Oczywiście,
jeśli ktoś ma taki dokument, to niech go sobie ma. Może
nawet mieć
kilka takich dokumentów stwierdzających kilka tożsamości.
Są przecież ludzie, którzy uważają, że ich JA jest
wieloosobowe – no, może kilkuosobowe – i każde z tych
mniejszych ja też powinno mieć taki dokument. To
bardzo
interesująca koncepcja. Owe mniejsze ja mogą mieć aspekt
diachroniczny (ja-przeszły, ja-teraźniejszy,
ja-przyszły...), jak
również aspekt synchroniczno-przestrzenny (ja-wewnętrzny,
ja-zewnętrzny, ja-jaki-się-wydaję, ja-wymyślony,
ja-dokonany,
ja-niedokonany, ja-społeczny, ja-rodzinny...) Rozpatrywana z
tego
punktu widzenia bilokacja, czyli jednoczesne przebywanie w
dwóch
miejscach naraz nie wydaje się czymś szczególnym. Można by
nawet mówić o multilokacji. Wymagałoby to jednak dosyć
znacznej autonomii poszczególnych ja tak, aby mogły
występować oddzielnie. Nie wiadomo, czy taka autonomia
byłaby
osiągalna. Czy boki sześcianu mogłyby się oddzielić od
sześcianu, a ten ciągle pozostawałby sześcianem? Jest też
przecież sporo ludzi takich, którzy uważają, że dokonała
się w nich przemiana i teraz są już kimś innym niż byli
kiedyś,
zatem dokument wydany jeszcze przed taką przemianą
stwierdza
tożsamość kogoś innego, kim oni już nie są, zachodzi zatem
potrzeba posiadania innego dokumentu, wydanego po
przemianie.
Przemiany mogą być różne, czasami ktoś przemienia się
całkowicie, a czasami niecałkowicie, tylko troszkę i wtedy
jest
częściowo tym kim był, a częściowo tym kim jest.
Czy
jednak możliwa jest taka całkowita przemiana? Niby motyl
jest czymś
zupełnie innym od poczwarki, z której powstał, lecz materiał
pozostał ten sam. To tak jakby ze starej szafy zrobić stolik
–
siadając przy takim stoliku nawet nie będziesz podejrzewał,
że to
kiedyś była szafa, ale deski są przecież te same. Przemiany
niekoniecznie muszą być gwałtowne i spektakularne.
Ostatecznie
ciągle się zmieniamy. Właściwie to codziennie budzimy się
inni i
chociaż od siebie wczorajszych różnimy się
niedostrzegalnie, to od siebie zeszłorocznych różnimy się
już dostrzegalnie, a siebie sprzed lat wielu rozpoznajemy
z wyraźnym
trudem, lub tylko udajemy, że rozpoznajemy, gdyż
faktycznie
zapadamy w głębokie zdumienie, podczas gdy ktoś próbuje
nam
wmawiać, że to jednak my. I zastanawiamy się jak mogliśmy
robić
takie rzeczy jakie robiliśmy, bo przecież teraz takich
rzeczy byśmy
na pewno nie zrobili. Co miałoby bardzo
interesujące
konsekwencje
prawne. Na przykład: obrona mogłaby utrzymywać, całkiem
zresztą
zasadnie, że ten kto popełnił przestępstwo był kimś innym
niż
ten, który teraz siedzi na ławie oskarżonych. Na przykład:
jeśli testament został sporządzony dziesięć lat temu, to
majątek
zapisano komuś, kto teraz już nie istnieje – ten zaś kto
teraz
istnieje i podaje się za tego kogoś komu zapisano majątek
może
być tak od niego różny (mogło się przecież zdarzyć, że
dokonała się w nim jakaś gruntowna przemiana o której
wspominaliśmy), że właśnie zmarły właściciel nigdy by mu
swojego majątku, nawet skromnej jego części, nie zapisał.
Przykłady można by mnożyć, ale to już każdy zrobi sam, jeśli
będzie miał ochotę na taką zabawę – może wszak uznać, że to
wcale nie zabawa, albo że jest to zabawa dosyć ponura,
szkoda więc
na nią czasu. Tak zaoszczędzony czas mógłby zostać
przeznaczony na rozwiązanie następującego dylematu: czy
motyl
odpowiada za czyny gąsienicy? Wynikałoby
z tego, że należałoby
mieć ze sobą nie jeden dokument, lecz całą ich walizę. Ba!
Kufry. Regały. Bibliotekę całą trzeba by ze sobą wozić.
Archiwum pęczniejące od zaświadczeń i certyfikatów.
Karawany by szły jedna za drugą. Wijące się kolumny
tragarzy. Bo
przecież te dokumenty wymagałyby potwierdzeń swej
autentyczności,
a z kolei ich potwierdzenia też wymagałyby potwierdzeń i
tak
dalej.... A jeśliby kogoś mierziło gromadzenie szpargałów,
mógłby ich nie gromadzić i sam wystawić sobie niezbędne
zaświadczenia i certyfikaty. Te z pewnością byłyby
autentyczne i
byłyby niezaprzeczalnym świadectwem stanu umysłu osoby je
sporządzającej. Co więcej, własnoręcznie zrobiony paszport
byłby
ciekawszy i bardziej wiarygodny niż paszport wyprodukowany
seryjnie
i różniący się od innych jedynie zdjęciem – chociaż to
też jest jakaś prawda o nas, to że różnimy się od siebie
znacznie mniej niż nam się wydaje....
Proszę
jednak nie oczekiwać, że gdzieś tu będzie jakiś wzór
jakiegokolwiek dokumentu do pobrania.