Podobno kiedyś była pod Łysogórami jaskinia, wcale nie najgłębsza i najdłuższa na świecie, ani nawet tutaj, lecz najbardziej kręta ze wszystkich. Tak zakręcona jak kozi róg. Użycie czasu przeszłego jest oczywiście wielce mylące, bowiem skoro jaskinia była to pewnie i jest. Jaskinie nie znikają ot tak sobie. Co najwyżej zniknąć może wejście do jaskini. Zarosnąć lub zawalić się. Albo zostać przez kogoś celowo zasłonięte. A potem ten ktoś umiera, albo wyjeżdża i zabiera ze sobą tajemnicę. I wtedy jest tak, jakby jaskinia była i już jej nie ma.
Nie wiadomo też gdzie była. Po prostu gdzieś. I tyle.
Podobno ówczesny lud tutejszy (czyli lud żyjący tu kiedyś) zapędzał do owej jaskini osobników, których z różnych powodów nie cierpiał i nie życzył sobie, aby wśród niego żyli i psuli go niczym robak zdrowe, piękne, soczyste jabłko. Lud ten był łagodny, więc takich niechcianych nie wgniatał w kamienisty, twardy grunt nogami bosymi lub obutymi w proste chodaki, ani też nie zatłukiwał kijami lub też rozrywał końmi lub dłońmi. Niechciany nie był też otaczany milczącym kręgiem, ciasnym i nie pozostawiającym żadnego wyjścia, który oczekiwał milcząco na jego rychłą śmierć spowodowaną utratą nadziei i woli do życia. Zapędzany w Kozi Róg miał przed sobą wyjście z tej kłopotliwej sytuacji – wejście do jaskini. Kto raz wszedł do tej jaskini, już z niej nie wychodził, ze względu na niebywałą krętość jej korytarzy. To znaczy – nie wychodził tędy, którędy wchodził. Podobno jaskinia ta miała bowiem inne wyjście, albo i wyjścia. Nie było to bynajmniej wyjście na tamten świat prowadzące jak mogliby sądzić złośliwi. Podobno wyjście to prowadziło do innego świata, a może nawet do innego wymiaru..... Musimy niestety gubić się w domysłach, albowiem nie znamy żadnej relacji osoby, która by przez Kozi Róg przeszła i z powrotem pojawiła się tu.
Podobno niedawno ktoś odnalazł wejście do tej jaskini. Podobno też miało powstać biuro organizujące wycieczki – coś jakby biuro osób zapędzonych – a może miała to być grupa terapeutyczna? - w każdym razie biuro zakończyło swą działalność bardzo szybko, ponieważ nikt się nie zgłosił ani na przewodnika ani na uczestnika takiej wycieczki. Prezes i jedyny pracownik owego biura zniknął. Jedni mówią, że wyjechał, inni że sam zapędził się w Kozi Róg. Czy też do Koziego Rogu. Znowu zatem nie wiadomo gdzie jest wejście.
A może by tak, drodzy Czytelnicy, zorganizować zakrojone na szeroką skalę systematyczne przeszukiwanie Łysogór w poszukiwaniu Koziego Rogu?

chyba wystarczy ..... można by się jeszcze zastanowić jak to zrobić ..... może zwinąć tekst spiralnie? albo podłożyć pod niego zdjęcie przekrojonego amonita ..... albo narysować taką spiralę .... jakbym to zrobił jutro i jutro skończył całość, to mogłoby się ukazać pojutrze ...... no i mógłby to być nowy cykl w LGE ..... COŚ – GDZIEŚ – KIEDYŚ .... coś gdzieś kiedyś .... kto by go czytał? .... ktoś by go czytał - zawsze ktoś się znajdzie