Czy niesłowa zajmują mniej czy więcej miejsca niż słowa?


Wszechświat się rozszerza. Jeśli wszechświat się rozszerza, to rozszerza się przestrzeń, albowiem przestrzeń jest wszechświatem. Chyba że nie jest. Jeśli nie jest, to wtedy nie będzie się rozszerzać, mimo że wszechświat będzie się rozszerzać (czyli może się tak zdarzyć, że kiedyś wszechświat będzie większy niż przestrzeń, w której się znajduje – co wtedy będzie?). Jak jest, tak jest. Jest tak, jak jest. To jak jest, nie ma wpływu na nasze rozważania, których jedyny sensem jest to, że są odrobinę zabawne i mogą nam poprawić humor, jeśli akurat jest od zły i mogą go nieco popsuć, jeśli jest on dobry.

Jeśli wszechświat się rozszerza, wtedy odległości między galaktykami zwiększają się. Ale czy zwiększeniu ulegają także odległości wewnątrz galaktyk, czyli odległości między gwiazdami? Wydaje się, że tak. A jeśli tak się wydaje, to powinny się zwiększać także odległości między planetami krążącymi wokół niektórych gwiazd. Wydaje się też, że powinny się zwiększać odległości między cząsteczkami, ale może rzeczywiście tak tylko się wydaje, takie są oczekiwania, bowiem jeśli tak by było, to powinny się zwiększać planety i gwiazdy i wszystko co się na tych i w tych planetach i gwiazdach znajduje. A jednak wydaje się, że planety nie rosną. Ziemia ciągle jest taka sama. Nie pęcznieje jak nadmuchiwany balon, jak to robi wszechświat. To dosyć rozczarowujące, aczkolwiek gdyby tak się rozszerzała, to w końcu by pękła, rozsypała się i zniknęła. Mówi się przecież, że wszechświat tak się rozszerzy, stanie się pusty i zimny, czyli będzie tak wielki, że elektron nie będzie mógł znaleźć elektronu, a kwark kwarka. Na szczęście tak się tylko wydaje, więc nie musimy się tym zbytnio przejmować, tym bardziej, że mamy o wiele więcej innych spraw ważniejszych i przejmujących dreszczem. Zapewne siły przyciągania się cząstek są większe od sił rozciągających wszechświat i przestrzeń, dlatego Ziemia się nie powiększa, ale przyjmijmy na chwilę, że tak nie jest, będzie zabawniej, a o to przecież chodzi.

Jeśli przyjmiemy, a nie ma powodów by tego nie zrobić, że nasz umysł jest rodzajem wszechświata, to też powinien się rozszerzać. Oczywiście nie należy odrzucać koncepcji mówiącej, że istnieją też wszechświaty, które nie rozszerzają się i nasz umysł może być właśnie takim wszechświatem. W umyśle-wszechświecie galaktykami-gwiazdami-planetami będą pojęcia. Czy zatem nieustannie odległości między pojęciami będą się zwiększać, zaś same pojęcia nie? Gdyby tak było, to ciągle byłoby miejsce na nowe pojęcia i rozważania na temat podany w tytule nie miałyby żadnego praktycznego, czyli ekologicznego, przełożeniapo co oszczędzać miejsce w przestrzeni, jeśli ciągle go przybywa, więc nie ma najmniejszego niebezpieczeństwa, że kiedykolwiek go zabraknie? W końcu przecież umysł stanie się pusty i zimny, bowiem pojęcia będą od siebie nieskończenie odległe, więc niby będą, a będzie tak jakby ich nie było; wtedy nie da się ze słów ułożyć zdania, a z liter nie da się ułożyć słowa, podobnie z dźwięków nie da się skomponować melodii, ani nawet stworzyć prostego akordu, a z kropek i kresek obrazu... Jeśli jednak pojęcia rozszerzają się, to problem zawarty w tytule pozostaje aktualny.

