Myśli-ofiary. Myśli-drapieżniki. Umysł-dżungla. Umysł-pustynia.


Zastanówmy się: czy umysł jest jak pustynia czy raczej jak dżungla?

Zastanówmy się trochę inaczej: czy umysł jest pustynią czy raczej dżunglą?
Najpierw zastanówmy się nad słowem jak.

Jak
zmienia wszystko. Jeśli umysł jest jak pustynia, to pustynią nie jest, może nią być albo nie być, może być dżunglą, która udaje pustynię. Jeśli umysł jest jak dżungla, to dżunglą nie jest, może nią być albo nie być, może być pustynią, która udaje dżunglę.

Zapytacie pewnie jak to możliwe, by pustynia udawała dżunglę, jak to możliwe by dżungla udawała pustynię. Pustynia wydaje się czymś tak odmiennym od dżungli, jak noc od dnia, a czy ktoś widział by noc udawała dzień? A widział, widział. Wystarczy zapalić lampę. A widział kto, żeby dzień udawał noc? Widział. Każdy widział. Wystarczy zasłonić szczelnie okna, albo wejść do jaskini, albo do lochu, w ostateczności opuścić się we wiadrze do studni.

Brak jak daje opozycję twardą. Tak się wydaje. A nawet jeśli nie jest tak, to z pewnością jest to opozycja twardsza, bardziej zdecydowana, nie rozmyta. Albo – albo.


Jest wiele przykładów takich opozycji: piekło – niebo, cisza – hałas, porządek – chaos, biel – czerń, dzień – noc... Oczywiście zupełnie inną rzeczą jest to, czy opozycje te są prawdziwe czy pozorne, to czy w ogóle istnieją opozycje najprawdziwsze i twardsze od diamentu, nie do podważenia, nie do ruszenia. Opozycje są z natury komplementarne. Składniki opozycji z reguły uzupełniają się. Świat, w którym byłby tylko dzień, byłby światem w połowie, byłby półświatem. Piekło ma w sobie niebo, a niebo ma w sobie piekło, tak jak biel ma w sobie trochę czerni, a czerń ma w sobie trochę bieli. Cisza jest zerowym hałasem, a hałas zerową ciszą głodem, zakładając, że istnieje coś takiego jak cisza doskonała, że istnieje hałas, który nie zawierałby nawet kwantu ciszy.


Umysł raz jest dżunglą, a raz pustynią. Dżungla jest swojego rodzaju pustynią. Dżungla jest pustynią obfitości. Pustynia jest swojego rodzaju dżunglą. Pustynia jest dżunglą braku. Ale pustynia jest też dżunglą piachu i kamieni. Podobnie jak wysokie góry, które są i dżunglą i pustynią. Podobnie jak ocean...


Różne bywają dżungle i różne bywają pustynie.


Nie jest łatwo myślom na pustyni. Nie jest łatwo myślom w dżungli. Pustyni nie jest łatwo z myślami i dżungli też nie jest z myślami łatwo. Myśli nie są łatwe, nawet te najzwyklejsze, najprostsze i najgłupsze. Nikomu i niczemu nie jest z myślami łatwo. Z czego niekoniecznie wynika, że gdyby nie było myśli byłoby łatwiej. Wszystkim i wszystkiemu. No ale myśli są. Niestety. Pojawiły się. Raz się pojawiły i już nie przestają się pojawiać.


Taka piękna pustynia. Taka piękna pustka. Taka piękna pustka intelektualna. Piach. Wydmy. Nagi grunt wysmagany wiatrem. I nagle coś się pojawia. Wbrew wszystkiemu. Coś gdzieś kiełkuje. Płoży się. Przyciska do ziemi. Coś gdzieś przemyka chyłkiem. Zostawia ślad. Szlag trafia cudną bezmyślność. Kurz szybko zasypuje ten ślad. Usuwa go. Wydaje się, że to wystarczy, ale znowu gdzieś się pojawia. Po co? Dlaczego tu? Skąd przybywa i skąd taki upór, żeby tu zostać? Bo gdzie indziej było jeszcze gorzej? Bo tu jest wolna przestrzeń? Tak, tu jest wolna przestrzeń, mnóstwo wolnej przestrzeni, którą trzeba zniewolić, którą trzeba zająć, którą trzeba wypełnić.

I wypełniają. I wszystko byłoby dobrze. Dałoby się żyć. Dałoby się istnieć. O jakże wspaniale by się żyło i istniało, gdyby nie to, że gdzieś tam, w innym kącie pustkowia, pojawia się coś innego. Też próbuje. Też znęcone. Też wygnane. Też zagubione i wreszcie odnalezione. Teraz nie jest już tak wspaniale. Teraz trzeba będzie dzielić tę przestrzeń z kimś-czymś. Trzeba będzie się zmagać z pustynią i z tym czymś-kimś obcym, nowym, nieznanym.

Aż pustynia cała zarośnie, cała się wypełni bestiami i demonami. Zamieni się w dżunglę, w której wszystko się kłębi, wszystko jest splątane ze wszystkim, gdzie nie widać ani nieba, ani ziemi, tylko ten różnozielony, wilgotny, duszny półmrok.

Czy z tego płynie wniosek, że lepszy jest las? Zwykły las albo zwykła łąka?

Czy stan pośredni jest stanem lepszym od stanów skrajnych?
Jeśli jest, to w czym jest lepszy? Każdy stan skrajny jest tylko stanem pośrednim między dwoma stanami pośrednimi... Lecz stan pośredni skłania do lenistwa. Stan pośredni nie wymaga takiej determinacji. Przynajmniej tak się nam i stanowi pośredniemu wydaje.

Zostawmy pustynie, dżungle, lasy, łąki, rzeki, morza, ziemię i powietrze i co tam jeszcze.
Każdy taki stan dobry i zły, lepszy i gorszy. Każdy czegoś pełny. Tego lub tamtego.
Niektóre myśli są jak drzewa, inne jak trawy, jeszcze inne jak mchy.
Niektóre myśli są jak ptaki, inne jak motyle, jeszcze inne jak hieny. Są też myśli jak bakterie, jak dżdżownice, jak krety. Jak pasożyty... Ach, znowu to jak.
Są myśli samożywne i cudzożywne. O tak. Teraz znacznie lepiej. Są myśli drapieżniki i są myśli ofiary. Są myśli grzyby wszystko rozkładające i są myśli kamienie co zdają się trwać nieprzerwanie, a kruszeją niedostrzegalnie.
I tak można by jeszcze długo wyliczać. Lecz to wszystko jest jasne. Ciemne jest to, że nie wiadomo które myśli są jakie. Które są drapieżnikami, a które są ofiarami. Które są pasożytami. Które żywią się padliną.

Nie to jest jednak ciemnością najciemniejszą, taką która oczy wykala. Najmroczniejsze jest to, że one wstydu nie mają, ani przyzwoitości, ani honoru, ani ograniczeń. Te, które szybowały pod najdalsze horyzonty kreśląc po niebie najpiękniejsze figury, za chwilę opadają na ziemię i już stają się ohydnym robactwem, skądinąd jakże pożytecznym. Osioł zamienia się w trawę, którą żuje, a ta staje się osłem. Lew zamienia się w gazelę, a gazela staje się tygrysem. Nigdy nie wiadomo co jest czym, co się czym stanie i kiedy.

Jedna wielka tropikalna burza piaskowa.

Zastanowiliśmy się.

Jakie czyste, białe niebo!





























Już nie takie czyste. Już się chmurzy.

<<<