Tekst, w
rozszerzonej wersji, ukazał się w
dwumiesięczniku "Wici.Info" w lipcu 2006 roku
(nr 10).
Przez cały piękny czerwcowy dzień
rozcinałem jutowe worki. W cieniu cichutko
szepczącego jesionu. W nieustannym świergocie
ptaków.
Sto dwa
worki. Rozcięte dadzą dwieście cztery płachty metrowej
długości. Na stu dziewiętnastu zostanie namalowana na
każdej stronie litera – na jednej biała, na drugiej
czarna. Zaś w siedemdziesięciu pięciu zostaną wycięte
litery – w każdej jedna. Zostanie dziesięć płacht. I
dobrze. Mogę się przecież pomylić i napisać nie tę
literę co trzeba. Wszystkie te płachty zostaną
podwieszone do kratownicy dachowej ogromnej, pustej
hali. Siedem rzędów po siedemnaście płacht z
namalowanymi literami, a pomiędzy nimi sześć rzędów
płacht z wyciętymi literami – płachty z wyciętymi
literami będą ustawione prostopadle do płacht z
literami namalowanymi. A wszystkie będą wisiały tuż
nad głową.
Chmura liter
nad głową.
Żeby
odczytać zdanie utworzone z białych liter trzeba
będzie przejść wzdłuż pierwszego rzędu od lewej strony
do prawej, a potem wzdłuż drugiego od prawej do lewej
i tak dalej aż do końca rzędu siódmego.
JAKA SZKODA ŻE CHMURY
NIE SĄ Z MLEKA A KROPLE DESZCZU ZIARNAMI KAKAO - WTEDY BŁOTO BYŁOBY ZAPEWNE CZEKOLADĄ LUB DESEREM LODOWYM Z OWOCAMI NIEBA Po drugiej
stronie ostatniej płachty z białym A będzie czarne J. Znowu trzeba
będzie przejść wzdłuż rzędów od lewej do prawej i od
prawej do lewej, czyli bustrofedonem.
JAK
TO DOBRZE ŻE CHMURY
NIE SĄ Z MLEKA A KROPLE DESZCZU ZIARNAMI KAKAO - WTEDY BŁOTO NIE UDAJE CZEKOLADY A Z NIEBA SYPIE SIĘ NA GŁOWĘ SZKLISTY GRAD Natomiast wycięte litery w
rzędach pomiędzy będą układały się na przemian w
słowa:
Z A C H M U R Z E N I E
P R Z E J A Ś N I E N I E
Bardzo to
skomplikowane. Bywają jednak rzeczy bardziej
skomplikowane. Bywają też prostsze.
Droga
jutowych worków też była skomplikowana. Najpierw
wieziono w nich kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej. Co
było potem – nie wiem. Do mnie przywieziono w nich
cztery tony brykietu z trocin. Nie jestem aż tak
szalony, żeby ogrzewać dom kakaowym ziarnem.
Aczkolwiek bardzo chętnie ogrzewałbym siebie. Lubię
kakao. Bardzo lubię.
Te worki są
inne niż poprzednie. Tamte też były jutowe, lecz
materiał miał ciaśniejszy splot. Chyba z Indii. Na
pewno poherbaciane. Co wcale nie znaczy, że kupiłem na
zimę kilka ton herbaty. Lubię herbatę. Jakże często
ogrzewam i studzę swoje ciało i umysł herbatą.
Szczególnie zieloną. Przede wszystkim zieloną. Bardzo
lubię zieloną herbatę.
Nie wiem co
się stało z tamtymi workami. Chyba zamokły i zgniły.
Trochę ich uratowałem. Ufarbowałem na bardzo ciemną
zieleń i głęboką czerwień. Robię z nich okładki. Są
bardzo ładne, ale trzeba się przy nich namęczyć, bo
juta jest gruba, trudno się zagina i niechętnie klei.
Ta nowa jest zbyt rzadka. Nie nadaje się na okładki.
Nadaje się na fruwający wiersz. Jest koloru kakao.
Tak mi się w
głowie roiło przez ten dzień i przez kilka
poprzednich. A potem przez kilka następnych malowałem
litery i je wieszałem.
I już jest wiersz. Ale nie fruwa. Czasami fruwają w nim, niczym w chmurze, wróble. Czasami zachodzą tu ludzie. Wydają się mniej zabłąkani niż ptaki. Może bardziej zaskoczeni, że tak łatwo można chodzić z głową w kakaowej chmurze. |