NIECODZIENNE ŻYCIE CESARZA BOOKASSSY PIERWSZEGO

Najpierw tablica z wyjaśnieniem, które wyjaśnia wiele, ale nie wszystko, jak to z wyjaśnieniami bywa; nie należy jednak wyjaśniać wszystkiego, szczególnie na początku filmu, który nie potrafi się zdecydować czy chce być metaforą czy nie, czy stara się wznieść ponad realizm, czy opaść poniżej, lub też ustawić całkiem obok, przed lub za, albo znaleźć się dokładnie w jego środku.

Niniejszym chcieliśmy oznajmić, że My, Cesarz, nie mamy nic wspólnego z naszymi przodkami, poza tym, że jesteśmy ich potomkiem. Czyimś potomkiem przecież musimy być. Oczywiście, jako cesarz moglibyśmy wydać dekret stwierdzający ponad wszelką wątpliwość, że nie jesteśmy niczyim potomkiem, że przyszliśmy na świat w sposób najniezwyklejszy z niezwykłych, czyli wyskakując z książki, lecz tego nie zrobimy. Z szacunku dla poddanych, którzy aż takimi głupcami nie są, a przynajmniej nie powinni być. Żeby nie było wątpliwości co do naszej pierwszości, zwracamy uwagę, że jako jedyni na świecie, więc także pierwsi, mamy w imieniu-nazwisku-przezwisku-przydomku potrójne S. Podwójne O też nie pojawiło się przypadkiem i mówi samo za siebie, aczkolwiek tylko w jednym języku, bo w innych już nie, o czym należy pamiętać.

Tron. Chyba. Jakoś na tron nie wygląda. Bardziej na zwykły fotel. Zwykły? Raczej nie. Niezwykły? To zależy jakie kto ma wyobrażenia i wymagania. Zarówno co do zwykłości i niezwykłości. Nie wiadomo, przynajmniej na razie, jakie wyobrażenia o tronie i jakie wymagania co do tronu ma cesarz Bookasssa, ani co sobie myśli o zwykłości i niezwykłości. Nam, oglądającym, bardziej przypomina fotel. Oglądamy go dokładnie i zastanawiamy się z czego jest zrobiony.

Przy okazji próbujemy odpowiedzieć na pytanie: czy wszystko na czym usiądzie cesarz, albo król, jest tronem? Czy może jest tak, że jest jeden tron stały, który jest tronem nawet jeśli nie siedzi na nim cesarz lub król, oraz są trony chwilowe, przejściowe. Cesarz wstaje i krzesło, lub fotel, przestaje być tronem. Domyślamy się, że tak myśli cesarz Bookasssa.

Nie widzimy, czy cesarz siedzi na fotelu, więc jeśli nie siedzi, to fotel jest tylko fotelem, nawet gdyby był fotelem ulubionym i nikt inny poza cesarzem nie miał prawa na nim siadać. Widzimy plecy fotela. Obszyte są żółtym materiałem, który gdyby chciał udawałby złoto, ale nie chce i nie udaje. Trudno ocenić czy to jedwab czy len czy coś innego, nieznanego nam, widzom, a dobrze znanego cesarzowi, bo z produkcji właśnie tego cesarstwo słynie. Materiał pokryty jest literami i również trudno ocenić, czy są one nadrukowane czy wytłoczone. Na pewno są nieczytelne, bo mocno zatarte, co wydaje się dziwne, zważywszy, że to plecy fotela. Zapewne fotel stał długo przy ścianie, dotykał jej, opierał się o nią. Czyżby przez jakiś czas trwał w niełasce, a teraz znowu znalazł uznanie w oczach cesarza? . . . . Jest jeszcze jedno wytłumaczenie: to nie tapicerka, lecz narzuta. W wielu miejscach materiał marszczy się, odstaje, przedziera – wygląda spod niego gruba warstwa makulatury; te dziury właśnie penetruje wścibska kamera... Tekturowy fotel papierowy tron?

Twarz. Cała w cętki. Jak pysk pantery. Raz w kratkę. Raz w paski. Pionowe, ukośne, poziome. Mieni się i wibruje. To przez silny snop światła wpadającego chyba przez okno czymś zasłonięte: firanką o dziwnym wzorze, który zapewne okaże się fragmentem tajemniczego tekstu bardzo istotnego dla rozwiązania niejednej zagadki cesarstwa? roletą? siatką o dużych okach, więc chyba chroniącą przed szerszeniami? drewnianą maszrabiją? nieomal gotycką kamienną koronką co swą niebywałą finezję i delikatność zawdzięcza nie tylko kunsztowi miejscowych rzemieślników, lecz i właściwościom tutejszych skał? Dlatego nie sposób określić koloru skóry cesarza – połyskuje ona i iskrzy, raz matowieje i gaśnie, raz lśni jak spocona. Najbieglejszy malarz nie zdołałby uchwycić tej zmienności, skapitulowałby najczulszy aparat. Podobnie najsprawniejszy rysownik nie uchwyciłby rozedrganej linii nosa jednocześnie przypominającej orli dziób i rozpłaszczony kartofel, ani warg grubocienkich, wydętopłaskich, w rozchyleniu zaciśniętych. A oczy? Jak u sarny, jak u ważki, jak u kraba...

