Podobno
jeden obraz potrafi powiedzieć więcej niż tysiąc
słów. Oczywiście, zakładając, że ten tysiąc słów
opisuje to, co ten jeden obraz przedstawia, zaś
ten jeden obraz przedstawia to, co opisuje ten
tysiąc słów – założenie to jest dosyć
karkołomne, gdyż opis i obraz, opisujące i
przedstawiające to samo, na przykład widok na
świat przez pewne okno, nigdy nie będą się
dokładnie pokrywały, pewne obszary owego widoku
pozostaną na zawsze nieopisywalne, tak jak obraz
nie pokaże pewnych niewidzialnych obszarów, lub
warstw, widoku – czyli tekst opisze to, czego
obraz nie pokaże, zaś obraz pokaże to, czego
tekst nie opisze, czyli opisując i pokazując to
samo opiszą i pokażą co innego.... Zastanówmy
się nad porą dnia. Bo że jest to dzień, raczej
nie ulega wątpliwości. Chyba, że owo okno
znajdowałoby się gdzieś na dalekiej północy lub
jeszcze dalszym południu i akurat trafilibyśmy
na tamtejsze lato, a wtedy jak wiadomo, jest
tylko dzień – na dalekiej północy i jeszcze
dalszym południu nie rosną jednak tak bujne
drzewa, więc na pewno nie tam znajduje się to
okno, a jeśli nie tam, to z całą pewnością mamy
do czynienia z dniem, nie wiadomo jednak, czy z
początkiem, środkiem czy końcem tego dnia. Szadź
wskazuje na zimę, a nie całkiem zrzucone liście,
na jej początek, na przełom jesieni i zimy, a
jeśli tak, to dni wtedy bywają mroczne, szare,
zamglone. Poranek wygląda jak wieczór, wieczór
jak południe, południe jak przedpołudnie,
przedpołudnie jak popołudnie... Gąszcz drzew.
Poplątane gałęzie. Przenikające się korony.
Najprawdopodobniej ogród. Stary. Albo park.
Raczej nie las. Jeszcze nie. Chyba że skraj
lasu. Jasnoszare niebo prześwitujące wyraźnie
przez sieć krech i kresek sugeruje pustkę, że za
tymi bujnymi wiechciami niebezpiecznie
przypominającymi ukwiały i liliowce więc może ten ogród
znajduje się nie na dnie nieba, lecz na dnie
morza? nie, nie, kolory są nie
morsko-oceaniczne, nawet nie jeziorne, raczej
ziemsko-powietrzne, czy można jednak wierzyć
kolorom na obrazie, tym i jakimkolwiek innym? jest
przestrzeń wolna, nie zajęta – przez kogo i
przez co nie zajęta? Na przykład przez drzewa
równie wysokie i splątane, przez domy, przez
budowle, przez lodowe pałace, przez chmurne
zamki. Jak jednak rozległa jest ta przestrzeń
podejrzewana o to, że jest pusta? Dokąd sięga?
Czy jest nieskończona czy może skończona, a
jeśli skończona, to co ją kończy, co ją
ogranicza, co wdziera się w nią od drugiego trzeciego i czwartego, nawet
piątego, lub szóstego końca? Lub w co
ona się wdziera, co atakuje, co próbuje
podstępnie odepchnąć? Nie wiadomo też co
znajduje się nad drzewami, choć łatwo to sobie
wyobrazić – wszak mało prawdopodobne jest, by
wisiała nad nimi ogromna skała. Trochę trudniej
domyśleć się, co znajduje się poniżej, gdyż
stwierdzenie, że ziemia, z pewnością naszej
ciekawości nie zaspokoi, a wręcz ją rozbudzi –
bo i jaka ziemia? czy pokryta martwą już trawą
czy padliną liści? a może goła, udeptana, do
czysta zamieciona wiatrem i miotłą? wybrukowana,
wyżwirowana żwirem grubym
lub drobnym... Nie wiadomo też co jest
w środku. Co buszuje w gałęziach. Ja wiem, że
wiewiórka. Lecz co z tego, że ja wiem, skoro nie
wie tego ten obraz. Ja mógłbym tę wiewiórkę
wpleść w któreś ze zdań opisu, nawet umieścić
