Rozumiem czy aby na pewno? może tylko udaję, a sam niczego nie rozumiem, bzdury wypisuję myśląc, że to pomoże mi cokolwiek zrozumieć zakłopotanie: przede wszystkim powinna być tablica, na której widniałyby nazwy wymienianych walut, a takowej nie ma. I na tej tablicy, oprócz nazw, powinny także znajdować się liczby, które pokazywałyby jaka jest wartość jednej waluty względem drugiej, to znaczy ile jednostek jednej waluty trzeba dać (zapłacić), żeby otrzymać jedną jednostkę drugiej waluty.
To właśnie te liczby budziły największe zainteresowanie i emocje, albowiem one, w pewnym oczywiście stopniu, decydowały o tym, czy ktoś w danym kraju mógł się poczuć w miarę bogatym, czy też w miarę biednym. Zważywszy wielorakie i dalekosiężne skutki tych emocji, trudno chyba byłoby uznać je za zdrowe. Gdyby jednak użyć w stosunku do nich metafory kija, to na drugim końcu też czaiłaby się okropna choroba, jako że ci nieliczni, których te liczby w ogóle nie wzruszały wcale bynajmniej nie cieszyli się doskonałym zdrowie, takim które można by stawiać za przykład innym, a nawet jeśli zdrowie im dopisywało co pewnie było wynikiem splotu zupełnie innych okoliczności całkowicie nie związanych z tymi liczbami, to nie dopisywało im wszystko inne ...... Znowu chyba wypisuję bzdury, więc czym prędzej wracam do liczb, gdyż one, jako coś nad wyraz konkretnego i oczywistego, powinny mnie od wypisywania bzdur odwieść. Nic bardziej mylnego. Wszak są to liczby urojone. Na wskroś i z całą pewnością. Aczkolwiek i z urojeń można budować całkiem logiczne i nieurojone układy, dobrze jednak pamiętać do końca albo raczej jak długo to tylko możliwe – prędzej czy później wszyscy o tym zapomną, a jeśli zdarzy się ktoś kto o tym nie zapomni, albo wskutek różnych dziwnych i poplątanych okoliczności nagle o tym sobie przypomni, to i tak zostanie uznany za szaleńca, albo co najwyżej niezłego zgrywusa, ba! wybitnego komedianta, który mógłby bawić ludzi na scenach całego świata rozśmieszając ich do łez – i tu należałoby uważać, mogliby oni bowiem tracić wzrok od nadmiaru łez, lub co gorsza, pękać ze śmiechu, a to nie byłoby nic przyjemnego, oj, to nawet byłoby bardzo nieprzyjemne, proszę sobie wyobrazić jak wyglądałaby sala po takim występie – fuj! - to proszę sobie już nie wyobrażać, a tylko przypomnieć pewien film opowiadający o inwazji przebiegłych Marsjan, których prymitywni Ziemianie pokonali okropną piosenką: Marsjanom pękały od niej ogromne mózgi zamknięte w przezroczystych kulach i trudno im się dziwić, chociaż zapewne nigdy nie dowiemy się, czy te jakże efektowne eksplozje były wynikiem szpetoty i kiczowatości nadawanej piosenki, czy też może akurat taka konfiguracja fal dźwiękowych powodowała u nich gwałtowne rozszerzanie się płynów tkankowych i wprawiała w nadmierne wibracje jakieś substancje zielonkowe że ta wspaniała konstrukcja zbudowana jest z urojeń: urojenia są jej fundamentami, urojenia są jej ścianami i urojenia są jej dachem pamiętajmy też, że minus z minusem daje plus, natomiast plus z plusem wcale nie daje minusa ...... Weźmy na przykład liść dębu. Ile liści klonu wart jest liść dębu? Wiadomo, że sytuację znacznie komplikuje fakt, że liście dębu są bardzo różne, w zasadzie nie ma dwóch takich samych liści dębu, możne jednak przyjąć, że takie cechy jak kolor, wielkość, grubość, sprężystość, kształt, odcień, wzór i jeszcze kilka innych nie są istotne dla określenia wartości liści, że jedyne co o tej wartości decyduje, to dębowość tego liścia, co oczywiście jest wierutną bzdurą – czyż jednak nie zostalibyśmy wprawieni w osłupienie, gdyby kasjer uzależnił wysokość kursu danej waluty od stopnia zniszczenia poszczególnych banknotów? Ktoś powie: pięć. Ktoś inny zapyta: dlaczego akurat pięć? Ktoś na to oświadczy: przecież jest prawo podaży i popytu, w myśl którego coś jest warte tyle, ile ktoś jest skłonny za to coś zapłacić. Wtedy ktoś doda: ale pamiętajmy, że ludzie najbardziej skłonni są nic nie płacić i najchętniej braliby wszystko za darmo, z czego należałoby wysnuć wniosek, że wszystko warte jest nic, a ceny są czczym wymysłem, zwykłą prostacką spekulacją. Ktoś dorzuci: pamiętajmy też o tym, że podaż i popyt pojawiają się później - powstaje jakieś państwo i wprowadza nową walutę, której nikt nie zna i o której istnieniu wszyscy dowiadują się z takiego oto komunikatu: za jednego libra (niech będzie libr) trzeba zapłacić pięć czegoś tam, to skąd oni wiedzą, że akurat pięć? no skąd? ..... bo potem to wiadomo, ale ten początek .... Ach! zawsze kłopoty z tymi początkami. Najprościej stwierdzić, że początków nie ma ...... Nie ma też takiej tablicy. Nie ma i już. Nie miałaby ona sensu. Przy tak niestabilnych kursach szalejących od zera do nieskończoności, całkowicie nieokreślonych, zależnych jedynie od czyjegoś humoru, wziętych z powietrza, wyssanych z palca, nie informowałaby ona o niczym. A nazwy? O, nazwy były interesujące. Właściwie to można by wymieniać same nazwy. Tak, to dosyć interesujące.
Można jednak wyobrazić sobie zupełnie inne miejsce. Nie schludne, wręcz sterylne pomieszczenie przepełnione elektroniką, lecz otwartą przestrzeń, znacznie bardziej otwartą niż dziedziniec, plac czy ulica – może droga, może trakt, może ścieżka, a może nawet nie to, może ogromna łąka, step może albo i pustynia ....... i ławka – ława – wcale nie szeroka, ot, zwyczajna ława, nie taka też znowu wąska, położyć by się na niej można i przespać, choć wymagałoby to pewnej zręczności, jak również przyzwyczajenia, wystarczająco szeroka musiałaby ona być, żeby dało się na niej położyć nie tylko ciało, lecz najprzeróżniejsze rzeczy, po jednej i po drugiej stronie, naprzeciwko siebie, te które miałyby być wymieniane jedne na drugie ..... lecz zważywszy niesłychaną różnorodność walut i ich przerażającą wręcz zmienność, jak też i to, że nigdy nie byłoby wiadomo jaka waluta obowiązywałaby danego dnia wszak libry, albo libery, to wolna waluta, a wolna waluta, to waluta całkowicie nieokreślona we wszystkich swoich parametrach, musiałaby to być niewyobrażalnie długa ława, kto wie czy nie nieskończenie długa, więc trudna do wykonania, bardzo trudna, niewykonalna wręcz, a jeśli niewykonalna, to jej nie wykonujmy, można przecież wszystko rozkładać na ziemi, na trawie, wśród kwiatów ....... No a jeśli to będą kwiaty? Jeśli ktoś będzie chciał wymienić babkę lancetową na tymotkę? Zaistnieje niebezpieczeństwo pomieszania się. Pomieszają się. No to się pomieszają i już. Nic takiego się nie stanie. Stanie się trochę pomieszania. Zresztą to byłby przypadek prawie skrajny. Bo liście dębu już się nie pomieszają. Ani liście klonu. Ani liście jesionu. Ani liście jabłoni. Choć liście antonówki trudno będzie odróżnić od liści koszteli.
Ha! Droga się z tego zrobi. Taka bez początku i końca. Jak to droga.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
płatki róży | | płatki astrów
patyczki | | szyszki
zwitki kory brzozowej | | stare płyty gramofonowe
płaskie trójkątne kamyki | | mp4
obierki | | ogryzki
truchła much | | padłe pająki
muszle szczeżui | | muszle winniczka
krople porannej rosy | | grudki zaschniętego błota
poranny szron | | pierzaste chmury
wczesnoporanne przebudzenia | | późnowieczorne zasypiania

