Oczywiście, że się pomyliłem. Nie było żadnego muzikeionu. Był muzeion. A właściwie musejon. Czyli miejsce, w którym czczono muzy. Muzy.
A może Musy? Skoro musejon, to może Musy. Nieważne. Pomyliłem się i już. I właściwie to dobrze. Dzięki temu jest muzikeion. Miejsce, w którym czci się muzykę. A właściwie to muzikę. Gdyby czciło się w nim muzykę, to to miejsce nazywałoby się muzykeion. Lub muzykejon – aczkolwiek różnica między muzykeionem a muzykejonem nie jest tak istotna, jak ta między muzykeionem a muzikeionem. Bowiem istnienie muzikeionu jako czegoś odmiennego od muzykeionu wskazywałoby na istnienie muziki jako czegoś innego od muzyki. Mógłby to być zaledwie tylko pewien rodzaj muzyki, tajemniczy i nieznany – mogłoby to jednak być zjawisko tylko do muzyki podobne, do niej niejako równoległe, albo o nią się ocierające. 
Mielibyśmy wtedy do czynienia z zupełnie inną sztuką, a co za tym idzie, z inną Muzą. Malarstwo, literatura, taniec, muzyka, teatr, muzika....
Co to mogłoby być?
Ach, jakże ostrożne jest to pytanie. Zapytam zatem odważniej, zapytam wręcz brawurowo, straceńczo: CO TO JEST?
I odpowiem na nie równie brawurowo, z odwagą graniczącą z szaleństwem, w zapamiętaniu co gardzić każe najstraszniejszym niebezpieczeństwem:
NIE WIEM.
Zdawałoby się, że to szelest obracanych kartek, który czasami przybiera formę pulsowania wyczuwalnego, co prawda z trudem i przez bardzo nielicznych, na skutek nieco krótszych odległości między poszczególnymi uderzeniami-szarpnięciami, a także z powodu mniejszych różnic w owych odległościach. Taka sytuacja byłaby jednak dosyć wyjątkowa, z reguły bowiem króluje przypadkowość i chaos, który niekoniecznie musi być jedynie przypadkowością i chaosem naszego słuchania. Szelest obracanych kartek to nie szelest liści targanych wiatrem. Szelest obracanej kartki jest niczym cięcie noża – kartka jest ostrzem przecinającym przestrzeń, szelest jest dźwiękiem przecinającym ciszę. Przestrzeń i cisza zasklepiają się. Szum liści jest ciszą – bywa ciszą – może być ciszą - - - - - Liście są przestrzenią – bywają przestrzenią – mogą być przestrzenią - - - - - - zdawałoby się - - - - - - -
Łatwo wyobrazić sobie, że oto sala koncertowa zamienia się w czytelnię, lub że czytelnia zamienia w salę koncertową, i każdy słuchacz-gracz (bo przecież nie muzyk – a jeśli już to raczej muzik), czyli każdy czytelnik, czyta inną książkę, inną nie tylko ze względu na tytuł, lecz inną przede wszystkim ze względu na format, ilość stron i jakość papieru ...... To jednak byłoby zbyt blisko muzyki – to byłoby świadome działanie, to jednak byłaby jakaś forma kompozycji..... Jeśli tak, to czy nie byłaby to jakaś wskazówka, że muzika ma powstawać w wyniku działań nieświadomych, nieplanowanych, nie ma być efektem kompozycji – że to jest tylko uważne wsłuchiwanie się w otaczające dźwięki, tropienie takich ich układów, które mogłyby być kompozycją, wielkim dziełem muzycznym, gdyby je ktoś wcześniej zakomponował?
Jeszcze łatwiej wyobrazić sobie, że oto książki stają się instrumentami perkusyjnymi, lub perkusyjno-melodycznymi. Oczywiście te w twardych oprawach, bo te w miękkich nie brzmią dobrze, właściwie to nie brzmią wcale. Bo nie chodzi o to, żeby walić książką w stół – chodzi o to, by stukać palcami w okładkę . . . . . . . . No tak, ale to już prawdziwa muzyka, jakkolwiek nietypowy lub nawet dziwaczny wydawałby się instrument, na którym miałaby być taka kompozycja zagrana. Na przykład suita Jima Lorda, zwana potocznie „oceaniczną”, na 27 tomów dzieł wszystkich Josepha Conrada..... Tak, to byłaby najzwyczajniejsza w świecie, stara jak świat, skrajna awangarda, tak skrajna, że zasługująca na miano ariergardy.
O! ARIERGARDA!
Otóż to!
Muzika czyli muzyka ariergardowa.
Dlaczego nigdy nie mówi się i nie pisze o ariergardzie sztuki? W czym ariergarda gorsza od awangardy? Przecież jest ona równie skrajna.
Czyżby otóż to?
Słuchajmy. Słuchajmy. Słuchajmy.
niczego nie słychać

A teraz padnie pytanie, przy którym to poprzednie, jakże odważne i brawurowe, wyda się ledwie trwożliwym, tchórzliwym pod-nosem bąknięciem:
CZY TO BĘDĄ PIĘKNE DŹWIĘKI?

czyli w domyśle, w bardzo głębokim domyśle: czy piękna jest sztuka ariergardowa? czy to muszą być piękne dźwięki? czy sztuka ariergardowa musi czy nie musi być piękna?

<<<