zręcznie całą opowieść o tym jak i którędy
przemierza co najmniej kilka razy dziennie trasę
z okolic wyniosłego dębu i skulonego nieopodal
orzechu, do wielkiej lipy, która rośnie przed
obrazem zakładając, że
niezajęta przestrzeń zajmuje miejsce za
obrazem.... Napisałem już ponad pięćset
słów. Zupełnie niepotrzebnie. Napiszę drugie
tyle – też niepotrzebnie. Nawet gdyby ta druga
pięćsetka słów nie dotyczyła tego czego nie
widać, a jedynie tego co widać, to i tak nikomu
kto by to przeczytał, nie stanąłby przed oczami
taki obraz, jaki znajduje się nad tym tekstem, a
przecież właśnie taki powinien im się ukazać. A
gdybym zrezygnował z opisu tego co widać na
rzecz opisu tego czego nie widać, zmieściłbym w
tych kolejnych linijkach niejedną opowieść o
bażancie, kocie, dzięciole, krecie, wielkim ojcu
jesionie. Wszystkich opowieści bym jednak nie
zmieścił. A gdyby zamiast każdego słowa był
jeden obraz, to czy potrafiłyby one zadręczać
nas takimi niepotrzebnymi pytaniami? Drażnić
ospałe umysły wątpliwościami biorącymi się niby
znikąd, jak te kryształki szadzi, czasami równie
jak one zachwycające swą absurdalnością,
metaforyką najwyższej próby, błyszczącą tak, iż
trzeba przymknąć oczy, by nie pozbawić się
wzroku. Wątpliwe to, bardzo wątpliwe... Ten
obraz, w swej oryginalnej wielkości, składa się
z trzech milionów sześciuset czterdziestu
czterech tysięcy dwudziestu ośmiu pikseli – to
wydaje się niewiarygodne, lecz taką właśnie
liczbę otrzymujemy mnożąc 2484 przez 1467. I
gdyby tak każdy z tych pikseli zastąpić słowem,
tak małym, żeby zajęłoby ono obszar jednego
piksela, lecz nie aż tak małym, że nie dałoby
się go przeczytać, czy wtedy taki tekstobraz
byłby prawdziwym oknem na świat, oknem, w którym
widać cały świat? ........ I co? I nic. Po
dopisaniu kolejnych prawie trzystu słów, ten
tekst ani trochę nie stał się mniej niepotrzebny
niż był od samego początku. Zamiast plątać słowa
i myśli na podobieństwo tych zmrożonych gałęzi,
wystarczyło napisać: nie ma telewizji, bo to nie
TELELANDIA. Lecz prawie osiemset słów temu nie
znałem jeszcze tego słowa.
Jednak nie o to jedno słowo tu chodzi. Nie tylko
o nie. Nie o nie przede wszystkim. Przede
wszystkim chodzi o to, że nic więcej nie dzieje
się na świecie niż to, co widać przez to okno.
Nie ma chyba nawet potrzeby zmieniać zdjęcia. Na
innych działoby się to samo i tyle samo, bo nie
mogłoby dziać się ani mniej ani więcej ani co
innego ....... Że tu tylko pełna statyczność?
Oszukańczy spokój? Tak, tak właśnie jest: pełna
statyczność i oszukańczy spokój ukrywające w
sobie szaleńczy rwetes. Zatem powinien być
jeszcze jeden program, jeszcze jeden kanał. LTD – Liberlandzka Telewizja
Dynamiczna. Pełen
dynamizmu obraz ukrywałby w sobie hipnotyczny
bezruch. Czyli wyszłoby na to samo. Bo inaczej
nie może. Czyli ten drugi kanał będzie
niepotrzebny. Tak jak pierwszy ....... A tak
prawdę powiedziawszy ani tych dziewięćset
kilkadziesiąt słów powyżej, ani ten obraz to zdjęcie nie
przedstawiają tego tam ogrodu. Co zatem
przedstawiają? Nie wiadomo. Wiadomo, że są
oknami na jakieś światy. Na jakie? Tego też nie
wiadomo. Wiadomo zaś, że teraz już na pewno jest
więcej niż tysiąc słów. A skoro tak, to patrzmy
na to, co widać przez okno i nie zawracajmy
sobie głowy obrazami malowanymi, rysowanymi lub
pisanymi.
|