenia pisarzy, poetów i liBeratów będą wiedziały więcej niż my. Chodzi zatem o to, by (nie)opisywać świat coraz dokładniej i adekwatniej. W ten oto sposób możemy dowiadywać się coraz więcej o świecie, jaki jest i dlaczego taki. 35. [myślenie o kartkografii] Ciągle myślę o tym, by pewnego dnia napisać traktat o kartkografii . . . . . . Tractatus kartkographicus? 36. [pamiętanie]
By
nie zapomnieć o tym, że
to tylko książki, kodeksy, zwoje ...... że to tylko
słowa,
obrazki, znaki, symbole, opisy, nieopisy . . . . . .
Nie mogę
przecież oprawić morskiej fali i postawić jej na półce
w mojej
pracowni. Po prostu nie mogę.
37. [rolling books] I know these are only books’n’scrolls but I like them love them yes I do |