Siadam i patrzę. Nie na ulicę. Nie. W szczelinie między domami nie ma ulicy, nie ma placu, nie ma innych budynków. Ciemnoniebieskie niebo u góry, z prawej strony opadające klinem do krawędzi kamiennego starego muru ze spękanym, łuszczącym się tynkiem. Pośrodku ciemnozielone zbocze wzgórza, łagodna fala niesięgająca prawej krawędzi szczeliny..... Zupełnie jak flaga.... Taka mogłaby być flaga Liberlandii: trzy plamy niejednolitych kolorów zmieniających odcienie i intensywność – nie pasy, lecz plamy, plamy nie będące regularnymi wielokątami..... Zamiast flagi-symbolu flaga-widok. Albo flaga-abstrakcyjny-obraz. Nie zrozumieją. Będą się w zwykłym widoku doszukiwać znaczeń symbolicznych. I je znajdą. I tak przekształcą zwykły widok w zwykły symbol upraszczając widok do najzwyklejszych figur geometrycznych, prostych i regularnych, żeby te nie kojarzyły się z żadnym widokiem..... Zamiast starego muru mógłby być stary dach, już lekko zapadnięty, trochę zwichrowany. Z dachówek. O czerwieni lekko zgaszonej, przytłumionej, bardziej pomarańczowej niż brązowej. Pasowałaby..... Jak dobrze, że to nie flaga, tylko widok. Zwykły widok.