chciałbym tak napisać dwustostronicową książkę żeby dwieście stron mieściło się w jednym wyrazie a jeden wyraz zajmował dwieście stron Olśniewający koncept czy zniewalająca bzdura? Zobaczmy. Wątpliwości nie budzi dwieście stron. Dwieście stron to sto kartek. I to jest proste, jasne i oczywiste. Łatwo to sobie wyobrazić. Łatwo odliczyć sto kartek i położyć je przed sobą jedna na drugiej. Trudniej już byłoby je rozłożyć jedna obok drugiej. Strasznie dużo miejsca by zajęły, pewnie nie zmieściłyby się w pokoju, nie dałoby się ogarnąć ich wzrokiem... Zmniejszmy więc ich liczbę do ośmiu. Osiem stron – cztery kartki. Będzie łatwiej. Chociaż trochę inaczej: osiem stron to nie to co dwieście. Jeśli bowiem umieścimy na nich wyraz PARADOKS, to w przypadku ośmiu stron na jednej stronie znajdzie się najprawdopodobniej jedna litera, ale równie dobrze litery te mogłyby być różnych wielkości i wtedy możliwe byłyby rozmaite kombinacje: jedna litera rozciągnięta na siedem stron, a siedem pozostałych stłoczonych na jednej stronie – na przykład, co oczywiście jest niemożliwe w przypadku dwustu stron, bo wtedy przy jednakowej wielkości liter i równym ich rozkładzie jedna litera musiałaby być rozciągnięta na dwadzieścia pięć stron, a wówczas doprawdy niełatwo byłoby te czarne plamy na poszczególnych stronach złożyć i zinterpretować jako P lub A ..... Jeden wyraz na ośmiu stronach byłby bez wątpienia bardzo dużym wyrazem, aczkolwiek zdecydowanie mniejszym niż jeden wyraz na dwustu stronach. Jednak mimo tej dużości lub ogromności albo nawet gigantyczności tak dalece zniekształcającej wyraz, że wręcz uniemożliwiającej odczytanie go, wyobrażenie sobie i zrobienie takiej książki nie należałoby do zadań trudnych. Wątpliwości nie budzi również jeden wyraz. Chociaż książka zawierająca jeden wyraz mogłaby wywołać u czytelnika zdziwienie. Jak jednak w jednym wyrazie miałoby zmieścić się aż osiem stron? Trudno to sobie wyobrazić. A dwieście stron to już prawie coś niewyobrażalnego: albo ten wyraz musiałby być bardzo duży, ogromny, gigantyczny, albo te strony musiałyby być bardzo małe... Czy to miałby być ten sam wyraz? Więc jednak jeden wyraz budzi wątpliwości. Bo gdyby to miałby być ten sam wyraz, który został napisany na ośmiu stronach, to jak mógłby on zawierać te strony w sobie? Czy coś co jest wewnątrz czegoś może być jednocześnie na zewnątrz tego czegoś? Czy zawierające może być jednocześnie zawieranym? Czy to co zawiera może jednocześnie być zawarte w tym co zawiera? A gdyby tak strona miała kształt litery – raczej gdyby kartka miała kształt litery – gdyby kartka była literą... oczywiście przy założeniu, że jedna litera przypada na jedną kartkę, choć niekoniecznie... Tu chyba jednak chodziłoby o inną stronę: o stronę jako miarę ilości tekstu. Zatem ten wyraz, PARADOKS, powinien zawierać osiem stron tekstu. Czyli jedna litera zawierałaby jedną stronę tekstu, przyjmując wersję najprostszą... Czyż zatem miałaby to być zwykła książka, zwyczajna dwustustronicowa książka (dwustu czy ośmio to obojętne), w której jedyną niezwyczajną rzeczą byłoby to, że tekst tak zostałby rozłożony na tych stronach, iż tworzyłby jeden bardzo duży wyraz? Nadwyraz? I cóż w tym miałoby być olśniewającego? Przecież to trywialne, banalne, aż nadto realne. To raczej jakieś otępienie niż olśnienie. Coś jest nie tak jak miało być. Jak było. Przecież było olśniewająco. Była piękna wizja. Jak rozbłysk. A teraz znowu niewiele widać. Jakieś mgliste zarysy. Olśniewający ból głowy... <<< |