Tak.
Nie wytrzymam. Nie wytrzymam. Tak. Nie wytrzymam. Za dużo wypiłem. Na pewno za dużo wypiłem. Tak. Zawsze wypijam za dużo. A potem problem. Tak. To tu jest problem. Tak. Wszędzie ludzie. A nigdzie toalet.
Tak. Chyba że pójdę. Wejdę głębiej w las. Tam gdzie będzie więcej drzew niż ludzi. Niech nie przesadzam. Tak. Nie ma znowu takich tłumów. Nie przyjechało i nie przyszło tu tyle ludzie, żeby było ich więcej niż drzew w tym lesie.
Co tu robić? Stać nieruchomo? Nie. Siąść i skurczyć się. Zwinąć. Ucisnąć pęcherz? Zgnieść cewkę? Nie. Siedzenie nie pomoże. A nawet jeśli pomoże to na krótko. A co potem? Tak. Co potem? Zatem lepiej iść. Tak. Jak iść? Szybko? Wolno? Naprężyć się czy rozluźnić? A może lekkim truchtem się poruszać?
Tak. Iść. Aaaaaa! I nie wypowiadać żadnych syczących wyrazów. Nawet w myślach!
Tak. A czy jest jakieś zaklęcie wstrzymujące? Skoro jest zaklęcie przyspieszające: psi psi!
Cicho!
Tak. To powinno być zaklęcie wstrzymujące. Jakie zatem – isp isp? Zwykła odwrotność? To zbyt trywialne. Tak. Zbyt trywialne. Taka teza o symetryczności zaklęć. Żeby sformułowaniu wywołująco-przyspieszającemu odpowiadało sformułowanie hamująco-cofające. Kasujące. Tak. Ciekawe.
CIEKAWE! NIEBYWAŁE!
Tak – a ten tu sika!! Nie przejmuje się wcale. Sika w tłumie! Jak w lesie! A ja się przejmuję! Ja szukam miejsca. Ja szukam toalety. A on nie. On po prostu sika! Tak. Oh nie! On szcza! Tak.
Jak jest różnica między szczaniem a sikaniem? Szczać – ładne słowo. Przykład symbolizmu fonicznego. A szczaw już nie. Szczaw już jest słowem ładnym i nie jest przykladem symbolizmu fonicznego. Przez to wu na końcu? A tamto przez to ci. Nie ci tylko ć. Krótko! Jak szast prast!
Tak. Przecież to bardzo ładne słowo. Świszczące jak szum moczu. Tak. A dlaczego szczaw ma świszczeć? Może szczaw szumi w szczególny sposób. A szczeć? Czy szczeć jest brzydkim słowem? Szczeć nie wzbudza odrazy. Tak. Czy szczeć jest przykładem symbolizmu fonicznego? Jest ostra jak najeżone sztywne grube krótkie włosy. Zatem – chyba tak1.
Tak. A może jednak powstrzymać? I sikać dopiero tam na górze? Tak. Sikać2 na koniec świata. Tak. Kto to mi opowiadał? Nieważne. Opowiadał jak to jechał autobusem przez pustynię. Gdzieś tam. Nieważne. Gdzieś. Zmierzchało. I zatrzymali się przy jakimś zajeździe. Nie było żadnego innego domu, tylko ten jeden, ten zajazd. Wysiedli. Większość poszła do tego zajazdu. Bo to byli tubylcy. On nie był tubylcem i nie wiedział gdzie może być toaleta. Albo po prostu zwykły kibel. A może takiego wogóle nie było. Więc przeszedł na drugą stronę drogi. A tam nie było nic. Tam było NIC. Największe NIC jakie kiedykolwiek spotkał w życiu. NIC fizyczno-metafizyczne. I on w to NIC nasikał. Struga gorącego moczu lecąca w absolut. Coś niebywałego – mówił. Tak. Oto metafizyka oddawania moczu3. Tak. I tam na górze mogłoby być podobnie. Noc dookoła. I ten ogromny widok. Widok niewidoczny. Tylko światełka. Zupełnie jakby niebo spadło na ziemię. Zaczyna się koniec świata w strudze gorącego moczu. Tak.
Ale ja nie wytrzymam. No nie wytrzymam. Jakem Lejski. Co za kretyńskie nazwisko. Tak. W tym momencie kretyńskie. Także kretyńskie w trakcie wykładu. No i w trakcie rozmowy. A kiedy indziej już nie. Czyżby zatem było ono przykładem symbolizmu chwilowego? Lepiej by brzmiało: symbolizmu momentarnego. Nie – gorzej.
Tak. To niebywałe połączenie. Absolut i zupełnie trywialna czynność fizjologiczna. Czy to świadczy o trywialności absolutu czy o absolucie fizjologii?
Weźmy na przykład takie drzewo. Bo co to jest drzewo? Drzewo to kilka metrów sześciennych opału poukładanego niebywale kunsztownie. Tak. Które drzewo? To? Tamto? Nie. Każde. Nawet najbrzydsze. Czy drzewo może być brzydkie?
Dlaczego miałbym obsikiwać drzewo? Czy ja pies jestem?

