Gdybym usłyszał po raz pierwszy w życiu słowo pąkle co bym pomyślał? Kiedyś je
usłyszałem po raz pierwszy, lecz nie pamiętam co wtedy
pomyślałem, ani nie pamiętam kiedy to niezwykle istotne
wydarzenie miało miejsce. Więc mogę sobie wyobrażać, że
dzieje się to właśnie teraz.
PĄKLE – co to jest?
Brzmi pięknie. Lecz co to
jest? Czy
niezwykłość tego słowa i piękno jego brzmienia jest
adekwatna do tego, co określa?
Niewątpliwie określa coś,
bo niewątpliwie jest to rzeczownik, choć bardzo łatwo
wyobrazić sobie czasownik pąklić i taki czasownik też brzmi
pięknie, cóż jednak by
określał? Czynność czy stan? Robienie czy dzianie się?
Pąklić coś czy pąklić się?
Pąkle są rzeczownikiem
liczby mnogiej, co sugerowałoby, iż występują zbiorowo, że
są to istoty lub rzeczy stadne, kiściowe, rojące się,
kłębiące. Pąkiel, bo raczej nie pąkl, nie brzmi już tak tajemniczo
i niezwykle... Więc może jednak lepiej używać formy pąkl, nawet gdyby miała ona być
mniej poprawna. Ekspresja
i brzmienie są ważniejsze. Na pewno w tym przypadku. W
innych też, choć zapewne nie we wszystkich. Poprawność nie
jest znacząca – brzmienie jest. (Poprawniej byłoby:
poprawność nie jest tak znacząca, jak brzmienie.) Pąkiel za bardzo kojarzy się ze
słowem pukiel, a przez to oddala się od pąka, a to właśnie ów pąk wydaje się szalenie istotny.
Pąk ma zupełnie inną strukturę i konstrukcję niż
pukiel. Pąk jest zwarty, zaokrąglony, niewielki, zawsze o
wiele mniejszy niż pukiel, bo ten może nawet być całkiem
pokaźnych rozmiarów. Pukiel, choć ma całkiem wyrazistą
formę przestrzenną (i jakże interesującą przez te skręty i
zawijasy), przy pąku wydaje się zupełnie płaski, a i
uczynić go całkiem płaskim jest bardzo łatwo, ot wystarczy
włożyć do książki lub koperty; pąk trzeba by rozwałkować,
zgnieść, a wtedy przestałby być pąkiem. Pękłby, lecz nie
tak jak pęka w warunkach naturalnych – nie wybuchłby
przecież kwiatem lub liściem ...... Pąk jest
beczułkowato-jajowaty. Jest baryłką prochu, która czeka na
to, by eksplodować. Zatem pąkle też powinny być
baryłkowate. Wielkości pąków. Czyli
niewielkie. Dałoby się je brać garściami... No i jeszcze
to frapujące kle. Właśnie kle, a nie le. Tak jakby kiedyś występowało
w tym słowie podwójne k – pąkkle – lecz z czasem dwa k skleiły się w jedno. Stąd ta
druga sylaba kle, a nie le. Bo kle jest bardziej kleiste niż le. A bez porównania bardziej
kleiste niż kiel, bo kiel sugeruje, że klej dawno już wysechł, jeśli w
ogóle był w tym przypadku zastosowany. Kiel sugerowałoby raczej zdolność i
skłonność do rozsypywania się. Pąkle zaś powinny być
zwarte. Pąkiel mógłby się rozsypać po dotknięciu (jak
pukiel), pąkl na pewno nie, pąkl trzeba by rozłupać, roztrzaskać.
Czy to jest jedno z tych słów,
które mówią więcej niż tysiąc słów?
Czy to jest jedno z tych słów, które mówią więcej niż tysiąc
rysunków?
Nie, albowiem żadne słowo nie mówi nic, gdy nie wiemy do
czego się odnosi.
Nawet onomatopeje mówią o
wiele mniej niż to się wydaje. Ot, takie kle sugeruje zarówno klej jak i
klekot. Co ma wspólnego klej z klekotem? To, że klekot to dźwięk jaki wydają
uderzające o siebie, nie sklejone ze sobą elementy
drewniane lub rogowe. [Czyż to nie zastanawiające, że to
samo zjawisko można określić tak różnymi słowami jak deszcz, rain, pluie?]
To mogłaby być interesująca
zabawa plażowa: odgadnąć co może znaczyć słowo, którego
nigdy przedtem nie słyszeliśmy. Na przykład, co znaczy
słowo sisimisi ......
Lubię pąkle. Podobają mi się.
Spróbuję się z nimi zaprzyjaźnić.
To znaczy, ja już się z
nimi przyjaźnię. Nie wiem czy one przyjaźnią się ze mną.
Tym bardziej, że znam tylko szkielety pąkli. Czyli
przyjaźnię się z trupami. Podobają mi się trupy. Zakładam,
że skoro trupy są takie ładne, to żywe pąkle są jeszcze
ładniejsze. Oczywiście, założenie to może okazać się
błędne. Może się okazać, że choć piękne,
to mają nadzwyczaj wredny charakter, są podłe i gnuśne
(choćby z tego powodu, że to nie one zdobywają pokarm,
lecz pokarm zdobywa je – dlatego wszystkie poruszające się
istoty uważają za wyjątkowo głupie, bo marnujące energię,
którą dałoby się spożytkować w zupełnie innym celu...
Ciekawe do czego używają energii zaoszczędzonej na
poruszaniu się przylepione do kawałka dryfującej kłody
pąkle? Jeśli jakiś nadmiar energii mają – po co miałyby ją
wytwarzać, jeśli podróżują za darmo?
Chciałbym poznać język pąkli.
To byłby pąkliński czy pąklański?
To jednak jest trudne.
Wymagać może spąklenia.
Zatem należy rozpocząć badania nad skonstruowaniem maszyny
do spąklania się.
A czyż nie wystarczy nadmuchać materac, położyć go na
wodzie, położyć się na nim i dać się ponieść falom i prądom?
Wystarczy – jeszcze tylko trzeba mieć sześć odnóży do
filtrowania wody, ale od czegóż jest potęga ludzkiej
wyobraźni i nieograniczona moc autosugestii?
Jak mnie, rakowi-pustelnikowi, mogą
podobać się pąkle?
Jest w tym podobaniu się coś z przewrotności ludzi, którzy
chcieliby mieszkać na wyspie bezludnej, lecz ze służbą,
którzy chcieliby, żeby plaża była pusta kiedy chcą w
samotności spacerować, to znowu pełna, kiedy chcą się
pogapić na innych – zawsze jednak plaża jest pełna lub
pusta nie wtedy, gdy oni tego chcą, lecz kiedy ona tego
chce.