Ż


Y

C

I

E


C


O


N

O

C

N

E



W



B

O

O


K

I

N

A


F


A

S

S

S

O


Najpierw widzisz na ekranie właśnie to. Trochę dziwnie rozmieszczone te litery. Trudno je poskładać w sensowne wyrazy, bo i one jakieś dziwne. Szczególnie dziwne wydaje się to potrójne S. Wielka rzadkość. Pierwszy raz widzisz słowo, które ma aż trzy takie same spółgłoski obok siebie. Zapewne nie chodzi tu o osiągnięcie efektu syczenia, bo nie jest to przecież znana powszechnie bajeczka o wężu. Zaczynasz zatem podejrzewać, że może i ten dziwny rozkład też nie jest przypadkowy – zapewne pozostaje w jakiejś relacji do tego, co pojawi się na ekranie, kiedy on już zniknie. Tak to przecież bywa z czołówkami. Bywa niekiedy i tak, że z całego filmu to czołówka jest najciekawsza. Zobaczymy co będzie dalej. Jeśli napisy są prawie odrębnym filmikiem, to z reguły jest on inny niż ten właściwy film, który po nich następuje. Spodziewasz się więc, że i te napisy za chwilę znikną i na ekranie pojawi się coś zupełnie innego. I owszem – pojawia się coś innego, niemniej jednak nie całkiem innego: co prawda litery zostają zastąpione zdjęciami, bardzo niewyraźnymi, zamazanymi, ciemnymi, ledwie co na nich widać, ale ekran w dalszym ciągu jest podzielony na tyle samo pól. A jest tych pól 30. I nie dlatego, że tyle jest liter i przerw między wyrazami. Bowiem to właśnie ilość liter nie jest przypadkowa, zaś liczba pól jest już tylko wypadkową tej pierwszej, podstawowej nie-przypadkowości. Tyle jest aspektów życia conocnego w Bookina Fassso. Jakie to są aspekty? Oczywiście najłatwiej byłoby zamieścić tutaj ich listę: sen, drzemka, chrapanie, bezsenność, za-krótka-kołdra, zmory, polucje, prostata, sny, duchy.... i tak dalej. Coś w tym rodzaju. Czyż jednak nie byłoby to obraźliwe? Czyż nie byłoby to powątpiewaniem w elementarne zdolności intelektualne widza, obawa, że nie poradzi sobie z rozszyfrowaniem najprostszych skojarzeń i metafor? Byłoby. Musisz się zatem pomęczyć. Wzrok trzeba wytężyć, bo ledwie co widać. Prawie nic. Coś tam majaczy – ale co to może być? A tu trzeba zachować siły na dalsze zagadki. Takie zakomponowanie ekranu (aczkolwiek nie ma w tym nic szczególnego – efekt to znany i stosowany od dawna, nigdy jednak w sposób tak konsekwentny i przemyślany, że aż przestaje być efektem, a uzyskuje rangę zasady) wskazuje na to, że będziesz miał do czynienia z innymi rygorami formalnymi o znaczeniu zupełnie fundamentalnym dla całego filmu. I rzeczywiście tak jest. Jak się później zorientujesz, nie występują w tym filmie żadni aktorzy. Ani zawodowi, ani amatorzy. Prawdę powiedziawszy w ogóle nie wiadomo czy ktokolwiek (i cokolwiek) w nim występuje. W trzydziestu różnych miejscach Bookina Fassso zainstalowano zwykłe kamery przemysłowe, nie są one więc ukryte. Wszyscy wiedzą, że one są i nikt sobie z tego powodu nic nie robi, tak jak nikt nie zwraca uwagi na kamery zainstalowane w sklepie lub banku, chyba że ma wobec sklepu czy banku bardzo niecne zamiary. Trzydzieści filmów pokazywanych jednocześnie na ekranie to po prostu zwykły zapis tego, co się dzieje w polu widzenia nieruchomej kamery od zmierzchu do świtu. Rozmieszczenie kamer nie jest ani przypadkowe, ani dokładnie przemyślane. Każdą kamerę instalowała w dzień trzyosobowa ekipa i miała na to godzinę. W ciągu tej godziny miała nie tylko zainstalować kamerę, ale także dokonać wyboru miejsca. Żadnej preselekcji nie było; poszczególne ekipy nie czyniły między sobą żadnych uzgodnień, mogło się więc zdarzyć, że kamery znajdowały się obok siebie lub siebie nawzajem obserwowały. Nie było też czasu na porządne sprawdzenie, czy wszystko działa jak należy, zatem późniejsze