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Lecz cóż ja widzę? Nazwy ja widzę.
A więc jednak nazwy. Słowa.
To dobrze. Niech będą zatem słowa.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
pierwszy łyk świeżo zaparzonej herbaty | | drugi łyk świeżo zaparzonej herbaty
czwarty łyk drugiego parzenia | | trzecie zanurzenie warg

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
czarna noc za oknem | | deszcz deszcz deszcz
znikające płatki śniegu | | gwałtowny podmuch wiatru

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
stary rachunek za telefon | | zaproszenie na otwarcie wystawy
nieoglądnięty film | | nieprzeczytana recenzja
odrapany stary tynk | | poraniona słońcem brunatna chmura
zatkany nos | | niewyregulowane zawory

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Chciałbyś coś dopisać. Albo oczekujesz, że takie dopisywanie będzie regułą. Wtedy ta ścieżka wydłużałaby się na podobieństwo tych wydeptywanych w trawie. Nic z tego. O nie. Żadnych dopisków. Pamiętaj, że jesteś w krainie gdzie pisanie książek jest tak mile widziane, jak niemile jest widziane wypisywanie własnych uwag na marginesach, podkreślanie słów i zdań i wszelkie inne mazanie. To interesujące, że ludzie tak beztrosko mażą po książkach, a nie mażą po wiszących na ścianach obrazach, nawet gdy są to tandetne reprodukcje. Ani nie dogrywają żadnych swoich dźwięków do muzyki na płytach lub taśmach, co, chociaż znacznie trudniejsze niż robienie notatek na marginesach, jest możliwe ....... Ach! Tyle tych słów! Któż by się nimi przejmował.

Ile warte jest słowo?
Ile gruszek warte jest słowo „jabłko”?