1 A po rosyjsku tak by nie było. SZCZ albo Щ jest miękkie. Zawsze miękkie. Dlatego nie będzie SZCZY tylko SZCZI albo ЩИ. Kapuśniak. Myślałem, że to barszcz a to jednak kapuśniak. Ubrdał mi się barszcz. Mógł mi się ubrdać. Przez to szcz na końcu i początku. A teraz mi głowę wypełnia cała metaforyka i frazeologia szczania i sikania ..... Co za szczochy! - ryknął ktoś-tam i wylał barszcz za okno. Kto to mógłby być? Jakiś raptus. Jakiś cham nieokrzesany. Albo żur. Bo dlaczego barszcz? Żur byłby chyba lepszy. Tak. To dobry pomysł. To mógłby być cały rozdział. Albo suplement. Tak. Suplement do dzieła o historii sikania. Tak! No tak! TAK! To jest pomysł. Jak na przykład sikali ci od dymarek? Wiemy jak wypalali rudę żelaza, jak się ubierali, jak mieszkali. A nie wiemy jak i gdzie sikali. Właśnie – GDZIE? Gdziekolwiek? Gdzie popadnie? Czy też może gdzieś. W pewnym określonym miejscu. Jak określonym? Może je określali. To miejsce. A może nie .... Zaniedbanie? Niedopatrzenie? Pruderia niegodna naukowca? Archeologia, symbolika, urbanistyka latryn. Wszelkie aspekty oddawania moczu. Tak. A potem czytam opasłe dzieło o kulturze Chin albo jakiegoś innego cesarstwa i dowiaduję się wielce szczegółowo o tym co, gdzie i jak jedli, ale nie dowiaduję się co było dalej. Albo dowiaduję się bardzo ogólnie. Tak. Rozumiem, że herosi nie sikają. Bond i Rambo też nigdy nie sikali i nie robili kup. Widocznie mieli inny metabolizm i potrafili zamienić na energię wszystko co połykali. Żadnych produktów ubocznych. Żadnych odpadów. Dlatego dokonywali takich niezwykłych rzeczy. Tak. No więc ja dokonam takiej niezwykłej rzeczy i napiszę takie dzieło. Powszechna historia diurezy i defekacji. Albo: Kulturowe aspekty diurezy i defekacji. Tak. Jakem Lejski. Tak będzie.

2 Szczać na koniec świata - o tak! "Sikanie" jest tu nie na miejscu. "Sikanie" jest tu bezsilne, pozbawione mocy i znaczenia. Zupełnie NIE BRZMI.

3 Czy też może raczej metafizyka sikania? Albo metafizyka szczania? Oddawanie moczu, sikanie i szczanie to jednak nie to samo. Fizjologicznie to to samo. A logicznie? Chyba nie. A kulturowo? Chyba nie. Co on tam robił: oddawał mocz, sikał czy szczał? A co ja będę robił późnym wieczorem na szczycie góry?