Mówią też, że umysł jest jak twardy dysk w komputerze. Nie mówią, że umysł jest twardym dyskiem. I słusznie. Przede wszystkim nie wiadomo czy umysł jest twardy czy miękki. Wiadomo, że mózg jest miękki, dlatego czaszka jest twarda – gdyby czaszka była miękka, to mózg musiałby być twardy. Nie wiadomo, czy czaszka jest komputerem. Raczej nie. Raczej głowa. Lecz głowa jako taka jest i twarda i miękka. Jest twardo-miękka. Pewne jej części i obszary są miękkie, a pewne są twarde. Tak jak w komputerze. Jeśli tak, to wtedy mózg należałoby uznać za dysk. A raczej za pamięć masową. Ani miękką, ani twardą. Umysł byłby wtedy oprogramowaniem... Może i tak by było, może i tak jest, z pewnością jednak sprawy sprzętowe nie są główny tematem tego wykładu. Są istotne, owszem, ale nie aż tak, by całkowicie zboczyć z głównej ścieżki rozumowania... Gdybyśmy uznali umysł-mózg za napęd komputera-głowy, wtedy powinniśmy zastanowić nad tym i nad owym. Otóż pamięć komputera jest skończona. Oczywiście można ją co pewien czas opróżniać i zapisywać w niej nowe pliki, ale to nie czyni z niej pamięci nieskończonej. Ma ona bowiem skończoną objętość wyrażoną konkretną liczbą konkretnych jednostek. Czy taka jest pamięć umysłu? Nie wiadomo. To, że wydaje się nieskończona, wcale nie znaczy, że taka właśnie jest. Zapominanie zostało wymyślone nie od parady. Nie wiadomo jednak, czy zapominanie jest całkowitym i ostatecznym usunięciem czegoś z pamięci, czy tylko wyrzuceniem tego czegoś do kosza, z którego jednak da się to w jakiś, nie do końca wiadomo jaki sposób wyciągnąć. Gdyby jednak udało nam się dokładnie określić wielkość pamięci w umyśle i gdyby okazało się, że jest ona nieskończona, wtedy ponownie nasze rozważania straciłyby sens. Gdyby okazało się, że pamięć umysłu nie jest nieskończona, że ma określoną wielkość i da się tę wielkość wyrazić konkretną liczbą konkretnych jednostek, to znaczyłoby, że kiedyś ona się zapełni, a wtedy odpowiedź na pytanie zawarte w tytule staje się istotna. Kluczowe jednak jest tutaj ustalenie kiedy się zapełni. Być może jej wielkość jest tak dobrana, że życia nam nie starczy, by ją zapełnić, nawet przy tak kolosalnej ilości wchłanianych informacji (celowo nie używamy słowa przyswajanych ponieważ wiemy aż nadto dobrze, jak wiele wchłaniamy zupełnie tego nie przyswajając). To jednak znowu są problemy nieco poboczne.

Jeśli postawilibyśmy znak równości (identyczności lub wielkiego podobieństwa) między umysłem a twardym dyskiem (lub pamięcią masową), to wtedy słowo zajmowałoby w umyśle znacznie mniej miejsca niż obraz lub dźwięk. Słowo kocioł zajmowałoby mniej miejsca, niż obraz kotła (co i tak jest nieporównanie mniej niż zajmuje kocioł rzeczywisty, ale on znajduje się poza umysłem, więc zostawmy go w spokoju). Podobnie słowo C-dur zajmuje mniej miejsca niż plik dźwiękowy i nie tylko ono, albowiem chodziłoby tu jeszcze o ideę gamy. Natomiast opis jakiejś piosenki, albo sonaty, mógłby zająć więcej miejsca niż ta piosenka, lub sonata – oczywiście chodzi o opis pełny, każdego dźwięku z osobna i wszystkich razem. Czy jednak umysł zapamiętuje słowa, dźwięki i obrazy tak jak robi to komputer? Wydaje się, że nie. Wydaje się, że robi to zupełnie inaczej. Wydaje się, że robi to tak, iż wielkość tych plików umysłowych zupełnie nie ma znaczenia. Wydaje się, jakby wszystkie były tych samych rozmiarów, jakby w ogóle nie miały rozmiarów. Co ponownie potwierdza, że ten wykład nie ma sensu i jest kolejnym wykładem, który można sobie darować.

<<<