W gospodarstwie idealnym wszystko powinno być idealne. Każda jego część powinna być idealna i wszystkie razem, jako całość, też powinny być idealne.
Idealne gospodarstwo nie musi znajdować się w idealnej przestrzeni, chociaż mogłoby – gdyby znajdowało się w takiej, byłoby jeszcze idealniejsze.
Natomiast kształt gospodarstwa idealnego musi być idealny. Skoro kula uważana jest za bryłę idealną, czyli mającą idealny kształt, to gospodarstwo idealne powinno być kuliste. I gładkie. Gładkość wydaje się bardziej idealna niż chropowatość i wszelkiego rodzaju pomarszczenia (chropowatości i pomarszczenia też przecież mogą być idealne i nieidealne).
Co taka kulistość gospodarstwa miałaby znaczyć? Czy to, że wszystko co się na takie gospodarstwo składa byłoby idealnie upchnięte w kuli, idealnie czyli tak, że w tej kuli nie byłoby żadnej pustki? Raczej nie, bowiem gdyby tak było, nic nie mogłoby się w takim gospodarstwie poruszać, chyba że tak jak przesuwają się ziarna zboża w szczelnie wypchanym nimi worku. Oj, to nie jest dobre porównanie. To jest bardzo niedobre porównanie, gdyż ze względu na swój kształt ziarna zboża nigdy nie będą ściśle przylegać jedno do drugiego. Należałoby to porównać do kilograma (na przykład) kostek cukru w prostopadłościennym pudełku przed rozpakowaniem... A jeśli już został przywołany problem szczelnego wypełniania przestrzeni, to kula pod tym względem jest bryłą zupełnie nieidealną. Nie ma jej co porównywać do sześcianu. Jeśli zatem jest jakiś wzgląd, pod którym jest nieidealna, to nie jest też idealna w ogóle. Coś jest idealne, jeśli jest idealne pod każdym względem. Chyba że za nieidealne uznamy właśnie idealne wypełnienie przestrzeni. Wtedy sześcian nie będzie idealny, a idealna będzie kula, bo będzie idealnie nie wypełniała przestrzeni, a te niewypełnienia będą idealnymi wklęsłosześcianami (czy tak? jaką bryłą będzie przestrzeń między czterema stykającymi się kulami? a między trzema?)...
Bez zagłębiania się w dalsze szczegóły widać, że trzy wymiary sprawiają wiele kłopotów, odrzućmy więc jeden z nich, obojętne który i ustalmy, że gospodarstwo idealne jest jednym z przekrojów owej idealnej kuli, ma więc zarys koła. Koło też zdaje się figurą idealną (bowiem przekrój bryły idealnej musi dawać figurę idealną, oczywiście pod warunkiem, że jest to przekrój idealny), chociaż wcale taką nie jest, bo koła nie wypełniają płaszczyzny, na której są narysowane. Robią to sześciokąty mając jednocześnie najlepszy (czy idealny?) stosunek powierzchni do obwodu... No i co z tego? Równie dobrze gospodarstwo idealne mogłoby być trójkątne, lub wielokątne, lub ameboidalne, o nieustannie zmieniającej się linii granicznej (lecz zawsze takim samym obszarze). Nie o cudne kształty bowiem chodzi. Jak mawiał pewien obywatel zapłotny: nieważne jakiego koloru jest dach – ważne, żeby nie przeciekał.