błędy i defekty nikogo nie zaskakiwały i niczyjej irytacji nie wywoływały. Wszak to jeden z aspektów.... ach! miałem nie ujawniać aspektów! ..... Następnego dnia kamery zostały przeniesione w inne miejsca, tak aby sfilmować następną noc w Bookina Fassso. A kolejnego dnia w jeszcze inne miejsca. Zwracam uwagę, że za każdym razem respektowano zasadę ograniczonej przypadkowości i niepełnej premedytacji. Materiał wydobyty z każdej kamery nie został poddany żadnej obróbce, nic z niego nie wycięto, niczego nie domalowano. Jedynym zabiegiem montażowym było umieszczenie tych trzydziestu filmów razem na jednym ekranie, tak by umożliwić ich jednoczesne oglądanie. Nie oznacza to jednak, że w filmie wykorzystano cały materiał. Nie wiadomo ile nocy nakręcono. Z całą pewnością co najmniej kilkanaście, więc na ŻYCIE CONOCNE W BOOKINA FASSSO składa się kilka początkowych nocy. Na ŻYCIE CONOCNE W BOOKINA FASSSO 2 będzie się składało kilka nocy środkowych, a na ŻYCIE CONOCNE W BOOKINA FASSSO 3 kilka nocy końcowych. Zakładając, że będzie kontynuacja. Zakładać jednak należy, albowiem kontynuacja wydaje się nieunikniona zważywszy nieunikniony sukces filmu. Dlaczego nieunikniony? Bo to przecież najtańsza rewolucja w kinematografii! Możliwy byłby nawet jeszcze tańszy wariant. Mianowicie, do dyspozycji jest tylko jedna kamera. Instaluje się ją w dzień zgodnie z wyżej opisanymi zasadami. Następnego dnia przenosi się ją w inne miejsce. Ekipa przenosząco-instalująca nie ogląda materiału uzyskanego w ciągu nocy, ani też nie może wałęsać się bezczynnie (czyli kiedy kamera jest zainstalowana i pracuje) po Bookina Fassso, żeby przypadkiem jakieś miejsce nie zwróciło jej uwagi... Nie wiadomo, jednak czy ten wariant realizacyjny byłby tańszy, zważywszy znacznie wydłużony czas powstawania dzieła. Powstanie następnych części będzie też nieuniknione z innego powodu. Pierwsza część nie rozwiązuje pasjonującej zagadki trzech S. Co prawda wyklucza bajeczkę o wężu i sugeruje, że może chodzi tu o uniknięcie nieprzyjemnych skojarzeń z dwuesową angielską oślą dupą, nie są to jednak wyjaśnienia zadowalające i wyczerpujące.
No a jak wygląda to conocne życie w Bookina Fassso? Trudno napisać. Trudność tę powoduje fakt, że film pokazuje tylko kilka nocy. I nie wiadomo jak się te noce mają do innych nocy. Mogły być wyjątkowo spokojne albo wyjątkowo burzliwe. Mógł akurat padać deszcz, a widz wyciągnąłby całkiem mylny wniosek, że w Bookina Fassso bez przerwy leje, a tam akurat jest wyjątkowo sucho i te deszczowe noce były zadziwiającą anomalią wszystkich wprawiającą w zdumienie, wręcz w osłupienie. Wydaje się, że rozwiązaniem tej trudności byłoby sfilmowanie trzystu sześćdziesięciu pięciu nocy, czyli całego roku. Niestety, tak by się tylko wydawało. Jeden rok wcale nie świadczy o innych latach. Załóżmy jednak, że tych kilka nocy to próbka wystarczająco reprezentatywna dla okresów między katastrofami, milcząco zakładając, że po katastrofie kraj wraca do stylu i sposobu życia sprzed katastrofy, co przecież jest założeniem raczej błędnym, aczkolwiek opartym na niby dobrze udokumentowanych wieloletnich obserwacjach – równie dobrze udokumentowane jest jednak założenie odwrotne, to o przestawianiu zwrotnicy dziejów i żywotów w wyniku katastrofy. I cóż nam się objawia? Mieszkańcy Bookina Fassso piszą książki. Wszyscy. Wszędzie. Ciągle. Także nocami. Tak. W zasadzie nic innego nie robią, tylko piszą książki. Albo udają, że piszą.
Ciekawe co to była za katastrofa, która spowodowała, że wszyscy zaczęli pisać książki. Równie ciekawe jest to, jaka katastrofa sprawi, że przestaną to robić i co będą robić w zamian. Czytać to, co napisali?

