Ż


Y

C

I

E


C

O

D


Z

I

E

N

N

E


W



B

O

O

K

I

N

A




F

A

S

S

S

O

Najpierw widzisz na ekranie właśnie to. Trochę dziwnie rozmieszczone te litery. Trudno je poskładać w sensowne wyrazy, bo i one jakieś dziwne. Szczególnie dziwne wydaje się to potrójne S. Wielka rzadkość. Pierwszy raz widzisz słowo, które ma aż trzy takie same spółgłoski obok siebie. Zapewne nie chodzi tu o osiągnięcie efektu syczenia, bo nie jest to przecież znana powszechnie bajeczka o wężu. Zaczynasz zatem podejrzewać, że może i ten dziwny rozkład też nie jest przypadkowy – zapewne pozostaje w jakiejś relacji do tego, co pojawi się na ekranie, kiedy on już zniknie. Tak to przecież bywa z czołówkami. Bywa niekiedy i tak, że z całego filmu to czołówka jest najciekawsza. Zobaczymy co będzie dalej. Jeśli napisy są prawie odrębnym filmikiem, to z reguły jest on inny niż ten właściwy film, który po nich następuje. Spodziewasz się więc, że i te napisy za chwilę znikną i na ekranie pojawi się coś zupełnie innego. I owszem – pojawia się coś innego, niemniej jednak nie całkiem innego: co prawda litery zostają zastąpione zdjęciami, ale ekran w dalszym ciągu jest podzielony na tyle samo pól. A jest tych pól 32. I nie dlatego, że tyle jest liter i przerw między wyrazami. Bowiem to właśnie ilość liter nie jest przypadkowa, zaś liczba pól jest już tylko wypadkową tej pierwszej, podstawowej nie-przypadkowości. Tyle jest aspektów życia codziennego w Bookina Fassso. Jakie to są aspekty? Oczywiście najłatwiej byłoby zamieścić tutaj ich listę: głód, pragnienie, jedzenie, picie, zatwardzenie, niestrawność, rozwolnienie, za-dużo-przypraw.... i tak dalej. Coś w tym rodzaju. Czyż jednak nie byłoby to obraźliwe? Czyż nie byłoby to powątpiewaniem w elementarne zdolności intelektualne widza, obawa, że nie poradzi sobie z rozszyfrowaniem najprostszych skojarzeń i metafor? Byłoby. Musisz się zatem trochę pomęczyć. Ale tylko trochę. Zadanie nie będzie trudne, a trzeba zachować siły na dalsze zagadki. Takie zakomponowanie ekranu (aczkolwiek nie ma w tym nic szczególnego – efekt to znany i stosowany od dawna, nigdy jednak w sposób tak konsekwentny i przemyślany, że aż przestaje być efektem, a uzyskuje rangę zasady) wskazuje na to, że będziesz miał do czynienia z innymi rygorami formalnymi o znaczeniu zupełnie fundamentalnym dla całego filmu. I rzeczywiście tak jest. Jak się później zorientujesz, nie występują w tym filmie żadni aktorzy. Ani zawodowi, ani amatorzy. W trzydziestu dwóch różnych miejscach Bookina Fassso zainstalowano zwykłe kamery przemysłowe, nie są one więc ukryte. Wszyscy wiedzą, że one są i nikt sobie z tego powodu nic nie robi, tak jak nikt nie zwraca uwagi na kamery zainstalowane w sklepie lub banku, chyba że ma wobec sklepu czy banku bardzo niecne zamiary. Trzydzieści dwa filmy pokazywane jednocześnie na ekranie są po prostu zwykłym zapisem tego, co się dzieje w polu widzenia nieruchomej kamery od świtu do zmierzchu. Rozmieszczenie kamer nie jest ani przypadkowe, ani dokładnie przemyślane. Każdą kamerę instalowała w nocy trzyosobowa ekipa i miała na to dwie godziny. W ciągu tych dwóch godzin miała nie tylko zainstalować kamerę, ale także dokonać wyboru miejsca. Żadnej preselekcji nie było; poszczególne ekipy nie czyniły między sobą żadnych uzgodnień, mogło się więc zdarzyć, że kamery znajdowały się obok siebie lub siebie nawzajem obserwowały. Nie było też czasu na porządne sprawdzenie, czy wszystko działa jak należy, zatem błędy i defekty nikogo nie zaskakiwały i niczyjej irytacji nie wywoływały. Wszak to jeden z aspektów.... ach! miałem