Rodzaje splątań


Na początku należałoby rozważyć, czym typy różnią się od rodzajów, bo czymś się przecież różnią, i czy rzeczywiście chodzi tutaj o rodzaje, bo może jednak o typy, jednak nie będziemy się tym tu zajmować, ponieważ doprowadziłoby to do pewnego mentalnego splątania, którego chcielibyśmy uniknąć, aczkolwiek nie wiadomo dlaczego, gdyż takie mentalne splątanie też byłoby wielce interesujące i zapewne stanowiłoby fascynujący obiekt badań, ot, choćby ustalenie co się splątało i gdzie, w głowie czy poza nią. Przyjmijmy, że nas to nie interesuje. Niech sobie będą rodzaje.

Podkreślmy za to mocno, że chodzi tu o splątania, a nie o węzły. Splątanie powstaje spontanicznie, wbrew naszej woli, aczkolwiek niekoniecznie wbrew woli kabli [(tu się wszyscy oburzą – to niech się oburzają, a kiedy już ochłoną, niech zastanowią się, czy my mamy wolę)], podczas gdy węzły są wynikiem wiązania, czyli czynności świadomej, przynajmniej do jakiegoś stopnia.

Nie do końca jasna jest pozycja supłów. Wydaje się, że znajdują się one gdzieś pomiędzy. Bywa przecież, że świadomie i z pełną premedytacją zawiązany węzeł zamienia się w okropny supeł, zasupłuje się dokumentnie w wyniku nieopatrznego ruchu podyktowanego pośpiechem, niecierpliwością, nieuwagą, zatem supeł jest wynikiem działania spontanicznego, które nakłada się na działanie niespontaniczne.

Logika podpowiada, że podstawowym podziałem powinien być ten na splątania rozplątywalne i nierozplątywalne. Ta sama logika podpowiada również, że należy zastanowić się, czy w ogóle istnieją splątania, których nie da się rozplątać. Jeśli coś się zaplątało, to i się rozplącze, pod warunkiem, że splątanie nie doprowadziło do zmiany jakościowej, na przykład stopienia się kabli albo ich sklejenia. Gdyby tak się stało, mielibyśmy do czynienia z czymś więcej niż tylko splątaniem, z czymś z natury innym, a jeśli tak, to to coś innego nie wchodziłoby w zakres naszych zainteresowań, nie byłoby przecież splątaniem, tylko czymś innym, nie wiadomo czym i wcale nie interesowałyby nas to czym by to było. Skoro więc nie ma splątań nierozplątywalnych, to nie ma też takiego podziału i nie ma takich rodzajów. Lepiej będzie mówić i pisać o splątaniach łatworozplątywalnych i trudnorozplątywalnych. Zdecydowanie tak. Wtedy dodatkowo moglibyśmy ustalić skalę rozplątywalności, której podstawowym sposobem kalibracji byłoby odniesienie się do stopnia naszej wściekłości. Oczywiście, że taka skala byłaby nad wyraz i nad liczbę względna z wiadomych powodów niewymagających nawet najdrobniejszej wzmianki, czy jednak, mimo wszystkich swoich mankamentów nie byłaby i tak dokładniejsza niż liczenie „przecięć”, niebędących w istocie przecięciami, lecz skrzyżowaniami, które najpierw należałoby znaleźć, a jak wypatrzeć te ukryte głęboko wewnątrz mniej lub bardziej potwornego kłębowiska?

Podział na splątania przecinalne i nieprzecinalne, poniekąd wzorowany na węzłach, a w zasadzie na jednym węźle, nie wydaje się sensowny i logika go nie podpowiada, czy jest bowiem jakiś pożytek z przecinania splątań? Ów najsłynniejszy przecięty węzeł został zniszczony i nikt nie dowiedział się jak został zawiązany, w ten sposób straciliśmy szansę, by nauczyć się zawiązywać węzły nierozwiązywalne, nasze poznanie zostało zubożone nieodwracalnie, zaś ten, który tego dokonał wielbiony jest i wychwalany pod niebiosa, choć powinien być potępiony za swój niecny czyn. Przecinanie poplątanych kabli, lub kabla, też nie miałoby sensu, bowiem kable uległyby zniszczeniu i przestały działać, podczas gdy kable poplątane działają, chyba że wskutek nadmiernego poplątania gdzieś się któryś załamał i drucik w środku uległ przerwaniu, bo tak też może się zdarzyć i tak się zdarza. W przypadku jednego kable sensowniejsze jest wycięcie splątania, jeśli jest ono lokalne, ograniczone, lecz wtedy dwie części należy ze sobą złączyć, co jest nie tylko możliwe, ale stosunkowo łatwe do zrobienia, szczególnie w przypadku kabla z pojedynczym drucikiem w środku. Wycięcie splątania w nitce takie proste by nie było, ponieważ bezwęzełkowe połączenie dwóch części nitki wymagałoby nie lada umiejętności. Natomiast przecinanie całego kłębowiska, na przykład takiego jakie znajduje się w małej, brązowej walizce, nie miałoby kompletnie sensu.

Oczywiście, należałoby też zastanowić się nad tym, czy są kable nieprzecinalne, czyli zrobione z tak wytrzymałego materiału, że nie istnieje narzędzie tak ostre i tak twarde, przy pomocy którego dałoby się tego dokonać.

Coś jeszcze?

Tak. Jeszcze coś. Coś co balansuje na krawędzi. (Czego?) Coś czemu nauka jest mocno niechętna ze względu na daleko posuniętą nieuchwytność, na wielką niejasność, na rozmazanie, na zbytnią frywolność... Oto początek listy kryteriów niekonkretnych, niemierzalnych, zanadto intuicyjnych, ale jakże ważnych, wręcz podstawowych, znacznie bardziej pożądanych, bo wbrew pozorom nie abstrakcyjnych, lecz fizycznych, łatwo zauważalnych, codziennych.

Oto splątania:
piękne i brzydkie (kiedy nas zachwycają nieoczekiwanymi wzorami i zaskakującymi kształtami splotów)
delikatne i brutalne (mogą przecież zadusić)
finezyjne i prostackie (w większości prostackie)
grzeczne i chamskie
użyteczne i nieużyteczne (kable użytecznie splątane – fraza jak fraszki wzięta)
jawne i ukryte (na przykład za szafą)
prawdziwe i pozorne
znaczące i nieznaczące (kiedy ktoś próbuje czytać zawijasy niczym znaki tajemnego pisma)
. . . . . . . . . . . . . . . . . .

I tak można by wymyślać kolejne i dopisywać do listy, aż ona sama splątałaby się w supeł nie do rozplątania.

Teraz to już chyba nic.

Co by oznaczało, że rozplątaliśmy niezaplątany dylemat podziału na typy bądź rodzaje dochodząc do wniosku, że rozróżnianie typów lub rodzajów byłoby raczej niepotrzebną scholastyką, niemniej zabronić jej uprawiania nie możemy.


<<<