Kształt gospodarstwa jest nieważny. Ważna jest funkcjonalność. Żeby z każdego miejsca do każdego było jak najbliżej – czyli żeby każde miejsce było oddalone od każdego innego o tyle samo, czyli o niewiele. Czyli żeby wszystko było w jednym miejscu. Czyli tak jakby wszystkie słowa tekstu na jednej stronie były wydrukowane w jednym miejscu, jedno na drugim – wtedy nasze oczy nie musiały biegać po całej stronie – wystarczyłoby jedno przenikliwe spojrzenie – spojrzenie przenikające na wskroś - - - - -
Wielu uznałoby, że gospodarstwo idealne to takie, w którym nie trzeba pracować, w którym wszystko robi się samo. Nie jest istotne w jaki sposób wszystko miałoby się robić samo – to znaczy nie jest to problem gospodarza – jakoś by się robiło i już. Niemniej czasami miło jest popracować. Niektórzy całkiem to lubią. Uważają za fascynujące patrzeć jak z nasion, które sami wsadzili do ziemi, wyrastają piękne rośliny. Oczywiście nie mieliby nic przeciwko temu, żeby jabłka spadały nie obijając się, potem toczyły się grzecznie w kierunku skrzynki i do niej wskakiwały (och, nie musiałyby tego robić! przecież skrzynka byłaby tuż pod drzewem, więc spadałyby od razu do niej, nie obijając się), chociaż sami chętnie kilka by zerwali, wszak dotknięcie jędrnego, nagrzanego słońcem owocu jest przeżyciem głębokim i cudnym, dlaczego mieliby z niego rezygnować? Nawet zerwanie całej skrzynki jabłek byłoby mile widziane. Natomiast zerwanie bardzo wielu skrzynek byłoby widziane niemile. Równie niemile widziane byłyby wszelkiego rodzaju klęski. Duże klęski. Bo małe klęski byłyby przyjemnym urozmaiceniem monotonii nieustannego urodzaju i bezproblemowych żniw. Więc gdyby od czasu do czasu coś uschło lub nie wyrosło albo się złamało, nie byłoby źle. Równie niemile widziana byłaby obecność wszelkich bytów uciążliwych i obrzydliwych. Należałoby zatem dojść z nimi do porozumienia, by wykonywały swoją konieczną pracę nie ujawniając się.
Interesujące byłyby drzewa wieloowocowe. W dwóch odmianach: owocujące naprzemiennie – w tym sezonie jabłka, w następnym banany, w następnym orzechy . . . . . (pododmiany sezonowe, miesięczne, tygodniowe lub o dowolnym, uprzednio wskazanym, okresie owocowania) oraz owocujące jednocześnie, lecz różnie na różnych gałęziach. Ta druga odmiana wydaje się ciekawsza, zważywszy, że gałęzie miałyby różne liście i kwitłyby zupełnie odmiennie.
Bardzo istotne byłyby też sprawy pogodowe. Padałoby tylko wtedy kiedy powinno i tylko tam gdzie powinno. Wiałoby tam, gdzie byłoby to wskazane i wtedy kiedy byłoby to potrzebne. Również słońce świeciłoby tam gdzie należałoby świecić i wtedy kiedy należałoby świecić. Ruch chmur byłby uporządkowany i logiczny. Oczywiście drobne fluktuacje i niespodzianki nie zostałyby wykluczone. Cudne poranne mgły od czasu do czasu mogłyby zawisnąć nad ziemią, a niebo mogłaby niekiedy zasnuć demoniczna, ciężka chmura, którą rozrywałyby oszałamiające błyskawice, lecz to wszystko na zasadzie pięknego spektaklu. Co prawda demolujące wszystko tornado również jest fascynującym spektaklem, jednak nie jest ono niezbędne do tego, by przeżyć życie z poczuciem pełnej estetycznej i intelektualnej satysfakcji...

Tym, którzy uznają powyższe rozważania za równie i śmiertelnie nudne jak życie w takim paraliżującym umiarkowaniu, a w związku z tym nie warte kontynuowania, ba! wręcz warte natychmiastowego przerwania, ze względu właśnie na to zagrożenie, polecamy rozważyć poniższe:
nie jest prawdą, że nie pozna życia, ten, kto nie został pożarty przez rekina – jest dokładnie na odwrót . . . . no, chyba że zostanie pożarty na starość.

<<<<