P O L E . . . . P O L E . . . . P O L E . . . . P O L E . .
Pole czy ugór? Ugór czy pole? Jedna ziemia. Trzeba zaorać i obsiać. Najlepiej literą o. Albowiem litera o jest najbardziej ziarnista ze wszystkich liter. Wtedy byłoby to pole zachwytu i zadziwienia....

Bardziej ziarnista od litery o jest kropka, ale kropka nie jest literą. Chyba że jest to kropka od litery i . . . . . . Albo od j . j wydaje się atrakcyjniejsze. Wrasta głębiej i mocniej. Trudniej je wyrwać . . . . Lecz cóż z tego, skoro kropka jest taka sama. Nie ma litery, która miałaby nad laseczką-łodygą-źdźbłem kłos wielokropkowy. To znaczy więcej niż dwukropkowy.... Hmmm... A gdyby tak zasiać H i m? Takie pole mogłoby całkiem ładnie wyglądać. Byłoby to pole lekkiej zadumy nieco zabarwionej ironią. Lecz cóż z tego, że by ładnie wyglądało? Co da się potem zrobić z H i m ? Toż to zwykłe badyle. Nawet nie źdźbła | | | | | | | Och, coś by się dało wypleść. Płot jakiś. Buty jakieś. Szatę jakąś. . . . .. . . To i lepsze? Lepsze. Bo z i i i i i i i jest i słoma i ziarno. I kreski i kropki. A co z tych kropek da się zrobić? Da się je zemleć na mąkę? Czy też bardziej są one jak ziarenka piasku, z których nie wiadomo jak i kiedy powstaje pustynia . . . . . . . Albo dno morza...

Więc jednak lepiej byłoby sypnąć garść różnych liter. Ot, nasypać do płachty liter (skąd je wziąć? zakupić? ukraść? zdobyć? mieć? trzymać je w workach? w silosach? w liternikach?), wyjść na pole i siać po staremu. Po dawnemu. Jak siewca. Nie jak siewnik. O nie! JAK SIEWCA . . . . Syp! SYP!Syp! sYP! ssyp! syyp! SYP! syp! SYP! sypp! . . . . . Rytmicznie. Tanecznie. Dostojnie. Skocznie. Niby równo, lecz odrobinę (lub całkiem) nierówno. Z nieprzewidywalnymi zawahaniami. Z ledwo wyczuwalnym zacinaniem się. Z drobnymi potknięciami . . . . . Nierówno bym to pole obsiał. Równo nierówno. Równo rozłożyłbym nierówności. Za każdym razem czerpałbym przecież inną ilość liter. Każdy zamach niby taki sam, a jednak inny. A jeszcze tu i tam jakiś wiatr by się zerwał. Ziemia by westchnęła z politowaniem na moją niefrasobliwość. Na osobliwość takiego siania. Bo i co ja bym zasiał – chyba łąkę jakąś? Może nawet pole kąkolu? A gdybym tak najpierw wybrał litery? Kilka. Tych najważniejszych. Lecz które są najważniejsze? Jedna litera to jednak za mało. Za mało. Okropnie się trzeba namęczyć, żeby coś czytelnego ułożyć z jednej litery . . . . . . . Lecz to jest pole. To nie jest rozbuchana migotliwa łąka. Łąka jest odurzającym bełkotem. Pole ma być olśniewającym milczeniem.

P O L E . . . . P O L E . . . . U G Ó R . . . . P O L E . .

To raczej nierozsądna hipoteza. Jeśli litery byłyby ziarnami, to co byłoby wtedy grudami ziemi? Rozsądniej zatem przyjąć, że linijki liter to bruzdy ziemi, a litery to grudy i grudki. Wtedy należałoby zapytać jaka to gleba. Co to za gleba. Co na takiej glebie może wyrosnąć. . . . . . A co miałoby rosnąć – idee? przekonania? fantazje? zamysły? bzdury? Czy też raczej idea. Przekonanie. Fantazja. Zamysł. Bzdura.... Jedna idea. Jedna bzdura. Jedna wielka bzdura.

Bruzda bzdur...Bruzda bzdur...Bruzda bzdur...Bruzda bzdur...

Ta hipoteza, aczkolwiek nieco rozsądniejsza od poprzedniej, nie będzie rozsądniejsza od następnej. Nie uwzględnia ona bowiem tej wszędobylskiej bieli (która w każdej chwili mogłaby zamienić się w dowolny kolor, jednak z jakichś powodów tego nie czyni). Ta kolejna hipoteza, ta następna, ta właśnie w tym akapicie-zagonie opisywana, zakłada, iż to z bieli wszystko wyrasta. Że glebą jest tu przede wszystkim biel. Że są tu przede wszystkich gleby białe.... Które w każdej chwili mogą przekształcić się w gleby kolorowe – lepiej więc byłoby napisać, że występują tu tylko i wyłącznie gleby kolorowe, zmienne i nieprzewidywalne, teraz białe, za chwilę już nie białe albo dalej białe . . . . . . Taka nieprzewidywalność sprawia, że trzecia hipoteza jest mniej rozsądna niż pierwsza.

P O L E . . . . U G Ó R . . . . U G Ó R . . . . P O L E . .

Wszystko byłoby znacznie rozsądniejsze, gdybym był nie tylko siewcą, lecz także oraczem. Zaczynałbym orkę z jednego brzegu pola. Docierałbym do drugiego i zawracał. Jedna bruzda od lewej do prawej – druga bruzda od prawej do lewej . . . . . . No i powinienem orać sam. Jak to na oracza przystało. Radłem z kółkiem. Żeby mi się łatwiej pchało. Żeby bruzdy były nierówne. Jak kreski rysowane odręcznie – niedoskonale równoległe... A do siania wybierałbym tylko litery symetryczne. A po orce horyzontalnej następowałaby orka wertykalna, a po wertykalnej diagonalna . . . . . Wtedy litery musiałyby mieć symetrię promienistą – osiowa już by nie wystarczała.. . . . . . . A kiedy już bym wszystko dokładnie rozorał, rozdarł i spulchnił czy wiedziałbym co wybrać: pole, łąkę czy pustynię? Jeśli jeszcze miałbym jakiś wybór...

U G Ó R . . . . U G Ó R . . . . U G Ó R . . . . U G Ó R . .

< < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < < <