A cóż to za kraj?
Brzeg w środku? Co za dziwactwo. Ktoś
powinien coś z tym zrobić. Żeby
wszystko było na swoim miejscu.
Kto?
Ktoś. Ktoś by się
znalazł. Na pewno. Zrobiłby z
tym porządek. Tak. Uporządkowałby
bałagan.
Z chęcią. Z rozkoszą. Aczkolwiek
tej rozkoszy towarzyszyłoby zapewne uczucie wstrętu.
Takiego wstrętu, jaki można czuć babrając się w
czymś paskudnym. Najpaskudniejszym. W
chaosie.
W zgniliźnie chaosu . . . . . Trochę
by się pobabrał, a potem nogi byłyby
na dole a głowa u góry.
Środek byłby w środku, a brzeg na brzegu. Wszystko
wróciłoby na swoje miejsce.
A gdzie byłby on – ten ktoś? Zostałby
tu czy też wrócił na swoje miejsce?
Jeśliby wrócił, to
dokąd by się udał? Gdzie jest jego
miejsce? W środku? Na brzegu?
Czy gdzieś pomiędzy środkiem a brzegiem? W
środku. Oczywiście, że w środku. Wszędzie
tam gdzie on, tam i środek.
Nosi go ze sobą. Wszystko zamienia w środek. Chciałby,
żeby cały świat, cały kosmos był tylko środkiem.
Zapewne pochodzi z tego plemienia, które
wędrując przez busz niesie ze sobą słup będący
środkiem świata
– kiedy zatrzymują się by obozować, najpierw
wbijają w ziemię ów słup. I
wtedy wszystko jest jasne.
Nie znoszą bowiem ciemności i braku
porządku. Przestrzeń musi być
jasna, czysta, klarowna.
Taka
jak tu? Taka
jak tu.
<<<