Partactwo czyli sztuka niedoskonałości. Absolutnie uniwersalna, uprawiana wszędzie i przez wszystkich. W przeważającej mierze nieświadomie, lecz w pewnym stopniu jak najbardziej świadomie – stosunek partactwa świadomego do nieświadomego jest wyjątkowo niestabilny, to proporcja zmienna i trudna do określenia, tym bardziej że granica między świadomym a nieświadomym partactwem jest tak rozmazana, że nie możliwa do określenia, sama w sobie będąc szczytem partactwa. Każdemu zdarzy się coś spartolić, nie ma od tego wyjątku. Nawet bogowie partaczą i partolą. Ciekawe, który z nich jest, lub mógłby być, bogiem partactwa. Ciekawe, który ze świętych jest, lub powinien być, patronem partactwa. Ciekawe jest również i to, że w przypadku partactwa, podobnie jak w przypadku ARTylerii, czyli sztuki burzenia, nie trzeba się go uczyć. Nie ma żadnych szkół ani akademii, choć o niejednej szkole i akademii dałoby się powiedzieć, że uczy partactwa, nie ma go jednak w programie, ani nie jest ono przedmiotem wykładów i ćwiczeń. A jednak wszyscy są mistrzami w partaczeniu. Dlatego organizowanie zawodów i konkursów nie ma najmniejszego sensu. Jak również tworzenie muzeów. Bo i jak kolekcjonować wszystko? Czy partactwo zasłużyło na miano sztuki tylko tu? Dziwne to pomieszanie, bowiem słowo art nie jest z tego języka. Z tego języka jest tylko pactwo. Cóż to jednak znaczy? Czy to ptactwo, które przelatując nad tą krainą zgubiło jedno pióro, lotkę w kształcie litery t? <<< |