Arwokan Swidołaskow
KONCERT NA PUSTĄ SALĘ I BRAK ORKIESTRY


Myliłby się ten,                               kto uznałby, że niczego nie słychać.                    Ludzie (słuchacze i gracze) wcale nie są potrzebni, żeby sala pełna była dźwięków. Nawet jeśli zamierzeniem będzie uzyskanie ciszy absolutnej, czyli takiej, w której nie pojawi się absolutnie żaden najcichszy nawet dźwięk, to i tak coś będzie słychać. Problem nie polega na tym, że nie jest to dzieło niesłyszalne, lecz że jest ono niesłuchalne, ponieważ nie wolno wejść do sali, w której jest ono wykonywane – czy raczej do sali, która je wykonuje. Cóż zatem pozostaje zażartym, nigdy nie poddającym się melomanom, zaprzysięgłym miłośniki sztuki ariergardowej? Przyłożyć ucho do ściany? Przecież zamierzenie „kompozytora” (cudzysłów wydaje się konieczny, aczkolwiek tylko wydaje) może okazać się zupełnie inne niż osiągnięcie nieosiągalnej ciszy absolutnej. A jeśli została tam wpuszczona armia wygłodniałych termitów i teraz pożerają fotele, parkiet, deski sceny i wnet wszystkie drewniane elementy wyposażenia sali poczną pękać, łamać się, walić, roztrzaskiwać, rozsypywać wcale nie bezgłośnie w trociny? A jeśli została tam zamontowana specjalna aparatura podnosząca i opuszczająca fotele, najpierw trzeci rząd, potem dziewiętnasty, potem środkowa sekcja rzędu ósmego, i tak dalej, a wtem rozsuwają się kotary i zasuwają, włącza się klimatyzacja i wyłącza? Lub też chodzi o nieprzyspieszany, nieprowokowany, całkiem naturalny proces postępującego rozpadu, samodewastacji? Jakże cierpliwi muszą być miłośnicy ariergardy, jakże niełatwe jest ich życie....