No dobrze. Tyle rozważań tyleż wstępnych, co niepotrzebnych. Spójrzmy na pole numer 27. Co widzimy? No właśnie, cóż my tam widzimy? Nic nie widzimy. A na polu czternastym? Też nic. A na polu osiemnastym? Też nic. I na siedemnastym i na dziewiętnastym też nic. Strasznie ciemna ta noc w Bookina Fassso. Prądu nie mają? Świec im brakło? Ognia nie znają? Łuczywa jeszcze nie wymyślili? Skoro piszą, to oczy im powinny świecić jak latarki i tymi oczami powinni sobie oświetlać strony, na których piszą. Chyba że piszą z zamkniętymi oczami. W ekstazie. Tak jak muzycy grają. Cali zamienieni w słuch. Oczy im niepotrzebne. Oczy tylko przeszkadzają. Cali są tylko dźwiękami. To ci tutaj powinni być słowami. Cali powinni być zdaniami ....... O, tam coś widać. To chyba okno. A w oknie chyba lampka. Tak. To lampka się odbija. Ukośna biała kreska. Pod tą kreską chyba twarz. Niewyraźna. W białej obwódce. Chyba siwe włosy i siwa broda. Pod tą twarzą gruba, pozioma krecha, jej końce rozpływają się w ciemnościach, rozmazują się w ciemnościach, przechodzą w czerń. Refleks światła na czymś, co mogłoby być tablicą. Albo blatem ustawionym prawie pionowo. Może na tym blacie ma ułożoną kartkę papieru. Pisze? Rysuje? Zastanawia się. Czy ją zniszczyć niefortunnymi słowami, czy też może niezręcznymi kreskami. Może ją zostawić pustą ...... Pisać. Pisać. Pisać. Pisać. O czymże tu pisać? Tak sobie myśli czy zupełnie inaczej? Oczy są nieokreślonymi plamami, a usta wykrzywiają się w nierozpoznawalne grymasy ...... Czyżby wszyscy spali, a tylko on jeden chciał coś napisać? A może już zasypia. Walczy z ogarniającą go sennością. Ledwie siedzi. Kiwa się. Słania. Ręka zaraz mu uśnie i zacznie stawiać na papierze kulfony, ni to rysunki, ni to litery ..... Lecz kiedy on zgasi swoją lampkę, ktoś inny, gdzie indziej zapali swoją lampkę. Poczekajmy. Zobaczymy. Nie uśnijmy. Tylko nie uśnijmy. Nie uśnijmy jak zwykle w najciekawszym momencie .....  




nie


śpijmy

bo

do

napisania

30

opowieści


pierwsza


ma

się

zaczynać

od

słowa


NIE

druga

od

słowa

ŚPIJMY

trzecia


od

słowa

BO

czwarta

od

słowa


DO

piąta

od

liczby

30


I tak dalej. I po co to komu? Ano, jest tu taki jeden, albo dwóch.

>>>>