Ciekawe jaki widok z okna.
Ciemno. Czarno. Prawie czarno. Coś się wyłania. To jest ta pora, kiedy to co widać przez okno nie ma głębi, zupełnie jakby za oknem była płaska dekoracja wykonana z tektury. Gdybym otworzył okno głębia by wróciła. To chyba sprawa powietrza... Zapewne.... Teraz już tak nie jest. Już nie. Ta chwila tak bardzo szczególna, chwila spłaszczenia, mija. Już minęła. Już świat nie jest wycinanką z papieru. Ach, to taka ulubiona metafora. Ciągle nie potrafię znaleźć innej. Ciągle ta wydaje się najtrafniejsza. A nie jest, albowiem świat, ten świat za tym oknem o tej szczególnej porze, jest kilkoma wycinankami nałożonymi jedna na drugą. Teraz jest już inna szczególna chwila. Już papierową wycinankę trzeba wyrzucić do kosza. Teraz świat, ten świat za tym oknem o tej porze która nie jest już porą wycinanek z czarnego, czarniejszego i mniej czarnego, granatowoczarnego papieru, wygląda jak arcydzieło malarstwa pejzażowego. Tutejszego czy tamtejszego? Akwarela? Olej? Czy lawowany tusz? Żółta brzoza oświetlona miękkim, wilgotnym, fiołkowym światłem padającym na nią nie z góry, lecz całkiem z lewej strony. Fontanna już prawie bezlistnego jesionu na tle dwóch pasm lasu, lekko przymglonych... czyżby zakurzonych? nie, chyba nie, nie widać, żeby tam była jakaś droga – raczej jakieś łąki podmokłe, miękkie, chlupoczące pod nogami.... czyżby zadymionych? któż by o tej porze tak wczesnej palił ogniska? Ziemia dymi, ziemia dyszy porannymi mgiełkami. A nad dwoma pasmami lasu, dolnym trochę ciemniejszym, lecz mniej matowym od górnego, pastelowe niebo. Tak. Niebo narysowane pastelowymi kredkami.
Ciekawe jakby to wyglądało, gdyby narysować ten widok ołówkiem? Jak sobie poradzić z rozczochranym jesionem dopiero co obudzonym? Jak z tą nieruchomą chmurą i chmarą żółtych brzozowych liści? Jak ze srebrnoszarymi łąkami wyłaniającymi się spod grubego, brudnozielonego, tu i ówdzie przetartego i dziurawego płaszcza starego ogrodu?
Odłożyć kartkę. Odłożyć ołówek. Patrzeć. Siedzieć i patrzeć. Będzie sto razy lepiej niż w kinie.

To byłoby ciekawe: jeździć i kolekcjonować okna. Niekoniecznie hotelowe. Albo tylko hotelowe? Hotelowe są inne niż domowe. Hotelowe okno może być przez chwilę moim oknem. Okno w czyimś domu nigdy nie będzie moje, nawet przez chwilę.