Jaki stadion?
Uniwersalny.
Czyli do czego?
Do wszystkiego.
Duży?
Duży. I mały też.
Czyli jaki? Bo albo duży albo mały. Albo dwa stadiony: duży i
mały.
Nie. Jeden. Duży i mały. Czyli zmienny. Bardzo zmienny. Raz
duży. Raz mały. Raz do tego. Raz do tamtego. Raz do czego
innego. Raz ogromny. Raz całkiem kameralny. Jeśli stadion może
być kameralny. Dlaczego jednak miałby nie móc?
Kameralny stadion do kameralnych zawodów?
Właśnie.
Kameralny mecz?
A tak. Bo dlaczego nie? Na przykład monomecz. Czyli zmagania
zawodnika z samym sobą. Podobno to jest w sporcie
najważniejsze: walka z własnymi słabościami.
Podobno... Jakiś dziwny ten stadion.
Dziwny.
Czy to rzut, czy widok z góry, albo widok z boku czyli
elewacja? Bo przecież nie widok perspektywiczny ani nie
aksonometryczny?
Hmmm. Właściwie to...
Przekrój?
Raczej nie... Chociaż... Dlaczegóż by nie? To mógłby być
przekrój. To mógłby być także rzut. Jednego budynku. Albo
całego kompleksu budynków. Bo dlaczego nie? Wszak jest to
stadion zmienny. Raz wygląda tak, raz inaczej. Można przesuwać
poszczególne elementy. Jak również zmieniać ich wielkość. W
zależności od potrzeb. Można go zatapiać, zamrażać, zasypywać,
przykrywać, odkrywać. Co tylko dusza zapragnie. Bez
ograniczeń.
Aż trudno w to uwierzyć, gdy się na to patrzy, aczkolwiek TEN
stadion jest już rzeczywiście inny od TAMTEGO poprzedniego.
Trudno. Ale tak właśnie jest.
Albowiem takie pogmatwanie nie powinno sprzyjać tej
monstrualnej wręcz wielofunkcyjności. Wielofunkcyjności i
zmienności raczej sprzyja prostota. A tu taki labirynt.
Zupełnie jakby narodowym sportem była tutaj zabawa w
chowanego...
To dosyć trafna uwaga. Ale tylko dosyć. Bo tu raczej nie
chodzi o to, by się ukryć i nie zostać znalezionym, lecz by
znaleźć wyjście z labiryntu, w którym się przypadkowo (lub nie
– co do tego nie ma pewności) znaleźliśmy. I tylko do pewnego
stopnia jest to zabawa. Zresztą zabawa, która jest tylko i
wyłącznie zabawą, przestaje być zabawna.
A właściwie to po co stadion? Przecież biegać można po łące.
Oczywiście. I wtedy ten zawiły układ mniej lub bardziej
skomplikowanych figur okaże się po prostu nieco uporządkowanym
odwzorowaniem plątaniny wydeptanych w trawie ścieżek. Albo
trasą biegu przełajowego. A dlaczego nie
trasą spływu kajakowego? Lub raczej podpływu. Właśnie.
Podpływanie wydaje się bardziej interesujące niż spływanie.
Jest też chyba większym wyzwaniem. Kojarzy się z
aktywnością, tak jak spływanie z biernością.
Niekoniecznie jednak trzeba biegać po łące. Można też
przebiec tekst oczami... Tak. To spostrzeżenie jest dużo
trafniejsze. Właściwie to stadion jest zupełnie niepotrzebny.
Tak. Do uprawiania sportu stadion nie jest konieczny. Podobnie
jak sala koncertowa nie jest potrzebna do grania muzyki.
Muzyka istnieje i istniałaby bez koncertów i bez sal
koncertowych, natomiast koncerty i sale koncertowe nie
istniałyby bez muzyki . . . . . . Obecnie w krajach zapłotnych
i zaekrannych stadion jest budowlą na miarę dawnych świątyń.
Lecz nie tu. Niczym ten stadion się nie wyróżnia od innych
budowli. Ani wielkością, ani dziwnością, ani wspaniałością,
ani doskonałością. Dlaczego więc się tu znalazł? To
rzeczywiście zastanawiające. Dlaczego w ogóle tu jest . . . .
. . Może dlatego, żeby się zastanawiać? Co mogłoby wskazywać,
że sportem narodowym byłoby tu, w Liberlandii, zastanawianie
się. Myślenie.
Gdyby tu był jakiś naród... Może właśnie
dlatego go nie ma.