A jednak nie wyszedłem z użycia! Jeszcze raz ktoś mnie użył. Czy to był ostatni raz? I potem już koniec. Potem już nikt nigdy mnie nie użyje. Potem już można by liczyć na to, że ktoś mnie znajdzie w jakimś opasłym słowniku, ktoś za dwieście, trzysta lat, trudzący się wielce nad odtworzeniem obecnego stylu mówienia. Przesadzam! Jaki tam trud! Cóż to za trud! Zobaczy jakiś film, posłucha radiowego reportażu i już będzie wiedział, jak wtedy mówiono. I jeśli tak się zdarzy, że nikt w tych materiałach nie użyje mnie, to on w ogóle nie dowie się, że istniałem. Będzie przekonany, że istniało BAMBUKO, a LOLO nie. Choć może się też zdarzyć, że nie usłyszy w tych materiałach BAMBUKO, lecz CACY. I będzie podążał tym oto tropem:
CACY => CACKO (może odnajdzie uroczą rymowankę „cacy cacy buch po glacy” związaną z niewinnymi dziecięcymi zabawami)
CACY => CACANKI (obiecanki)
CACY => CACKAĆ SIĘ


     
 

 

 

 

 

 



 
 


 
 
 

 

 

 

 

 
     
Albo usłyszy WYKIWAĆ zamiast ZROBIĆ NA CACY. No i jeśli podąży tropem KIWAĆ => KIWA => KIWI to zrobi się w LOLO. Albo w BOLO. Lub w BOLA. A może nie tyle zrobi się, ile będzie leciał sam ze sobą w bola ........ Ordynarne to, prawda? BOLO jest ordynusem, a LOLO nie. Ach, żeby tylko nie poszedł tropem BOLO – LOLO => BOLEK – LOLEK, bo wtedy koniec, wtedy już mnie nie odnajdzie. Przepadnę z kretesem. Runę w otchłań zapomnienia. (Oczywiście różową.) Jak tyle innych, choć nie tak pięknych słów, które nie trafiły do słowników. Ciekawe, ile słów dziennie znika z powierzchni mowy? Ile nie zostaje zapisanych, opisanych, skatalogowanych? Ile nie trafiło i nigdy nie trafi  do Centralnego Rejestru Słów w Centralnym Biurze Słów?