Biała. Tęczowa. Brudna.
Z białej piany – Wenus.
Z tęczowej – Maui.
Z brudnej – szumowiny.
Czy tak?
Dlaczego Maui z tęczowej? To raczej Maui powinien wyłonić
się z brudnej, a właściwie to nie z brudnej, lecz zmieszanej
z wodorostami, bo przecież w wodorosty był zawinięty ten
polinezyjski, pacyficzny pół, lub tylko ćwierćbóg. O jakże
słowo „pacyficzny” nie pasuje do niego. Wszak był z niego
niezły gagatek, szuja, cham i prostak, a szlachetne porywy
serca przeplatał czynami bezmyślnie okrutnymi (przynajmniej
z naszego, ludzkiego punktu widzenia)... Zatem byłoby tak:
Z białej – Wenus.
Z tęczowej – szumowiny i męty.
Z brudnej – Maui.
Szumowiny i męty z tęczowej? A dlaczego by nie? Skoro lotos
wyrasta z ohydnego bagna, to i z cudownej, zachwycającej
delikatnością tęczowej piany mogą wyłonić się wszelakie
szumowiny i męty. Jak również Wenus. I to jest bardziej
prawdopodobne niż to, że wyłoni się z piany białej. Z
brudnej też by potrafiła.
Czyli:
Z białej – szumowiny.
A tęczowej – Wenus.
Z brudnej – Maui.
I tak w kółko. Lecz niech to nas nie zwodzi, niech nam w
głowach nie miesza. Przecież z piany, z każdej, z obojętnie
jakiej, wyłaniają się jedynie szumowiny i męty. Bo sama
piana jest szumowiną. Piękną szumowiną mącącą
przezroczystość bezbarwnej wody, która udaje, że jest
niebem.