[OCZYWIŚCIE OBOWIĄZKOWA]

Płaszcz, parasol, kurtka, czapka, kapelusz... Buty... Buty też?... Oczywiście, że buty też. I skarpety też. Właściwie to wszystko musicie z siebie zdjąć. No, może nie musicie, ale powinniście, bo jeśli nie zdejmiecie, to nie macie po co tam wchodzić ..... TAM czyli gdzie? Całe ubranie. Te wspaniałe szaty kultury. Cały ten pancerz waszej cywilizacji. Całą tę skorupę mentalności... To będzie trudne. Niesłychanie i niewidzianie trudne. Bowiem to ubranie, raz założone tuż po urodzeniu i nigdy potem nie zdejmowane, przyrosło do ciała. Stało się skórą. Łuską. Sierścią. Muszlą... Więc to tak, jakbym was prosił, żebyście się odarli ze skóry. A to przecież niemożliwe. Nie da się żyć bez skóry... Lecz to przecież nie jest skóra – to tylko ubranie. Ubranie zaś można zdjąć. Wtedy umysł mógłby się rozkoszować słońcem i wiatrem, mógłby dotykać aksamitnych traw, kaleczyć się o drobne kamyki. Mógłby odetchnąć świeżym powietrzem. Mógłby przestać śmierdzieć. Mógłby pozbyć się liszajów... Trzeba chyba zacząć od tego, żeby zauważyć-dostrzec-wymacać-zrozumieć, iż kultura, w której nas wychowano, nie jest naszą skórą, ani łuską, ani sierścią, ani muszlą, lecz koszulą, swetrem, kurtką, rękawiczkami, sandałami i czapką. A te można zdjąć. Można je powiesić na wieszaku lub położyć na półce. Albo rzucić niedbale na krzesło. Można je też uprać, połatać, zacerować. Wreszcie można je zmienić. Nie zmieniając siebie. Albo zmieniając tylko troszeczkę, tak jak zmienia nas tylko troszeczkę inny kolor włosów lub nowy makijaż... Czy to możliwe? Czy to możliwe? Czy to nie jest tylko torba marzeń, którą też trzeba zostawić w szatni?

Oburzą się. Obrażą się śmiertelnie. Będą wykrzykiwać: i co, może jeszcze kupić nowe? A wykrzykując to, nacisk będą kładli na kupić chcąc w ten sposób podkreślić odrażający charakter takiego czynu, jego niedopuszczalność, jego skrajną perwersyjność i niegodność.

. . . . . . być może tu, albo wcześniej, albo w ogóle zamiast, powinien pojawić się opis zdejmowania płaszcza. Tego płaszcza, który stał się grubą skórą, nieomal sierścią. Opis realistyczny, dokładny, precyzyjny. Niczego nie omijający, niczego nie oszczędzający. Jak to odsłaniają się mięśnie, jak ukazują się żyły, jak ścieka tłuszcz. I tak dalej. Nawet odgłosy klekoczących kości . . . . . . . Zapewne powinien ten opis być skontrastowany innym opisem. Jak ktoś zdejmuje czapkę. I nagle widzi cały świat inaczej. Zupełnie jakby na głowie miał hełm wytwarzający tak zwaną rzeczywistość wirtualną . . . . . . . . . I jeszcze takie niewielkie opowiadanko, które mogłoby się rozrosnąć w ogromna powieść: o tym jak ktoś w takiej szatni pomylił płaszcze . . . . . .

A wydawałoby się, że to zwykła szatnia. Przestrzeń nieważna. Niezauważalna. Na którą nikt nie zwraca uwagi. Tymczasem ona ważniejsza niż główna aula, niż wszystkie pracownie i laboratoria.

< >