Głowa. Nieokreślona. Kulista? Jajowata? Sześcienna? Łysa? Z bujną czupryną? Włosy proste czy pokręcone? Z przodu proste, z tyłu kręcone. Lub na odwrót. Raz tak, a potem inaczej... Zachwycająca praca kamery. Pokazuje wszystko, nie pokazując nic. Niczego nie pokazuje, a widać wszystko... Głowa lekko pochylona. Pogrążona w zadumie. Opadająca na pierś pod ciężarem myśli. Albo właśnie podnosząca się, coraz lżejsza, od myśli uwalniana, opróżniana, coraz bardziej pusta i czysta. Kołysząca się niczym balon. Pięknie wygląda nad obszerną szatą okrywającą cesarskie ciało.

Szata. Niektórzy spodziewaliby się, że jej nie będzie, ale to przecież król był nagi – cesarz nie jest. Szata dyskretnie szeleści. Albowiem jest papierowa. To znaczy, nie ma co do tego pewności, lecz wygląda jakby była uszyta, lub sklejona, z papieru. Jest sztywna, łatwo się mnie i zagina, a nawet drze. Nie jest to jedna wielka płachta, o nie, to są kartki, co do tego nie ma wątpliwości, mniejsze lub większe, wszystkie pokryte znakami, niektóre drukowanymi, inne pisanymi ręcznie. To jest szata z makulatury. Co robić z ogromnymi ilościami kartek zapisanych przez cesarskich urzędników? Wykorzystywać je do jeszcze do czegoś. Cesarz nie lubi marnotrawstwa. Dlatego lubi szelest papierowych szat. Papier zadrukowany i używany po wielokroć szeleści inaczej, subtelniej. Niewiele szelestów słuchać. Cesarz nie wierci się, nie zmienia co chwilę pozycji. Siedzi prawie nieruchomo. Na kolanach trzyma rozłożoną książkę.

Książka. Jest wydrukowana na pięknym jabłkowym papierze. Ma on lekko zielonkawy odcień. Raczej leciutko żółtawy. Czyli zielonkawo-żółtawy. Nie jest przecież w kolorze skórki, lecz w kolorze miąższu – jabłka, choć różnokolorowe na zewnątrz, wewnątrz są białawe. Czasami pojawia się też delikatny powidok brązu. I ciepłego złota. Każdy miąższ każdego jabłka, niezależnie od tego, że jest białawy i niezależnie od koloru skórki, po pewnym czasie brązowieje. Bywa, że suszone jabłka stają się złociste, lecz nie złote... Cesarz ma ogromny sad, w którym rosną tylko jabłonie rodzące jabłka zwane papierówkami. Tak je nazywano od zawsze, nie dlatego, że ktoś z nich robił papier, lecz dlatego, że kiedy były już mocno dojrzałe, a nawet przejrzałe, ich miąższ zaczynał przypominać papierową pulpę. Wszystkie książki w cesarskiej bibliotece są wydrukowane na takim papierze... Tego wszystkiego domyślamy się – taka jest sugestywność obrazu, taka jest moc detalu, tak nas pochłania porowata faktura stron.

Nie wiemy o czym jest książka. Wiemy tylko, że cesarz czyta powoli. Kartki przewraca rzadko. Strony są dosyć duże, więc musi być na nich całkiem sporo tekstu, lecz nie w tym jest problem. Cesarz czyta powoli, albowiem delektuje się tym, co czyta. Cesarz smakuje słowa. Żuje zdania dokładnie, żeby wydobyć z nich wszelkie niuanse znaczeniowe.

Nagle, ruchem niespiesznym, aczkolwiek zdecydowanym, wyrywa kartkę i równie niespiesznie podnosi ją do ust, wkłada między zęby i odgryza kawałek. Miele go przez jakiś czas silnymi cesarskimi szczękami i połyka, po czym odgryza następny kawałek. A kiedy cala kartka znika w czeluści cesarskich ust, wyrywa następną kartkę i też ją zjada.

Czytanie to walka. A kiedy już pokona się przeciwnika, należy go pożreć, żeby przyjąć jego moc.

Twarz cesarza promienieje zachwytem. Ciało cesarza emanuje potęgą. Oto Bookasssa. Pożeracz Książek.
  

Niniejszym oznajmiamy, że tak było we czwartek.
W piątek już tak nie jest. Fotel stoi pusty. Cesarza nie ma. Cesarz robi coś innego. Jest gdzie indziej. Nie wiadomo gdzie.
Podobnie będzie w sobotę.

Tak wygląda niecodzienne życie cesarza Bookasssy Pierwszego.





>>>>