To nie jest ów słynny staw z nenufarami. Woda drży, migocze, połyskuje różnymi kolorami, ale nenufarów tam nie ma. Woda? Czy to jest woda? Wodę trudno dostrzec spod liści unoszących się na jej powierzchni grubym kożuchem. Może już nie ma wody. Może liście są wodą, wypełniają całkowicie dołek, do dna. To one drżą, migoczą, połyskują różnymi kolorami, najchętniej żółtawymi zieleniami, zgniłymi brązami, szarościami, niekiedy rozbłysną złotawą czerwienią, lecz wtedy pojawiają się wątpliwości, czy to woda czy rybia łuska. Cóż to byłaby za ryba? Bez wątpienia fruwająca. Powietrzna. Nadrzewna – a jeśli nie nadrzewna to chmurna. Niebiańska ryba. Ryba co spadła z nieba. Nie jest to bowiem ryba-przodek, która wypłynęła z wnętrza ziemi, lub która przybyła z drugiej strony świata, albowiem nie jest to jedno z tych jeziorek tak głębokich iż sięgających dna Ziemi i dna Czasu, prowadzących prostym tunelem aż do Epoki Snu, która panuje po drugiej stronie świata. Nie jest to też jedna z owych ryb na grzbietach których spoczywa świat – czy ich było kilka czy tylko jedna? Jeśli to jest ta ryba, to musi ich być kilka, inaczej świat by się zawalił; nie wiadomo jednak, czy tak się właśnie nie stało: oto świat spoczywający na grzbiecie tej ryby zawalił się i ona nie przytłoczona ciężarem żadnego świata wypłynęła na powierzchnię; przecież ona niekoniecznie nosiła ten świat – nosiła jakiś inny świat, całkiem mały, ryby nie są bowiem siłaczami jak mrówki i światy, które dźwigają, nie są od nich wielokrotnie większe i cięższe, są tylko trochę większe i cięższe, choć zapewne pomaga im w tym woda. To bardzo ciekawe: na każdej rybie inny świat – ile ryb tyle światów. I żadnych odcieni niebieskiego, ani lazuru, ani granatu, ani kobaltu, ani ultramaryny. Żadnych wód koloru atramentu – bo to nie jest kałamarz. Lecz atramenty bywają różne. Na przykład brązowe, zielone, czerwone, jak również bezbarwne. Tak. W różnych odcieniach bezbarwności. Niewidzialne. O rozmaitym stopniu niewidzialności. O różnych odcieniach niewidzialności. Tak. To interesujące. Widzialny świat opisany niewidzialnym atramentem. Niewidzialny opis świata widzialnego. Czy to to samo co widzialny opis świata niewidzialnego? Co zanurzyć w tym atramencie? Trzcinę. Proste, najprostsze pióro zrobione ze zwykłej trzciny. Tu nie rosną trzciny. Brzegi stawu są wolne. Szkoda. Pięknie się rysuje trzciny. Wszelkie szuwary. Takie to proste, a takie trudne. Wydawałoby się, że wystarczy nastawiać bardzo dużo pionowych, lub prawie pionowych, kresek, szybkich i zamaszystych, niemal jednakowej grubości, a potem tu i ówdzie uderzyć kartkę ołówkiem ukośnie lub zygzakiem, krótko w górę dłużej w dół, jak nożem, jak mieczem, jak pędzlem. I już. Gotowe ...... O, nie. Znowu nie trafione. A to za dużo kresek, a to za mało, a to za mocne, a to za słabe, a to kąt niewłaściwy, a to nasycenie czerni i szarości nie takie jak być powinno. I tak dalej. Ciągle i w kółko. Zwariować można od tej łatwości i prostoty tematu... Zamiast trzcin miskanty. Ściana miskantów. Prawie jak trzciny, jak szuwary, tylko trochę subtelniejsze, cieńsze, bardziej wiotkie, jaśniejsze, gęściejsze, więcej liści, wąskich, długich, łopoczących na wietrze niczym sztandary, więcej skosów i poziomów, wręcz same poziomy i skosy gdzieniegdzie przecinane pionami... i jeszcze te pierzaste pióropusze.... <<<