nie ujawniać aspektów! ..... Następnej nocy kamery zostały przeniesione w inne miejsca, tak aby sfilmować następny dzień w Bookina Fassso. Zwracam uwagę, że instalowanie kamer w ciemnościach to też jeden z rygorów formalnych będący do pewnego stopnia wynikiem przyjętej zasady ograniczonej przypadkowości i niepełnej premedytacji. Materiał wydobyty z każdej kamery nie został poddany żadnej obróbce, nic z niego nie wycięto, niczego nie domalowano. Jedynym zabiegiem montażowym było umieszczenie tych trzydziestu dwóch filmów razem na jednym ekranie, tak by umożliwić ich jednoczesne oglądanie. Nie oznacza to jednak, że w filmie wykorzystano cały materiał. Nie wiadomo ile dni nakręcono. Z całą pewnością co najmniej kilkanaście, więc na ŻYCIE CODZIENNE W BOOKINA FASSSO składa się kilka początkowych dni. Na ŻYCIE CODZIENNE W BOOKINA FASSSO 2 będzie się składało kilka dni środkowych, a na ŻYCIE CODZIENNE W BOOKINA FASSSO 3 kilka dni końcowych. Zakładając, że będzie kontynuacja. Zakładać jednak należy, albowiem kontynuacja wydaje się nieunikniona zważywszy nieunikniony sukces filmu. Dlaczego nieunikniony? Bo to przecież najtańsza rewolucja w kinematografii! Możliwy byłby nawet jeszcze tańszy wariant. Mianowicie, do dyspozycji jest tylko jedna kamera. Instaluje się ją w nocy zgodnie z wyżej opisanymi zasadami. W następną noc przenosi się ją w inne miejsce. Ekipa przenosząco-instalująca nie ogląda materiału uzyskanego w ciągu dnia, ani też nie może wałęsać się bezczynnie (czyli kiedy kamera jest zainstalowana i pracuje) po Bookina Fassso, żeby przypadkiem jakieś miejsce nie zwróciło jej uwagi... Nie wiadomo, jednak czy ten wariant realizacyjny byłby tańszy, zważywszy znacznie wydłużony czas powstawania dzieła. Powstanie następnych części będzie też nieuniknione z innego powodu. Pierwsza część nie rozwiązuje pasjonującej zagadki trzech S. Co prawda wyklucza bajeczkę o wężu i sugeruje, że może chodzi tu o uniknięcie nieprzyjemnych skojarzeń z dwuesową angielską oślą dupą, nie są to jednak wyjaśnienia zadowalające i wyczerpujące.
No a jak wygląda to codzienne życie w Bookina Fassso? Trudno napisać. Trudność tę powoduje fakt, że film pokazuje tylko kilka dni. I nie wiadomo jak się te dni mają do innych dni. Mogły być wyjątkowo spokojne albo wyjątkowo burzliwe. Mógł akurat padać deszcz, a widz wyciągnąłby całkiem mylny wniosek, że w Bookina Fassso bez przerwy leje, a tam akurat jest wyjątkowo sucho i ten kilkudniowy deszcz był zadziwiającą anomalią wszystkich wprawiającą w zdumienie, wręcz w osłupienie. Wydaje się, że rozwiązaniem tej trudności byłoby sfilmowanie trzystu sześćdziesięciu pięciu dni, czyli całego roku. Niestety, tak by się tylko wydawało. Jeden rok wcale nie świadczy o innych latach. Załóżmy jednak, że tych kilka dni to próbka wystarczająco reprezentatywna dla okresów między katastrofami, milcząco zakładając, że po katastrofie kraj wraca do stylu i sposobu życia sprzed katastrofy, co przecież jest założeniem raczej błędnym, aczkolwiek opartym na niby dobrze udokumentowanych wieloletnich obserwacjach – równie dobrze udokumentowane jest jednak założenie odwrotne, to o przestawianiu zwrotnicy dziejów i żywotów w wyniku katastrofy. I cóż nam się objawia? Mieszkańcy Bookina Fassso piszą książki. Wszyscy. Wszędzie. Ciągle. Tak. W zasadzie nic innego nie robią, tylko piszą książki. Albo udają, że piszą.
Ciekawe co to była za katastrofa, która spowodowała, że wszyscy zaczęli pisać książki. Równie ciekawe jest to, jaka katastrofa spowoduje, że przestaną to robić i co będą robić w zamian. Czytać to co napisali?

No dobrze. Tyle rozważań tyleż wstępnych, co niepotrzebnych. Spójrzmy na pole numer 27. Co widzimy? No właśnie, cóż my tam widzimy? Co to może być: podłoga? klepisko? ubita ziemia? ulica? podwórko? ścieżka? .... taka szeroka? nie ma takich szerokich ścieżek ...... Zatem droga. Albo jakiś plac. Płaszczyzna. Rozległa. Równa. Raczej bez wybojów. Na pewno inna niż powierzchnia księżyca. Jakby specjalnie wygładzona. Bez śmieci. Żadnych zeschniętych liści. Żadnych połamanych gałązek. Żadnych drobinek lub okruszków. Żadnych łupin, ani skorupek. Czyściutko. Tak czysto i pusto jak na niezapisanej kartce. Jak na arkuszu chropawego papieru. Lecz nikt nic na nim nie pisze. Nikt niczego niczym. Jakaś martwota. Wszechogarniający stupor i paraliż. Uciekajmy stąd, bo jeszcze nas ogarnie ...... Pole numer cztery. Okno. Nakładające się obrazy. Ulica i odbijający się w szybie pokój. Pusta ulica i pusty pokój. Nikt ulicą nie przechodzi. Nikt też w pokoju nie siedzi. I nikt nie pisze. Ani w pokoju, ani na ulicy. Mógłby przecież przycupnąć pod ścianą, usiąść na progu drzwi, na schodku i pisać. Na przykład opisywać tę ulicę ...... A pole numer osiem? Tam też nikt nie pisze. Coś migocze. Coś pulsuje. Coś się plącze. Tłum? Tłum tańczy? Tańczy. Albo się przepycha. Pędzi. Szaleje. Ale nie pisze. Chyba, że sobą. Chyba, że raz po raz formuje się w inną literą. Ale tego nie widać. Tego możemy się domyślać. Tak chcielibyśmy, żeby było. Żeby tak właśnie się działo. A jednak nic pewnego nie możemy powiedzieć ani napisać, bo widzimy jedynie kłębienie się ...... Czternaste? Dwudzieste drugie? Dziesiąte? Jedenaste? Nigdzie nikt nie pisze. Co się dzieje? Może za wcześnie? Może jakaś przerwa? Może się namyślają? Planują? Zastanawiają się? Pochowali się, żeby ich nikt nie widział. Wszak pisanie to przecież proces wielce intymny. A może uciekli. Lecz pewnie zaraz wrócą. Poczekajmy. Patrzmy uważnie. Może to się złoży w coś większego. Jak ławica małych rybek składa się w wielką rybę ...... A wielka ryba zamienia się w chmurę i płynie po niebie jasnoszarym, z lekka niebieskawym, bladolśniącym ..... I wpada w sieć uplecioną z gałęzi starych drzew owocowych w sadzie, który powoli zamienia się w las, w puszczę ...... Sad puszczeje. A oni o tym nie piszą. Nikt nic nie pisze.   



a


do

napisania

32

opowieści

pierwsza

ma

się

zaczynać


od

słowa

A

druga

od

słowa

DO

trzecia


od

słowa

NAPISANIA

czwarta

od

liczby

32

piąta


od

słowa

OPOWIEŚCI

szósta

od

słowa

PIERWSZA


I tak dalej... I po co to komu? Ano, jest tu taki jeden, co mu potrzebne.

>>>>